Porządek u teściowej, ale zamiast pochwał – zarzuty!

twojacena.pl 14 godzin temu

Od rynku w Krakowie płynął zapach pierników, a ja z Krzysztofem spacerowaliśmy wśród staromiejskich kamienic. Minęło już kilka lat, odkąd zaczęliśmy się spotykać. Nasza miłość rozwijała się powoli, ale pewnie. Był troskliwy, uważny, robił wszystko, bym czuła się kochana. Niedawno oświadczył się – z euforią przyjęłam pierścionek. Marzyliśmy o wspólnej przyszłości, snuliśmy plany, i wydawało się, iż nic nie może stanąć nam na drodze.

Gdy jego rodzice wyjechali na wakacje do Zakopanego, zaproponowali, byśmy się wprowadzili do ich domu. Krzysztof od razu się zapalił – będzie okazja, by poczuć się jak małżeństwo, spróbować wspólnego życia. Zgodziłam się, choć w środku czułam niepokój. Obcy dom, ledwo poznani rodzice, a do tego ciężar odpowiedzialności. Ale miłość była silniejsza niż strach.

Początkowo wszystko układało się idealnie. Z zapałem wzięłam się za dom – gotowałam, sprzątałam, prałam. Krzysztof rzadko pomagał, wierząc, iż jego rolą jest zarabianie, a moją – dbanie o dom. Nie protestowałam. W końcu dobrze zarabiał, a ja uważałam, iż to sprawiedliwy podział.

Wszystko się zmieniło, gdy wrócili jego rodzice.

Wykręciłam dom na ostatni guzik – umyłam podłogi, okna, wyczyściłam kuchnię i uporządkowałam szafy. Upiekłam sernik, przygotowałam obiad – chciałam, by poczuli, iż witam ich z sercem. Ale zamiast wdzięczności – cios w samo sedno. Krzysztof, niezręcznie patrząc w bok, oznajmił, iż jego matka uważa mnie za flejtucha.

– Mówi, iż zostawiłaś brudną łazienkę, a kuchnia wygląda, jakby przeszło przez nią tornado. I ten sernik… niezbyt udany.

Poczułam, jakby oblał mnie wrzątek. Starałam się, nie żałowałam sił, chciałam pokazać, iż potrafię być dobrą gospodynią. A w zamian – chłód, pretensje i upokorzenie. Byłam pewna, iż gdyby ktoś szukał dziury w całym, to tylko z czystej złośliwości. Każda kobieta podziękowałaby za taką porządki, a nie szukała pretekstu do narzekań. Ale teściowa, widocznie, od początku miała wobec mnie uprzedzenia.

Po tej rozmowie Krzysztof stał się dziwnie obojętny. Nie mówił już o ślubie z tym samym ogniem, nie planował przyszłości. I wtedy ogarnął mnie strach. Czy naprawdę jedno zdanie matki może wszystko przekreślić?

Nie rozumiem, co jeszcze powinnam zrobić, by mnie zaakceptowali. Może za gwałtownie zgodziłam się na małżeństwo? Bo jeżeli choćby szczerym wysiłkiem nie zdobyłam uznania jego matki, co mnie czeka po ślubie? Ciągłe przytyki? Upokorzenia? Walka o uwagę i szacunek syna?

I szczerze? Żałuję, iż zachowałam się jak pani domu. Powinnam być tylko gościem. Nie wtrącać się, nie starać – po prostu czekać, aż wrócą. Wtedy może nie byłoby powodu do narzekań.

Krzysztof wcześniej mówił, iż chciałby, byśmy zamieszkali z rodzicami, aż uzbieramy na własne mieszkanie. Ale po tym wszystkim… Nie. Nigdy więcej nie postawię stopy w tym domu. Gdzie nie ma szacunku, tam nie ma miejsca dla mnie.

Teraz stoję na rozdrożu: walczyć dalej o tego mężczyznę i jego rodzinę, poświęcając siebie, czy odejść i zadać sobie pytanie – czy taki związek ma sens? Tam, gdzie od samego początku nie ma szacunku, trudno liczyć na miłość i akceptację w przyszłości.

Może to nie we mnie leży problem, ale w tym, iż próbuję wejść do rodziny, która wcale mnie nie chce?

Idź do oryginalnego materiału