DZIENNIK: NIE ZATRZYMAĆ, NIE ODPUŚCIĆ
Kasia siedziała w kuchni, wpatrzona w pierścionek z maleńkim kamykiem, który niedawno podarował jej Wiktor. “Tak po prostu”, jak zwykle. Kiedyś takie podarki przyprawiały ją o dreszcze, teraz budziły tylko pustkę. Nie było nic gorszego niż życie z człowiekiem, którego się nie kocha…
Poznali się jeszcze na uniwersytecie. Był “tym jedynym” – wiernym, cichym, dobrym. Zawsze blisko, zawsze gotów pomóc. Kasia nigdy nie traktowała go poważnie, dopóki nie zaczął się o nią starać. Długo, cierpliwie. choćby śmiała się z niego w rozmowach z koleżankami.
A on się nie poddawał.
W końcu zaczęli się spotykać. Potem wprowadził się do niej. Wszystko działo się jakby samo. Tylko prawdziwe uczucie nigdy nie przyszło.
Wiktor był zadowolony. Parzył jej rumiankową herbatę, zmywał naczynia, prasował sukienki. A Kasia drażniła się choćby jego oddechem. Wydawał się jej słaby, bez charakteru, nudny.
Koleżanki mówiły, iż ma szczęście – takich mężczyzn trzeba trzymać. Ale za plecami szeptały – Kasia na to nie zasługuje, jest cyniczna, zimna.
A on wciąż znosił. choćby gdy flirtowała z jego współpracownikami. choćby gdy go odpychała. choćby gdy pewnego dnia rzuciła: “Nie czekaj, wyjeżdżam. Mam dość”.
Stał w progu, blady, z gasnącym wzrokiem. I nie zatrzymał jej.
Po dwóch tygodniach Kasia poznała Darka – pewnego siebie, charyzmatycznego. Spotkali się w barze, gdy ona, podchmielona, tańczyła na ladzie. On usiadł obok i rzucił: “Za rok będziesz żałować, iż odrzuciłaś tego, który cię kochał”.
Roześmiała się.
Z Darkiem było jak w filmie: restauracje, noce bez snu, drogie prezenty. Aż pojawiły się zimne spojrzenia, pretensje o głośny śmiech, uwagi o jej strojach. Potem – zdrada. I choćby się nie tłumaczył:
— A czego się spodziewałaś? Nic nie obiecywałem.
Kasia wyszła w deszcz. Dzwoniła do Wiktora. Ale nie wybrała numeru.
W domu wyjęła stare zdjęcia – on i ona, szczęśliwi. Trzyma ją za ramiona, a ona patrzy na niego rozkochanym wzrokiem. Czy tylko udaje?
Kilka dni później dostała załamania nerwowego. Serce nie wytrzymało. W szpitalu po raz pierwszy zobaczyła w oczach Wiktora nie miłość, ale obojętność.
— Po co przyszedłeś? — szepnęła.
— Nie wiem. Z przyzwyczajenia.
I wyszedł. Zostawił rumianki – te, które kiedyś wolała nad róże.
— Dlaczego bałaś się być kochaną? — spytała psycholog.
Kasia łkała:
— Bo to ryzyko. Bo każdy, kto mnie kochał, w końcu odchodził. Ojciec zniknął, gdy miałam siedem lat. Mama powiedziała: “Nigdy już nikomu nie ufaj”. Próbowałam. Chowałam się za cynizmem, złośliwością. A Wiktor przebił się przez to…
Płakała. Cicho, jakby wreszcie pozwalając sobie na uczucia.
— Chcesz go odzyskać?
— Bardziej niż cokolwiek. Ale on nie chce mnie widzieć. I wiem dlaczego.
Minęły dwa lata.
Kasia zobaczyła Wiktora w kawiarni. Siedział przy oknie, przeglądał menu, wybijając palcami znajomy rytm. Podeszła.
— Cześć. Mogę usiąść?
Skinął głową. Milczał. Patrzył uważnie.
— Nie oczekuję, iż wybaczysz. Chciałam tylko podziękować. Za to, jaki byłeś. I przeprosić, iż nie umiałam kochać.
Wstała i wyszła.
Tydzień później napisał: „Spróbujmy jeszcze raz. Tylko powoli”.
Teraz nie mieszkają razem. Chodzą na randki, śmieją się, milczą. Uczą się ufać od nowa.
Na jej lodówce wisi magnes z cytatem: „Jeśli jest ci zimno – bądź cieplejsza”.
I każde ich „powoli” to krok ku sobie. Krok tam, gdzie znów można poczuć, iż jest się kochanym. I samemu też umieć to dać.
**Lekcja**: Czasem najtrudniej zaakceptować to, co najprostsze – miłość bez warunków. I dopiero gdy ją tracimy, rozumiemy, iż prawdziwa siła nie jest w twardości, ale w otwartości.