Pożegnanie z miłością na drodze do domu

polregion.pl 1 dzień temu

**9 listopada**

Wysadziwszy kochankę z samochodu, Buczyński czule się z nią pożegnał i ruszył do domu. Przed blokiem zatrzymał się na chwilę, ważąc w myślach, co powie żonie. Wszedł po schodach i otworzył drzwi.

— Cześć — rzekł Buczyński. — Weronika, jesteś w domu?
— Jestem — odparła żona obojętnie. — No to co, smażyć kotlety?

Buczyński postanowił działać prosto — stanowczo, bez owijania w bawełnę, po męsku! Zamknąć rozdział podwójnego życia, póki jeszcze czuł na ustach gorące ślady pocałunków kochanki, póki nie wciągnęła go znów mielizna codzienności.

— Weronika — odezwał się, odchrząkując. — Chcę ci powiedzieć… iż musimy się rozstać.

Wiadomość przyjęła bardziej niż spokojnie. W ogóle trudno było wyprowadzić Weronikę z równowagi. Kiedyś choćby przezywał ją „Weroniką Lodem“.

— To znaczy co? — zapytała, stojąc w progu kuchni. — Nie mam smażyć kotletów?
— Jak chcesz — odparł. — Smaż albo nie. Ja odchodzę do innej kobiety.

Większość żon rzuciłaby się w takiej chwili na męża z patelnią albo urządziła sceniczną awanturę. Ale Weronika nie należała do większości.

— Wielkie halo, tragedia — mruknęła. — A buty z naprawy przyniosłeś?
— Nie — zmieszał się Buczyński. — jeżeli to takie ważne, zaraz jadę i odbiorę!
— Oj, ty… — westchnęła. — Zawsze taki byłeś. Poślesz durnia po buty, a on jeszcze stare przyniesie.

Buczyński poczuł się urażony. Zdawało mu się, iż ta rozmowa o rozstaniu idzie nie tak. Brakowało emocji, ognia, dramatycznych słów! Ale czego się spodziewać po żonie, którą nazywał Weroniką Lodem?

— Chyba mnie nie słyszysz! — podniósł głos. — Mówię ci wprost: odchodzę do innej! A ty o jakichś butach!
— No właśnie — odparła. — Ty możesz odejść, kiedy chcesz. Twoje buty nie są u szewca.

Żyli razem długo, ale Buczyński wciąż nie potrafił odgadnąć, kiedy żona żartuje, a kiedy mówi serio. Kiedyś właśnie z tego się w niej zakochał — spokój, brak krzyków, wybuchów. No i jej gospodarność oraz kształty.

Weronika była wierna, niezawodna i zimna jak kotwica statku. Ale on teraz kochał inną — namiętnie, grzesznie, upajająco! Trzeba postawić kropkę nad „i“ i pójść dalej.

— Weroniko — mówił z nutą uroczystości. — Dziękuję ci za wszystko, ale odchodzę. Kocham inną. Ciebie nie kocham.
— Aha, rozumiem — odparła. — Nie kocha. Moja matka kochała sąsiada, a ojciec — wódkę i warcaby. I co? Patrz, jaka ze mnie piękna kobieta wyrosła.

Buczyński wiedział, iż z Weroniką nie wygra. Każde jej słowo jak cios. Zapał gdzieś ulotnił się, ochota na sceny znikła.

— Weroniu, jesteś wspaniała — rzekł kwaśno. — Ale kocham inną. Namiętnie, grzesznie, słodko. Rozumiesz?
— I kto to ta inna? — spytała. — Nie ta twoja Natalia Kowalska?

Buczyński cofnął się. Rzeczywiście rok temu był romans z Kowalską, ale nie sądził, iż żona ją zna!

— Skąd ty wiesz?… — zaczął, ale machnął ręką. — Nie, nie ona.
— Aha — ziewnęła. — To może Sabina Nowicka? Do niej się wybierasz?

Buczyńskiemu zrzedła mina. Nowicka też była przeszłością. Skąd Weronika to wiedziała? Ach tak, bo nigdy nie gadała na próżno.

— Nie — odparł. — To zupełnie inna, cudowna kobieta. Nie mogę bez niej żyć. Nie próbuj mnie odwiódź.
— Czyli chyba Majka — westchnęła. — Buczyński, ty rozklekotany romantyku. Wierzchołek twoich marzeń to Małgorzata Wiśniewska. Trzydzieści sześć lat, jedno dziecko, dwie wizyty u mnie… Co?

Buczyński złapał się za głowę. Trafiła w sedno! To była właśnie Małgorzata.

— Ale jak? — wyjąkał. — Kto ci powiedział? Śledziłaś mnie?
— Proste, Buczyński — rzekła Weronika. — Jestem ginekologiem od lat. Prześwietliłam wszystkie kobiety w tym mieście, a ty ledwie ich ułamek. Wystarczy mi jedno spojrzenie, by wiedzieć, gdzie byłeś, ty niedorajdo.

Buczyński zebrał się w sobie.
— Załóżmy, iż zgadłaś! — rzekł twardo. — Ale to nic nie zmienia. Odchodzę.
— Głupi jesteś — odparła. — Mogłeś zapytać. Nic nadzwyczajnego w Wiśniewskiej nie ma, mówię ci jako lekarz. Historię choroby swojej „miłości“ widziałeś?

— Nie… — przyznał.
— No właśnie. Najpierw pod prysznic. Jutro zadzwonię do Szymona, przyjmie cię w przychodni bez kolejki. Potem pogadamy. Wstyd: mąż ginekologa, a nie umie znaleźć zdrowej kobiety!

— Co mam robić? — jęknął.
— Idę smażyć kotlety — rzekła, odwracając się. — A ty się myj i rób, co chcesz. jeżeli chcesz zdrową „miłość“ — pytaj, polecę ci kogoś…

**Lekcja na dziś:** Zanim rzucisz się w wir namiętności, sprawdź, czy ty — albo twoja wybranka — nie musicie najpierw odwiedzić lekarza.

Idź do oryginalnego materiału