Poranek wślizgiwał się powoli przez zasłonięte rolety, wnosząc do pokoju łagodne światło

polregion.pl 2 dni temu

Poranek wciskał się powoli przez szczeliny w zasłoniętych żaluzjach, rozlewając po pokoju szarą, chłodną poświatę. Kasia już siedziała na skraju łóżka, ubrana, z włosami ściągniętymi w kok, jakby szykowała się do dalekiej podróży. W pewnym sensie tak właśnie było. To nie była ucieczka. To było pożegnanie z tą wersją siebie, która przez lata tłumiła w sobie zmęczenie, żal i brak zwykłej życzliwości.

Wzięła małą torebkę, tę od święta, i wyszła bez słowa. Magda spała. Oczywiście. Po kolejnym dniu w pracy potrzebowała odpoczynku ale jej wypoczynek zawsze opierał się na plecach matki, która sama nie odpoczywała nigdy.

Kasia nie zostawiła żadnej kartki. Nic dramatycznego. Po prostu wyszła.

Wsiadła do pociągu do Krakowa, gdzie mieszkała jej siostra, Agata. Nie widziały się od ponad dwóch lat, a ich rozmowa sprzed dnia była krótka:

Mogę przyjechać? Muszę wyjechać dla siebie.

Agata odpowiedziała tylko:

Przyjeżdżaj. Zawsze. Nie pytaj.

Dom Agaty był ciepły i pachnący świeżo zaparzoną kawą i pieczonym chlebem. Nikt nie krzyczał tu na Kasię, iż zapomniała wynieść śmieci. Nikt nie narzekał, iż cały dzień nic nie robi. Pierwsze dwa dni Kasia przespała. Naprawdę. Spała mocno, bez przerwy, jakby wszystkie te lata wyczerpania ściągały ją teraz w dół, domagając się należnego odpoczynku.

Trzeciego dnia Agata zabrała ją do centrum miasta. Do księgarni. Tam, gdzie Kasia marzyła o pracy, gdy była młodsza. Lubiła książki, ich zapach, porządek na półkach. A przede wszystkim ciszę.

Masz czas. Możesz zacząć od czegokolwiek powiedziała Agata.

I Kasia zaczęła. Od dobrej kawy, od tomiku poezji, od spaceru wąskimi, cichymi uliczkami. Zaczęła od drobnych rzeczy, które jednak coś znaczyły: od ciepłego swetra wybranego specjalnie dla siebie, od dobrego kremu do rąk, od bukietu kwiatów tylko dla niej.

Przez cały ten czas Magda wysyłała wiadomości. Najpierw chłodne:

Przynajmniej powiedz, czy wrócisz do domu.

Później mniej pewne:

Przepraszam, jeżeli cię zraniłem Nie zdawałem sobie sprawy.

A w końcu:

Mamo, tęsknię za tobą. Możemy porozmawiać?

Kasia czytała każdą wiadomość kilka razy. Potem zamykała telefon. Chciała odpowiedzieć, ale zrozumiała, iż po raz pierwszy nie musi się spieszyć z wybaczeniem. Ani go udawać. Magda musiała nauczyć się cierpliwości, którą jej matka nosiła w sobie przez dziesięciolecia.

Tydzień później Kasia wróciła do Warszawy. Nie dla Magdy. Dla siebie.

W pustym mieszkaniu wszystko było na swoim miejscu. Magdy nie było. Na kuchennym stole leżał karteluszek:

Przepraszam. Nie umiałam być dobrą córką. Poczekam, aż będziesz gotowa porozmawiać. Magda.

Kasia nie płakała. Tylko poczuła ciepły ucisk w piersi. Nieznane dotąd uczucie: może maleńką iskierkę nadziei. Ale teraz wiedziała jedno na pewno wybaczenie nie jest obowiązkiem. Szacunku trzeba się nauczyć. Prawdziwa miłość nie wymaga poświęcenia siebie.

W kolejnych miesiącach Magda zaczęła przychodzić coraz częściej. Na początku milcząca, niepewna. Przynosiła kwiaty, potem gotowała dla matki. W końcu pytała szczerze:

Mamo, chcesz, żebym dziś coś dla ciebie zrobiła?

To nie była perfekcja. Nie wszystko było naprawione. Ale to był początek.

Kasia nauczyła się mówić nie. Pewnego dnia, gdy Magda rozwiesiła pranie bez słowa, Kasia spojrzała na nią długo i uśmiechnęła się.

Dziękuję, Magdo. Po raz pierwszy czuję, iż mnie widzisz.

A Magda odłożyła wieszak i mocno przytuliła matkę.

Widzę cię, mamo. I przepraszam, iż to zajęło tyle czasu.

W duszy Kasi ta bolesna cisza, która towarzyszyła jej przez tyle lat, zamieniła się wreszcie w spokój. W taki, w którym nie była już sama.

Idź do oryginalnego materiału