Powrót do domu: zmęczony wieczór pełen oczekiwań.

newsempire24.com 7 godzin temu

Kamila spieszyła się do domu. Była już dziesiąta wieczorem, a ona marzyła, żeby gwałtownie dotrzeć na miejsce, zjeść kolację i położyć się spać. Dziś była wyjątkowo zmęczona. Mąż, Tadeusz, już czekał w domu, obiad był gotowy, a ich syn, Jacek, najedzony.

Kamila pracowała w małym salonie fryzjerskim i tego dnia miała dyżur. Sprzątanie po pracy, uzbrajanie alarmu, zamykanie drzwi – wszystko to zajęło jej trochę czasu, dlatego wyszła później niż zwykle.

Droga do domu wiodła przez niewielki park. zwykle było tam cicho i spokojnie. Za dnia przesiadywały na ławkach starsze panie, ale o tej porze nikogo nie było, a uliczne latarnie dawały wystarczająco dużo światła, by czuć się bezpiecznie.

Tego wieczoru jednak jedna z ławek nie była pusta. Przytuleni do siebie siedzieli tam dzieci – chłopiec około dziewięciu lat i może pięcioletnia dziewczynka. Kamila zwolniła kroku i podeszła do nich.

— Co tu robicie? Jest już późno! Powinniście być w domu!

Chłopiec spojrzał na nią uważnie, pogłaskał siostrę po głowie i mocniej przyciągnął ją do siebie.

— Nie mamy dokąd iść. Nasz ojczym nas wyrzucił.

— A gdzie jest wasza mama?

— Z nim. Pijana.

Kamila nie zastanawiała się długo.

— Wstawajcie, pójdziecie ze mną. Jutro się tym zajmiemy.

Dzieci niepewnie wstały. Kamila wzięła dziewczynkę za rękę, a drugą podała chłopcu.

Tak trafili do jej domu. Wytłumaczyła wszystko mężowi i dwunastoletniemu Jackowi. Znając jej dobre serce, nie dyskutowali, tylko pokazali dzieciom, gdzie mogą się umyć, i zaprosili do stołu. Głodne, choć nieśmiałe, z apetytem zjadły wszystko, co im podano.

Potem Kamila poszła do sąsiadki, której córka chodziła do pierwszej klasy, i poprosiła o ubrania dla dziewczynki. Dostała ich sporo, bo w każdej rodzinie po dorastających dzieciach zostawały niepotrzebne rzeczy.

Wykąpała Karolinkę – tak miała na imię dziewczynka – i ubrała w czyste rzeczy. Chłopiec, Dominik, umył się sam i też dostał ubranie po Jacku.

Położyła ich razem w salonie na kanapie, bo dziewczynka ani na chwilę nie chciała odejść od brata, a on wciąż ją przytulał.

Zmęczone i najedzone dzieci gwałtownie zasnęły. Kamila posłała Jacka do łóżka, a sama z mężem długo szeptem rozmawiali, co dalej robić.

Następnego dnia wstała wcześnie. Pożegnała Tadeusza, który wychodził do pracy. Ona zaczynała dopiero po południu.

Dzieci się obudziły. Nakarmiła je śniadom i postanowiła odprowadzić je do domu. Ich wyprane i wysuszone ubrania spakowała do torby i dała im ze sobą.

Zaprowadziły ją do bloku niedaleko stąd. Drzwi na trzecim piętrze były otwarte. Weszli i zatrzymali się w progu. Kamila stanęła obok. Chciała spojrzeć tej kobiecie w oczy i zapytać, jak mogła spać spokojnie, gdy jej dzieci były gdzieś na ulicy.

Z pokoju wyszła jeszcze młoda, ale zaniedbana kobieta z dużym siniakiem pod okiem. Obojętnie spojrzała na dzieci i mruknęła:

— A… wróciliście… A to kto?

— To ciocia Kamila. Spaliśmy u niej.

— A… Dobrze.

I wróciła do pokoju. Kamila była w szoku. To miała być matka?

Ale nagle kobieta wróciła i powiedziała:

— Chodź do kuchni.

Kamila poszła za nią. Ku jej zaskoczeniu, choć ubogo, było tam czysto. Nie leżały żadne śmieci, naczynia były pozmywane, podłoga wytarta. choćby jej szlafrok, choć stary i z odpadającymi guzikami, był wyprany.

— Siadaj.

Kamila usiadła. Kobieta naprzeciw niej spojrzała na nią jednym podbitym okiem i zapytała:

— Masz dzieci?

— Tak, syna, dwanaście lat.

— Słuchaj, jeżeli coś mi się stanie, nie zostawiaj moich dzieci. Zajmij się nimi. Są dobre.

— A ty? Chcesz je porzucić?

— Już nie mogę przestać. Próbowałam wiele razy. A on mi nie pozwoli.

Skinęła głową w stronę pokoju, skąd dochodziło chrapanie.

— Idź na policję!

— Byłam. Posiedzi piętnaście dni, wróci i będzie jeszcze gorzej. A ja już nie potrafię żyć bez alkoholu. Piję codziennie. A on wyrzuca dzieci z domu. Nie jest ich ojcem.

— A gdzie ojciec?

— Utonął, gdy Karolinka skończyła rok. Od tamtej pory piję.

— Pracujesz?

— Zmywałam podłogi w sklepie. W zeszłym tygodniu mnie wyrzucili za nieobecności.

— A on?

— Dorabia jakoś. Jakoś żyjemy.

Spojrzała na Kamilę uważnie i powtórzyła:

— jeżeli coś się stanie, proszę, nie zostawiaj ich. Chociaż odwiedzaj w domu dziecka.

Kamila wstała i wyszła. Jej głowa nie potrafiła ogarnąć tej sytuacji. Była oszołomiona tą prośbą.

Dziecie wyszły za nią. Oboje się do niej przytulili. Kamili łzy puściły się same. gwałtownie je otarła i powiedziała Dominikowi, iż wie, gdzie ją znaleźć. Odeszła, a na ulicy pozwoliła sobie na płacz. Ludzie oglądali się za nią.

Wieczorem opowiedziała wszystko mężowi. Ten ją wsparł, mówiąc, iż jeżeli zajdzie taka potrzeba, dzieci nie zostawią. Jacek, który słyszał rozmowę, przysiadł się do rodziców. Wszyscy troje mocno się przytulili i siedzieli w milczeniu.

Trzy dni później Dominik przybiegł do nich. Powiedział, iż mama zniknęła, a ojczyma zabrała policja. Karolinka była u sąsiadki, ale tego dnia mieli ich zabrać do domu dziecka. Wymamrotał to gwałtownie i pobiegł z powrotem do siostry. Tej samej dnia trafili do placówki.

Ich matkę znaleziono następnego dnia w rzece ze śladami przemocy. Najwyraźniej przeczuwała swój koniec, dlatego poprosiła Kamilę o pomoc.

Kamila z mężem zaczęli biegać po urzędach, by załatwić opiekę nad dziećmi. Ponieważ nie mieli rodziny, dostali zgodę na zabranie Dominika i Karolinki. Na komisji Kamila opowiedziała o rozmowie z ich matką. Tak dzieci znalazły nowy dom.

Kamila musiała zrezygnować z pracy. Karolinka była przerażona, ufała tylko bratu i nie odstępowała go na krok. choćby gdy upuściła łyżkę, patrzyła ze strachem na Tadeusza, jakby baZ czasem jednak, dzięki cierpliwości i miłości całej rodziny, dziewczynka odnalazła spokój, a jej uśmiech stał się najpiękniejszym darem dla tych, którzy dali jej nowy dom.

Idź do oryginalnego materiału