Zofia Górska, 27latka z Warszawy, stała w pustym korytarzu swojego nowo nabytego mieszkania przy ulicy Praskiej i patrzyła w lustro, jakby chciała zobaczyć, kim naprawdę jest. Mówię Wójcowi, iż wynajmuję, bo chcę sprawdzić, czy kocha mnie, a nie cztery pokoje i dwa łóżka szepnęła, czując, jak serce bije szybciej niż tramwaj w godzinach szczytu.
Wychowała się pod czujnym okiem matki i babci, w domu, w którym jedynymi mężczyznami byli goście w telewizji. Ojciec zniknął, zostawiając po sobie jedynie pustą kanapę i pytanie, dlaczego nigdy nie będę mogła liczyć na jego pomoc. Kobiety nauczyły ją stać twardo na nogach, choćby gdy wiatr wiało pod grzbiet. Dzięki temu, po latach ciężkiej pracy przy produkcji mebli, udało jej się odłożyć trzydzieści tysięcy złotych i kupić własny kąt przy Praskiej.
Jednak w świecie randek, gdzie każda dziewczyna z własnym mieszkaniem jest postrzegana jak bankomat, Zofia czuła się jak ofiara własnego sukcesu. Chłopaki patrzyli na nią nie jako na kobietę, ale jako na rozwiązanie ich problemów finansowych. Chcę być kochana za serce, nie za drzwi i okna myślała, gdy kolejny znajomy podszedł do niej z propozycją wspólnego rachunku za czynsz.
Wojciech Krawczyk pojawił się w jej życiu nagle, z uśmiechem, który rozświetlał choćby najciemniejsze zaułki Warszawy. Gdy przyjechał do niej pierwszy raz, Zofia z trudem powiedziała: Mieszkam w mieszkaniu na wynajem. Chciała zobaczyć, czy jego miłość przetrwa, gdy nie będzie miała nic do zaoferowania. Wojciech odpowiedział spokojnie: Nie musisz mieć piętrowego domu. Zrobię, co trzeba, żebyśmy mieli własne cztery kąty, w których będziemy razem. Jego słowa brzmiały jak obietnica nowego początku, a Zofia poczuła, iż w końcu znalazła prawdziwego partnera.
Dwa lata wspólnego życia minęły w cieniu oszczędzania i planów. Wojciech naprawdę odkładał pieniądze, a Zofia, choć codziennie wchodziła w drzwi, płaciła czynsz własnymi środkami, nie mówiąc mu o tym. Gdy nadszedł dzień ślubu, jego oczy lśniły, a on obiecał już po raz pierwszy w życiu: Kupimy nasze własne mieszkanie. ale w sercu Zofii rosło drżenie. Czy zdradzić go prawdą, iż do tej pory płaciła wszystko sama?
Babcia i matka patrzyły na nią z przymrużonymi oczami, mówiąc: Nie musisz się spowiadać. Mężczyzna ma zapewnić żonie dom, a ty już go masz. Ale Zofia wiedziała, iż małżeństwo zaczynające się od kłamstwa jest jak dom bez fundamentówkażdy podmuch wiatru może go zburzyć. Stała wśród szumu gości weselnych, wznosząc się niczym płomień na szczycie wieży, i zrozumiała, iż jedynym prawdziwym krokiem jest powiedzieć wszystko, choćby jeżeli prawda ma kosztować jej spokój.
Wojciechu, muszę ci coś wyznać szepnęła, a jej głos drżał jak liść pod zimnym wiatrem stycznia. Wszystko, co do tej pory płaciłam, było moim własnym wysiłkiem. Czy przyjmiesz to, czy zostawimy się na rozdrożu?
W tej chwili sala zamarła, a ich spojrzenia spotkały się w milczeniu, które ważyło więcej niż cała Warszawa.





