Ranek zaskoczył nas na zakurzonej drodze prowadzącej ze wsi. W jednej ręce trzymałam małą dłoń Soni, w drugiej lekką walizkę, wypełnioną nie tyle rzeczami, co zdradzonymi nadziejami. Autobus, sapiąc, odjeżdżał od przystanku, zabierając nas daleko od miejsca, gdzie jeszcze kilka godzin temu wierzyłam w cokolwiek. Wyjeżdżałam, choćby nie żegnając się z Markiem. On był teraz […]