Powrót do domu /10 / emiliapienkowska

publixo.com 3 godzin temu

Zaraz następnego dnia po śniadaniu Ania mówi do mnie:

- Chyba, Wacek, nam dzisiaj pomożesz?
- A powiedz, Aniu, jak to sobie wyobrażasz? Widzisz, iż z trudem się poruszam...

Najgorsze było... jedzenie! Już po spożyciu kilku kęsów przeżywałem istne tortury. Przez prawie sześć ostatnich lat głodówki żołądek teraz nic nie chciał trawić. Ania w te moje boleści nie chciała wierzyć i powiedziała, że... symuluję.

- To przynajmniej doglądaj niemieckich jeńców, żeby coś w polu robili!

I tak też się stało: ja siedziałem na wozie i ich pilnowałem, a oni musieli pracować.

Dlaczego nie pojechałem wtedy do Mamy? Celowo to zrobiłem, bo bałem się jechać wprost do Grudziądza. Jej słabe serce mogłoby takiej niespodzianki nie wytrzymać. Dopiero długo przygotowywana i delikatnie uprzedzona, mogła mnie w końcu zobaczyć.

Poszedłem do ciotki:

- Ciociu kochana, przygotuj ostrożnie Mamę do spotkania ze mną.
- Nie bój się, synku. Ja już od kilku dni jeżdżę do miasta i zawsze wtedy wpadam do Frani! Często gadamy o tobie. Co i rusz jej mówię, iż śni mi się Wacek... i to, iż matka ciebie opłakuje - a ty żyjesz!

Poczciwa ciotka Marianna dobrze wywiązała się ze swojej roli. Po dwóch tygodniach powiedziała mi:

- Możesz już jechać do domu. Frania już wie, iż wróciłeś.

W niedzielę zawiozła mnie wozem aż do Dragacza; dalej była już tylko Wisła, zwalony przez bombardowania most, a na drugim brzegu... miasto moje Grudziądz.

Jeszcze na wale wiślanym przeżyłem wielkie wzruszenie. Akurat była dwunasta w południe, i zza rzeki, z ratusza zabrzmiał jak zawsze o tej porze dnia przed wojną hejnał z wieży. Nie wytrzymałem nerwowo i spłakałem się jak bóbr, a potem zdjąłem czapkę, ukląkłem, ucałowałem ziemię i przysiągłem, iż nigdy więcej już nie opuszczę swego domu!
Idź do oryginalnego materiału