Gdy byłam w liceum, a potem na studiach, zawsze twierdziłam, iż do nauki mogę usiąść dopiero wtedy, gdy posprzątam pokój, biurko, a na końcu uporządkuję notatki. Dopiero wtedy mój umysł funkcjonował na najwyższych obrotach. Wprawdzie zwykle do egzaminów uczyłam się na ostatnią chwilę, ale w tym szaleństwie była metoda, a ja zdawałam zwykle na 4 i 5. Bałagan mnie dekoncentrował. Porządek i świetnie zorganizowane notatki, pomagały mi odzyskać sprawczość i kontrolę nad danym tematem. Tak mam do dzisiaj.
Mój dom inspiruje mnie i stanowi dla mnie doskonałą przestrzeń również do pracy, tylko wtedy, gdy jest w nim posprzątane, gdy z każdej możliwej strony nie bombarduje mnie nadmiar przedmiotów. Wtedy mogę zaczynać nowy dzień, nowy projekt czy nowy tekst. Wtedy łatwiej mi jest okiełznać chaos codziennych spraw.
Gdy nawarstwi mi się milion spraw do ogarnięcia i gdy nie mam pojęcia, od której zacząć najpierw, zwykle swój powrót do odzyskania kontroli zaczynam od wstawienia zmywarki. Potem robię sobie kawę i robię miejsce przy stole w jadalni. Wyjmuję czystą kartkę i spisuję wszystko, choćby najdrobniejsze rzeczy do załatwienia, tak by móc je skreślać jedna po drugiej. Gdy robię notatki, zwalniam przestrzeń w głowie. Tę lekcję dała mi kiedyś moja polonistka w liceum. Zwykła mawiać: „Pamiętaj, regularnie sprzątaj przestrzeń w głowie, nie zaśmiecaj jej, rób notatki, żeby tyle nie myśleć o pierdołach”. Coś w tym jest.
Po zrobieniu listy rzucam się w wir generalnego, kompulsywnego wręcz sprzątania, przemeblowywania, ogarniania domowych roślin i mycia lodówki. Następnie jadę na wielkie zakupy z listą, tak by zapełnić tę posprzątaną lodówkę. Na koniec nastawiam wielki gar rosołu. Tę wyuczoną sekwencję ruchów powtarzam od lat. To mi pomaga odzyskać sprawczość, uziemić się. To zawsze u mnie działa, przysięgam.
Gdy przyjechała do mnie moja przyjaciółka Monika i opowiedziała mi o tym, iż straciła tę kontrolę i motywację do pracy. Że przez ciągnący się w jej mieszkaniu od lat remont, nie ma chęci do działania, a jej mieszkanie w żaden sposób jej nie inspiruje, tylko przytłacza, ja wiedziałam już co robić. To był sierpień, końcówka pięknego, upalnego lata i wciąż trwające wakacje dzieci. Powiedziałam „Monia, szykuj szmaty, mopy, worki, farby, pędzle, papier ścierny, środki czystości i głośnik z muzyką na fulla. Przyjeżdżam na kilka dni. Razem zrobimy metamorfozę. W sam raz na dobry, wrześniowy początek!”. I tak też się stało.
KILKA SŁÓW O MIESZKANIU MONIKI
Zanim przejdę do remontu, należy się kilka słów opowieści o Monice i jej mieszkaniu. Z Moniką znamy się i przyjaźnimy od lat. Byłam przy niej i wtedy gdy była jeszcze żoną z maleńkim dzieckiem i wtedy, gdy przechodziła przez bolesny rozwód. Byłam, gdy dźwigała na 4 piętro do wynajmowanego mieszkania siaty zakupami, trzyletnią córkę i laptopa w torbie. Byłam, gdy stawała na rzęsach, by związać koniec z końcem i znaleźć zlecenia jako freelancerka i byłam też, gdy walczyła o kredyt dla samodzielnej mamy z małym dzieckiem. Jak się prawdopodobnie domyślasz, każdy z tych etapów był niewyobrażalnie trudny. Monika dostała ten kredyt, a za otrzymane pieniądze kupiła wymarzone mieszkaniu w starej kamienicy w Gdańsku. Mieszkanie do totalnego remontu, na który nie mogła wyłożyć tych ogromnych pieniędzy od razu. Remont więc realizował się etapami, powoli, pomalutku, a Monia każdą złotówkę odkładała na to, by prace posuwały się do przodu. W konsekwencji jej mieszkanie przez 5 ostatnich lat było mieszanką prac budowlanych w toku i prowizorki. Mało to inspirujące i wspierające, ale Monika to silna dziewczyna i wiedziała, iż to przejściowe. Dla jednych przejściowe jest to, co trwa kilka tygodni, dla drugich to, co trwa kilka lat. choćby najtwardsi w końcu pękają w chwilach, kiedy tak dużo by chcieli, a tak kilka możliwości przed nimi. A kiedy priorytetem jest zarabianie pieniędzy, by spłacić kredyt i żeby na wszystko starczało, to nie w głowie wtedy „dizajny” mieszkaniowe. Tak myślę.
Remont mojego domu trwał rok. Rok ciężkiej pracy fizycznej, rok różnych wzlotów i upadków. To dla mnie już rozdział zamknięty, ale mam coś, co ze mną zostało. Doświadczenie i fach w ręku. Nie są mi straszne stare framugi drzwi czy malowanie ścian. Dodatkowo, jak wspomniałam na początku, mój wewnętrzny strateg wie jak odzyskać kontrolę. Postanowiłyśmy więc zadziałać we dwie! Oto co nam wyszło 🙂
JAKA ROBOTA NA NAS CZEKAŁA, CZYLI MIESZKANIE PRZED?
Przede wszystkim to, co w mieszkaniu Monikę przytłaczało najbardziej, to rozgrzebana robota niemal w każdym kącie. Tu nieskończona podłoga, tu niedokończone malowanie ściany, tu stosy pudeł z rzeczami, które nie wiadomo gdzie wypakować, no bo remont. Najpierw musiałyśmy odgracić przestrzeń pokój po pokoju i wyrzucić, oddać i sprzedać wszystko to, co niepotrzebne. A było tego mnóstwo! choćby nie zdajemy sobie sprawy ile rzeczy w naszym domu, to zalegające, niepotrzebne śmiecie lub przedmioty, po które nigdy nie sięgniemy i nie bardzo mamy pomysł co z nimi zrobić, więc odkładamy z miejsca na miejsce przez kolejne lata. Gdy jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami strychu lub piwnicy to możemy udawać, iż problem nie istnieje. Sytuacja robi się bardziej skomplikowana, gdy do dyspozycji mamy niewielki metraż naszego mieszkania.
BALKON
Ja zaczęłam od balkonu. Nie wiem dlaczego. Tak mnie przywołał do siebie. Było sierpniowy piękny dzień i aż chciało być się na powietrzu. Zaczęłam odgracać piękny, 200-letni balkon schowany w cieniu ogromnego drzewa. Monika w tym samym czasie zrobiła nam schabowe 😀 Zapowiadały się fantastyczne i pełne śmiechu dni z przyjaciółką 🙂
Balkon w mieszkaniu Moniki był przez ostatnie lata składzikiem remontowym. To tutaj trafiały wszystkie deski, wiadra, narzędzia, farby i mnóstwo innych przedmiotów, na które brakowało miejsca w mieszkaniu. Przez całe popołudnie wyrzucałyśmy to, co już niepotrzebne, a to co potrzebne wynosiłyśmy do wynajętego garażu. Odzyskiwałyśmy przestrzeń kroczek po kroczku. I choć balkon wciąż czeka na gruntowny remont, między innymi skuwanie płytek i położenie nowej podłogi, to w myśl zasady ZRÓB TO, CO MOŻESZ, UŻYJ TEGO, CO MASZ I ZACZNIJ TU, GDZIE JESTEŚ, ja postanowiłam wykrzesać z tego balkonu maksimum jego aktualnego potencjału.
Po posprzątaniu i umyciu okien, zaczął się przyjemny etap dekorowania tym, co znalazłam w domu 🙂 Przesadziłam kwiaty balkonowe i te domowe. Znalazłam choćby niewielkiego grilla, na którym wieczorem upiekłyśmy kiełbasę. To było fantastyczne zwieńczenie pierwszego, pracowitego dnia!
ODGRACANIE I POZBYWANIE SIĘ NADMIARU
Uważam, iż pozbywanie się nadmiaru gratów, zawsze prowadzi do czegoś dobrego. Problem w tym, iż zwykle boimy się za to zabrać, bo przytłacza nas ogrom pracy i tak naprawdę nie za bardzo wiemy, od czego zacząć. Ja takie solidne odgracanie swojej przestrzeni robię przynajmniej raz w roku i daję sobie na to około miesiąca. U Moniki uderzyłyśmy z grubej rury, bo na pracę miałyśmy tylko kilka dni. Było intensywnie. Samo odgracanie potrzebuje planu i nie polecam robić wszystkiego naraz, ale półka po półce. jeżeli raz bierzesz do ręki przedmiot, to od razu podejmuj decyzję co z nim zrobić. Dużym ułatwieniem jest przygotowanie sobie worków i pudeł z podpisami: „do oddania”, „do sprzedania”, „do wyrzucenia”, „recycling”. W domu każdy przedmiot powinien mieć swoje miejsce. Bez tych wszystkich szafek i półek, które strach otworzyć, bo nie wiadomo, co z nich może wypaść, naprawdę zwiększa komfort życia. Dobrze jest odpowiedzieć sobie na pytania: „czy naprawdę tego potrzebuję?”, „czy to mi się podoba?”, „czy szkoda mi się tego pozbyć tylko dlatego, iż było to drogie lub jest to prezentem?”, „czy nie mam dwóch takich samych rzeczy?”, „czy ten przedmiot określa moją osobowość?”. Takie pytania można mnożyć. Z doświadczenia wiem, iż naprawdę rzadko żałuje się rzeczy, których zdecydowaliśmy się pozbyć. Za to odzyskana przestrzeń jest jak powiew świeżego, wiosennego powietrza. Robi porządek w głowie.
Jestem pewna, iż w procesie odgracania przydadzą Ci się te posty na moim blogu:
100 RZECZY, KTÓRYCH POZBYŁAM SIĘ OD RAZU
WIOSENNE PORZĄDKI, OD CZEGO JE ZACZĄĆ?
WIELKIE ODGRACANIE, CZYLI O WSZYSTKICH RZECZACH, KTÓRE TRZYMAMY U NASZYCH RODZICÓW.
Odgracanie przestrzeni u Moniki, takie od rana do wieczora, zajęło nam 2 długie dni. Oddałyśmy mnóstwo rzeczy na grupie „Uwaga śmieciarka jedzie” – polecam! Gdy zostało tylko to, co potrzebne, ładne i dla Moniki ważne, mogłyśmy zabrać się za kończenie remontu na miarę naszych możliwości oczywiście.
MALOWANIE, SZLIFOWANIE, CZYLI O TYM, ŻE MY KOBIETY ŻADNEJ PRACY SIĘ NIE BOIMY.
Co zrobić, gdy brakuje funduszy na nowe sprzęty, meble, dekoracje, a chciałoby się coś zmienić? Ja polecam szukanie wszystkiego, co używane na OLX czy grupach na FB plus używanie wszędzie gdzie się da wszelkich farb. Odmalowane meble czy ściany potrafią kompletnie zmienić wnętrze. W myśl tej zasady potraktowałyśmy lodówkę Moniki czarną, tablicową i magnetyczną farbą, co według mnie dało świetny efekt! Monika za to wpadła na pomysł, by drzwi w kolorze trumny, pomalować na pastelowy brzoskwiniowy. Czarny wieszak na ubrania również. Dwie z pozoru niewielkie zmiany, dały genialny efekt i rozjaśniły całe wnętrze! To był strzał w dziesiątkę.
Następnie położyłyśmy fugę miedzy kuchennymi płytkami i pomalowałyśmy ścianę w kuchni na śnieżnobiało. Wyszło pięknie!
UŻYJ TEGO, CO MASZ. ZRÓB TO, CO POTRAFISZ. CZYLI WYKORZYSTUJEMY TO, CO ZNALAZŁYŚMY W MIESZKANIU.
Gdy wszystko było już pomalowane, wyczyszczone, a wory z rzeczami opuściły mieszkanie, zaczęłyśmy kombinować z dekorowaniem przestrzeni. To chyba mój ulubiony etap. Lubię dawać rzeczom drugie życie, lubię używać tego, co już w domu jest i zmieniać funkcje i miejsce konkretnych mebli czy przedmiotów. Tym sposobem proste regały Billy, które do tej pory stały w salonie, zostały użyte w kuchni jako proste, kuchenne szafki. Do czasu, aż do Moniki nie dotrze reszta mebli ze sklejki na wymiar. Na szafkach ustawiłyśmy piękne, kolorowe naczynia, a ja zrobiłam napisy na słoikach, używając wytłaczarki DYMO.
Oprawiłyśmy też w ramki, które Monika miała w domu, ulubione grafiki i zdjęcia i powiesiłyśmy na ścianach.
Przez cały tydzień jedyną rzeczą, którą kupiłyśmy, był stół do kuchni (OLX) i żarówki do lamp vintage. Całą resztę znalazłyśmy w mieszkaniu! 🙂
W tym remoncie i wielkich porządkach nie chodziło tylko o rzeczy, jak się na pewno domyślasz. To zadziałało jak najlepsza terapia i motywacja. Dałyśmy sobie wzajemne wsparcie, a gdy dociera się do ściany, to to wsparcie jest na wagę złota. Przez ten tydzień wyszłyśmy do sklepu raz, po żarówki i butelkę wina. Przez resztę czasu zrobiłyśmy tylko to, co mogłyśmy, a i tak dało to niesamowity efekt. To było jak rozpoczęcie nowego rozdziału, jak pierwszy od dawna oddech pełną piersią, jak najpiękniejsza wiosna w środku roku. Bo porządek w domu, to porządek w głowie. Jestem o tym przekonana.
Jak Ci się podoba metamorfoza moja i Tekstualnej?