Powrót Lidki
Stałem we drzwiach mieszkania Wojtka, nerwowo ściskając uchwyt torebki. Dwa i pół roku temu wyszłam od niego, trzasnąwszy drzwiami, pewna, iż Krzysiek, jego przyjaciel z pieniędzmi i nowym samochodem, da mi życie, o jakim marzyłam. Ale Krzysiek okazał się zupełnie innym człowiekiem, niż sądziłam, i teraz postanowiłam wrócić. „Wojtek zawsze mnie kochał — myślałam. — Przyjmie mnie z powrotem, nie ma wyjścia”. Nacisnęłam dzwonek, poprawiłam włosy i wymusiłam uśmiech. Drzwi otworzył Wojtek, a jego zdziwione „O, ludzie! Skąd taka niespodzianka?” dodało mi otuchy.
„Wróciłam — uśmiechnęłam się, wdychając zapach smażonych ziemniaków i schabowych. — Kolację robisz? Pięknie pachnie”. Wojtek zmarszczył brwi: „Gdzie wróciłaś? Do mnie?” Skinęłam głową, ale jego kolejne słowa mnie zbiły z tropu: „My już zjedliśmy. Wybacz, nie zapraszam”. „My? — powtórzyłam, czując, jak narasta we mnie niepokój. — Kto to ‘my’?” Wtedy z kuchni wyszła kobieta. Przyjrzałam się i oniemiałam — to była Ania, moja przyjaciółka, z którą kiedyś piłam wino, rozprawiając, jak uciec od Wojtka.
Wojtek i ja wzięliśmy ślub pięć lat temu, ale nasze małżeństwo pełne było kłótni. Chciałam pięknego życia — restauracje, podróże, drogie sukienki. Wojtek, inżynier w fabryce, zarabiał skromnie, choć się starał. Jego rodzice przywozili jedzenie ze wsi, żeby oszczędzić, ale ja narzekałam: „Nie chcę ich mleka i sera!” Wydawałam swoje pieniądze na ubrania i nowy telefon na raty, a od Wojtka żądałam więcej. „Jesteś biedakiem — rzucałam. — Po co ja się z tobą związałam?” Prosił, żebym sprzątała, ale odmawiałam: „To twoje mieszkanie, ja tu nie gospodyni”.
Wszystko zmieniło się, gdy zafascynował mnie Krzysiek. Był czarujący, miał pieniądze, zabierał mnie do kawiarni, obiecywał złote góry. Ania ostrzegała: „Lidka, Krzysiek to playboy, zastanów się!” Ale nie słuchałam. Spakowałam rzeczy, rzuciłam Wojtkowi klucze i wyjechałam z Krzyśkiem, choćby się nie żegnając. Ania została w tym mieszkaniu, sprzątając bałagan, który po sobie zostawiłam. Śmiałam się wtedy: „Bierz sobie Wojtka, on twój!” Nie myślałam, iż moje słowa się spełnią.
Życie z Krzyśkiem nie było bajką. Był hojny, ale wymagał posłuszeństwa, a jego „wybryki” znosiłam, aż w końcu miałam dość. Po dwóch latach dowiedziałam się, iż Wojtek dostał awans, kupił auto i nie ożenił się. „Czeka na mnie” — pomyślałam, zostawiłam Krzyśkowi kartkę i wyjechałam. Ale teraz, stojąc w drzwiach, patrzyłam na Anię, która spokojnie powiedziała: „Cześć, koleżanko. Czego się dziwisz? Sama mi go oddałaś”.
Poczułam, jak płoną mi policzki. „Jesteście małżeństwem?” — wykrztusiłam. Wojtek skinął głową: „Tak, Lidko. I wszystko u nas w porządku. A ty czego chciałaś?” Zbiło mnie to z tropu: „Myślałam… Może moglibyśmy…” Ania delikatnie przerwała: „Lidka, masz rodziców. Ucieszą się. A my z Wojtkiem mamy swoje sprawy. Do widzenia”. Drzwi zamknęły się, a ja zostałam sama na klatce schodowej, ściskając torebkę.
Przypomniałam sobie, jak Ania sprzątała w tym mieszkaniu, jak piekła ciasta, jak odwiedzała swoją babcię. Wtedy śmiałam się z jej „prostoty”, a teraz zrozumiałam — Ania dała Wojtkowi to, czego ja nie potrafiłam: troskę, ciepło, miłość. Myślałam o powrocie do Krzyśka, ale kartka, którą zostawiłam, spaliła za mną mosty. Rodzice? Dawno się odsunęli, urażeni moim wyborem. Usiadłam na ławce pod blokiem, czując, jak świat się wali. „Co ja narobiłam?” — szeptałam, ale odpowiedzi nie było.
A w mieszkaniu Wojtek i Ania szykowali się do kolacji. Miesiąc później urodziły im się bliźniaki, a rodzice Wojtka, uwielbiający nową synową, nie mogli się nacieszyć. Ja zostałam z niczym, żałując swoich wyborów. Życie, jak ostrzegała Ania, nie wybacza tym, którzy marnotrawią prawdziwe szczęście dla złudzeń.