Powrót do korzeni

polregion.pl 4 dni temu

**Powrót**

— Weronika! Gdzie jesteś? Weronika! — Dominika wpadła do domu, rozejrzała się po pustej izbie i wybiegła na ganek, stukając obcasami i trzaskając drzwiami. — Gdzie jej szukać? — Z desperacji i zniecierpliwienia tupnęła nogą.

Zza węgła domu wyłoniła się drobna dziewczyna z plastikową misą w rękach.

— No, w końcu! Krzyczę, krzyczę… — Dominika zbiegła z ganku do przyjaciółki.

— Bieliznę wieszałam w ogrodzie. Co się stało? — Weronika postawiła misę na ganku.

— Stało się. — Dominika błysnęła piwnymi oczami spod gęstej, czarnej grzywki.

Chciała utrzymać przyjaciółkę w niepewności, nie wyjawiając od razu nowiny, ale nie wytrzymała i wygadała się jednym tchem:

— Wojtek wrócił.

— Naprawdę? — W oczach Weroniki niedowierzanie zmieniło się w radość, znów w niepewność.

— Nie kłamię. Sama widziałam. Matka pewnie go nie puszcza, też się stęskniła.

— Chodźmy — zaśmiała się Weronika i pierwsza ruszyła z podwórka.

Słońce zalewało wieś ciepłym blaskiem, rzeka wił się wśród zarośniętych brzegów, a cały świat wydawał się niesamowicie piękny. Ale Weronika nie widziała niczego wokół. Serce waliło jak młot: „Wojtek! Wojtek!”, w oczekiwaniu na upragnione spotkanie z ukochanym.

— Patrz, tam jest! — Dominika złapała Weronikę za rękę.

Ku nim szedł Wojciech w mundurze. Zobaczył dziewczyny i ruszył biegiem.

Radość zalała serce Weroniki, zerwała się z miejsca i pobiegła ku niemu, wpadając w jego ramiona, wtulając całe drżące ciało.

Dominika stała z boku i z zazdrością patrzyła na spotkanie zakochanych. Też lubiła Wojtka, ale on poza Weroniką nikogo nie widział. Skończył szkołę dwa lata wcześniej, został w wiosce, by pomagać rodzicom. Mieli duże gospodarstwo, utrzymywali się z plonów, mleka i mięsa. Rok później Wojtka wzięli do wojska.

*„Co on w niej widzi? Jestem od niej ładniejsza. Dlaczego wszystko jej się udaje?”* — myślała zazdrośnie Dominika, nerwowo gryząc wargi. Zdradzieckie łzy napłynęły do oczu. Uciekła do domu, rzuciła się na łóżko, wtuliła w poduszkę i dała upust łzom.

— Co się stało? — z kuchni wyszła matka.

— Nic — burknęła Dominika.

— E, już. Zazdrościsz? Myślisz, iż na twoje lata zabraknie kawalerów? O, tam Leszek, wciąż za tobą zerka, zarabia nieźle, przystojny, dom ma.

— Mamo! — Dominika zaniosła się jeszcze głośniejszym płaczem. — Wyjadę. Zdam maturę i wyjadę. Do wojewódzkiego miasta.

— Co ty wygadujesz. Tam ciebie czekają? Nie, córko, gdzie się urodziłaś, tam się przydałaś. Wyjedziesz, a oni zostaną… — zaczęła ostrożnie matka.

*„Nie!”* — Dominika podniosła głowę znad poduszki. — *„Jestem ładniejsza, figurę mam lepszą. Weronika jak urodzi, to się rozleje. Trzeba coś wymyślić. Najważniejsze, żeby ich nie zostawiać samych”*. Łzy wyschły w oczach.

— No właśnie — skinęła aprobująco matka i wróciła do kuchni.

Wkrótce przybiegła Weronika. Dominika zobaczyła, jak szczęściem świecą się jej oczy, i serce znów scisnęła zazdrość. Wymusiła uśmiech.

— Czemu tak gwałtownie się rozstaliście? — nie ukryła złośliwości Dominika.

— Zaraz wszyscy krewni się zbiorą, będą świętować powrót. A wieczorem Wojtek przyjdzie na potańcówkę. O, Dominik, ja taka szczęśliwa! A tobie co? — spytała Weronika, nie rozumiejąc nastroju przyjaciółki.

— Nie będę wam przeszkadzać. I nie mam w czym iść. Wiesz, iż matka nie da grosza na nową sukienkę.

— Dam ci moją, tę, którą lubiłaś. Przytyłam, jest mi za ciasna, a tobie będzie jak ulał. Chodź do mnie, przymierzysz — zaproponowała Weronika.

Dominika ledwo powstrzymała okrzyk radości. Długo kręciła się przed lustrem w pokoju Weroniki, podziwiając siebie. Sukienka leżała na niej idealnie.

— Nie szkoda? — wątpiła.

— Ani trochę — odparła lekko Weronika i przytuliła przyjaciółkę. — Bierz. A ja muszę obiad przygotować.

— Do wieczora! — Dominika cmoknęła Weronikę w policzek i pobiegła do domu.

Wieczorem Weronika zajechała po Dominikę i razem poszły do klubu.

Z okien ceglanego budynku lało się jaskrawe światło, rozbrzmiewała muzyka. Na środku sali już tańczyło kilka dziewcząt. Dwóch chłopaków grało w bilard w kącie. Weronika wypatrywała Wojtka.

— Nie ma go. Chodź tańczyć. — Dominika wyszła na środek, wesoło się zakręciła, uniosła ręce, nie zapominając zerkać na drzwi — czy nie idzie Wojtek.

Gdy ucichła rytmiczna muzyka, wyszła na zewnątrz, wachlując rozgrzaną twarz. Początek czerwca, a wieczory jeszcze chłodne. Dominika wzdrygnęła się. W cieniu palił Leszek.

Wpatrywała się w gęstniejące zmierzchy, aż dostrzegła Wojtka. Poznała go po mundurze. Bez namysłu zeszła z ganku, podeszła do Leszka, objęła go za szyję. Jej jasna sukienka wyraźnie odcinała się w półmroku.

— Co ty, Dominik? — zdziwił się Leszek.

Zamiast odpowiedzi, Dominika nagle wpiła się w jego usta. Leszek nie zawahał się, objął dziewczynę. Gdy odepchnęła go i rozejrzała się, Wojtek gwałtownie odchodził.

— Idź już! — warknęła na chłopaka i pobiegła do klubu.

Wyszło choćby lepiej, niż planowała. Sukienka zagrała Wojtkowi na nosie. Pewnie pomyślał, iż to Weronika się z kimś całuje. Nie będzie wesela!

— Widziałaś Wojtka? — spytała Weronika, gdy Dominika wróciła do sali.

— Widziałam. Postał w drzwiach i poszedł. Chodź tańczyć.

— Poszedł?! — Weronika rzuciła się do wyjścia.

A Dominika, jakby nigdy nic, przyłączyła się do tańczących.

Weronika dogoniła Wojtka pod samym domem.

— Zaczekaj!Weronika objęła go mocno, a on szepnął jej do ucha: „Zostaniesz ze mną na zawsze”, i wtedy zrozumiała, iż ich miłość przetrwała wszystkie burze.

Idź do oryginalnego materiału