Pożegnanie świąteczne i noworoczny cud

newsempire24.com 1 tydzień temu

W kuchni unosił się zapach pieczonego mięsa z ziemniakami, świece na stole migotały ciepłym światłem, a Kinga poprawiała obrus, drżąc z niecierpliwości na widok męża. Tego wieczoru starała się szczególnie — zbliżał się Nowy Rok, chciała, by był wyjątkowy. Ale Marek spóźniał się — aż dwie godziny. Wszystko ostygło, choćby jej serce nieco zmarzło. Gdy wreszcie otworzył drzwi, rzuciła mu się w ramiona z euforią — ukochany wrócił.

Usiedli w milczeniu. Kinga uśmiechała się pełna nadziei, a Marek bez wyrazu dłubał widelcem w talerzu. Nagle odłożył sztućce i, nie patrząc jej w oczy, rzucił:

— Mięso znowu twarde. A tak w ogóle… Wychodzę. Mam inną. I to od dawna. Nie kocham cię, rozumiesz? Może nigdy nie kochałem. Nie wiem, po co się pobraliśmy.

Słowa ciąły jak batem. Kinga nie mogła wydusić z siebie słowa, zastygła z kawałkiem tego przeklętego mięsa w ustach. Siedem lat małżeństwa — i wszystko przekreślone przy jednym stole.

— A co ze mną, Marek? — wyszeptała. — Co ja teraz zrobię?

— Żyj. Jesteś młoda, znajdziesz kogoś. Nie mamy dzieci — nic cię nie trzyma. A Ewa, do której idę, jest wspaniała. Starsza, z córką, którą kocham jak własną. Nazywa mnie tatą. I gotuje lepiej…

Mówił to spokojnie, jakby planował wakacje. Mieszkanie niech zostanie jej — nie jest takim draniem. Samochód zabierze — kredyt jego. Wszystko fair. Dodał nawet:

— Z okazji nadchodzącego roku, Kinga. Obyś była szczęśliwa.

Po tych słowach wyszedł, zostawiając po sobie tylko zapach ulubionych perfum — i ciszę.

Ewa… Dziewczynka, która nazywa go tatą… Boże, jak to boli.

Kinga osunęła się w fotel i wpatrywała w pustkę. Na podłokietniku leżała jego koszulka. Ta, w której często spał. Przycisnęła ją do twarzy i zapłakała. Cicho, łkając, jak płacze się, gdy nie rozpada się tylko miłość — ale całe życie.

Lecz poranek przyniósł decyzję. Koszulka wylądowała w koszu. Otarła łzy, wstała i szepnęła: „Dość. Nie dam się”.

Pracowniczą imprezę zignorowała — nie było jej do śmiechu. Koledzy współczuli, szczególnie księgowa Alicja, której głupio wszystko wyznała. Litość bolała bardziej niż zdrada.

Mama, gdy się dowiedziała, tylko westchnęła:

— Może wróci? Wybacz, córeczko, różnie bywa…

— Nie chcę, mamo. On mnie nie kochał. A ja… Chyba nie wiedziałam, czym jest miłość.

— Przyjedź do nas na święta…

— Nie. Chcę być sama. Przywyknąć.

31 grudnia Kinga kupiła mandarynki, sałatki, szampana, słoik kawioru. Udekorowała okno lampkami, jak co roku. I nagle przypomniała sobie dziecięcy zwyczaj — napisać życzenie na kartce.

„Chcę spotkać bratnią duszę i być szczęśliwa” — napisała, złożyła kartkę i wsunęła pod poduszkę.

Nastroje nieco się poprawiły. Gdy zegar wybił północ, wyszła na balkon i, patrząc w niebo, z ironią powiedziała:

— No to gdzieś ty, moja bratnia duszo? Nie oceniaj mnie za mięso i nie uciekaj do Ewy! Po prostu przyjdź.

— A jaką muzykę lubisz? — dobiegł z dołu męski głos.

— Co? Kto to? — Kinga zaniemówiła.

— Tomasz. Mieszkam piętro niżej. Przypadkiem usłyszałem. Przepraszam…

— Klasyczną. I operę.

— Wspaniale. Nie przesiaduję wieczorami przy komputerze, a Ewy u mnie nie ma. Też jestem sam… Niedawno rozwiodłem się.

— Tomasz… Bardzo mi miło. A wiesz co? Wchodź. Posłuchamy muzyki.

— Już! Tylko wezmę słoik konfitur i szampana!

Nowy Rok spędzili razem. Tańczyli, rozmawiali, śmiali się, jedli mandarynki. Kinga nie pamiętała, kiedy ostatnio śmiała się tak szczerze. To była magiczna noc.

Potem były randki, lodowisko, kawiarnie, długie rozmowy. Tomasz okazał się zwyczajnym, szczerym człowiekiem. Zakochiwała się z każdym dniem coraz bardziej.

Na rozprawę rozwodową Kinga przyszła w białej bluzce i z uśmiechem. Marek osłupiał:

— Ty… Jesteś szczęśliwa?

— Tak. I jestem ci wdzięczna. Za wolność. Chyba wreszcie znalazłam swoją duszę.

Odeszła, nie oglądając się za siebie. Po raz pierwszy naprawdę szczęśliwa.

Czasem, by zacząć żyć, wystarczy spotkać Nowy Rok z otwartym sercem.

Idź do oryginalnego materiału