Poszłam do kochanki męża gotowa na wszystko… a wyszłam z innym uczuciem

newsempire24.com 4 dni temu

Przyjechałam do kochanki mojego męża, gotowa na wszystko… ale wyszłam od niej z całkiem innym uczuciem.

Nazywam się Zofia, i jeszcze kilka miesięcy temu byłam pewna, iż wiem wszystko o życiu, małżeństwie i zdradzie. Ale jedna wizyta przewróciła mój świat do góry nogami i zmusiła mnie, by spojrzeć na wszystko inaczej. Teraz, gdy ból już nieco osłabł, chcę opowiedzieć, jak pojechałam do tej, która zabrała mi męża, żeby wyrwać jej włosy z głowy… a skończyło się na tym, iż się zaprzyjaźniłyśmy.

Dwa miesiące temu mój mąż, Marek, odszedł. Po prostu spakował torbę i powiedział, iż nie wytrzyma już w atmosferze ciągłych pretensji. Byłam w szoku. Żylismy razem dziesięć lat, i choć dawno już między nami nie było ani namiętności, ani bliskości, nie sądziłam, iż naprawdę odejdzie. A przede wszystkim – nie sądziłam, iż odejdzie nie donikąd, tylko do innej kobiety.

Kiedy dowiedziałam się, gdzie mieszka ta Jadwiga – bo tak miała na imię – coś we mnie pękło. Byłam jak napięta struna. Serce waliło, ręce się trzęsły. Pojechałam do jej domku w podkrakowskiej wsi, wściekła, upokorzona, gotowa rzucić się na nią jak ostatnia przekupka. Chciałam wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co się we mnie gotowało. Chciałam odzyskać męża. A przynajmniej zrozumieć – dlaczego ona?

Drzwi otworzyła drobna, niska kobieta koło czterdziestki. Żadnego uśmiechu. Tylko zmęczenie w oczach i jakaś cicha rezygnacja.

— Więc to ty… — powiedziałam od progu. — To ty zabrałaś mi męża?

— Jestem Jadwiga — odpowiedziała spokojnie. — A Marek pojechał pomóc mojemu bratu pokryć dach. Wróci jutro. Wejdź. Napijesz się herbaty? A może świeżego mleka? Właśnie wydoiłam krowę.

Zakręciło mi się w głowie. Przyjechałam na wojnę, a tu ktoś proponuje mi mleko! Weszłam i rozejrzałam się. W domu było skromnie, ale schludnie i przytulnie. Pachniało ziołami, pościel była świeża, na półkach stały książki i albumy, a w kącie leżał kosz z kłębkami włóczki.

— Czym go zdobyłaś? — zapytałam ostro. — Rzucił miasto, mieszkanie, wygodę, pracę… dla tego?

— A może go zapytaj. Przyszedł sam. Nie prosiłam go.

— Ach, nie prosiłaś?! — prawie krzyknęłam. — A sama pewnie rzuciłaś mu się w ramiona, gdy tylko zobaczyłaś faceta z pensją i samochodem…

Jadwiga spojrzała na mnie ze smutkiem:

— Zosiu, sama wychowałam dwoje dzieci. Męża nie mam od lat. Umiałam się biedzić i nie żyję w iluzjach. Ale umiem też szanować człowieka, którego kocham. Może to przyciągnęło Marka.

— On ci się tylko żalił na mnie! I ty to wykorzystałaś, żeby wejść między nas!

— Nie żalił się — odpowiedziała cicho. — Opowiadał. O tym, jak wracał do domu i codziennie wieczorem przypominałaś mu, ile ci zawdzięcza. Jak upokarzałaś go przed znajomymi, jak urządzałaś sceny. A on chciał tylko spokoju. Chciał, żeby ktoś na niego czekał. Bez pretensji.

Zamilkłam. Zrobiło mi się dziwnie nieswojo. W Jadwidze nie było ani złości, ani udawanej goryczy. Tylko szczerość.

— Też jesteś zmęczona, Zosiu — ciągnęła. — Masz w sobie żal, ból. Ale nie kłóćmy się. jeżeli on zechce odejść – ja go nie zatrzymam. Niczego mu nie narzucam. Między nami jest po prostu… cisza.

Po raz pierwszy od wielu miesięcy nie wiedziałam, co powiedzieć. Usiadłam przy stole, zaczęłyśmy pić herbatę. Jadwiga podała domowe ciasto, miód i świeży ser.

A potem powiedziała:

— Zostań na noc. Już ciemno. A mamy o czym rozmawiać. Pościelę ci w pokoju syna, on mieszka na studiach.

Zostałam. Tej nocy prawie nie spałam. W głowie kołatały mi się słowa Jadwigi, wspomnienia kłótni z Markiem, tego, jak obarczałam go swoją frustracją, jak krzyczałam, oskarżałam, użalałam się nad sobą… a nie widziałam, jak gaśnie obok mnie.

Rano wstałam cicho, zostawiłam jej kartkę:

— Jadziu, przyjechałam do ciebie jak do wroga. A wyjeżdżam z szacunkiem. Dziękuję, iż nie upokorzyłaś mnie, nie nakrzyczałaś, nie wyrzuciłaś za drzwi. jeżeli los da ci szansę na szczęście – skorzystaj z niej. A gdy będziesz w Krakowie – wpadnij. Choćby na herbatę.

Wyszłam. Bez histerii. Bez awantur.

Marek nie wrócił. Ale już go nie chciałam. Teraz wiedziałam na pewno: jeżeli ktoś odchodzi – to znaczy, iż było mu źle. A jeżeli ktoś inny dał mu ciepło, którego ja nie potrafiłam – niech będzie szczęśliwy.

A ja jeszcze wszystko przede mną…

Idź do oryginalnego materiału