Poprosiłam Babcię, Żeby Zajęła Się Wnukami, by Pojechać Na Wycieczkę, a Gdy Wróciłam, Zastałam Tylko Dwie Martwe Dziewczynki: ‘Myślałam, iż Bardzo Kocha Swoje Wnuki, Ale Kto Mógł Pomyśleć…’

newsempire24.com 1 dzień temu

Zamówiła Babcię, Żeby Zajęła Się Wnukami, a Gdy Wróciła z Podróży, Znalazła Tylko Dwie Martwe Dziewczynki: Myślałam, Że Bardzo Je Kocha, Ale Kto By Pomyślał

Agnieszka Kowalska była wyczerpana, ale szczęśliwa, gdy jej samochód w końcu zatrzymał się przed domem po trzech dniach nieobecności. To był pierwszy raz od lat, kiedy ona i jej mąż, Tomasz, wybrali się na krótki wyjazd bez dzieci. Zostawili dwie córki, Zosię (6 lat) i Hanię (4 lata), pod opieką matki Agnieszki, Barbary, 68-letniej emerytowanej pielęgniarki, która zawsze zapewniała, iż uwielbia swoje wnuczki.

Agnieszka początkowo się wahała. Barbara ostatnio przejawiała oznaki zapominalstwa gubiła klucze, powtarzała te same historie ale Agnieszka zlekceważyła to. W końcu Barbara przez trzydzieści lat pracowała jako pielęgniarka, była ostrożna i odpowiedzialna. Za dużo się martwisz powiedział Tomasz. Twoja mama kocha te dziewczynki. Będą w porządku.

Gdy Agnieszka weszła do domu, zawołała: Mamo! Wróciliśmy! Cisza jej odpowiedziała. Zmarszczyła brwi. Zwykle Zosia wybiegała, krzycząc, jak bardzo tęskniła za rodzicami. W domu było dziwnie zimno i cicho. Uśmiech Agnieszki zgasł. Odstawiła torbę i pobiegła do salonu.

Wtedy to zobaczyła. Zosia i Hania leżały na kanapie, nieruchome, blade jak porcelana. Ich małe piersi nie unosiły się. Agnieszka krzyknęła, padając na kolana, potrząsając nimi. Obudźcie się! Proszę, obudźcie się! Jej krzyk rozległ się po domu, budząc Tomasza, który wbiegł do środka po wniesieniu bagaży.

Tomasz zastygł na widok. O Boże głos mu się załamał. Agnieszko, dzwoń po pogotowie!

Karetka przyjechała w ciągu minut, ale było już za późno. Obie dziewczynki nie żyły. Agnieszka czuła, jak jej świat się wali, powietrze ucieka z płuc. W chaosie zauważyła Barbarę, siedzącą spokojnie w kuchni, pijącą herbatę, z drżącymi dłońmi.

Agnieszka podbiegła do niej. Mamo, co się stało?! Co im zrobiłaś?

Barbara podniosła wzrok, jej oczy były zamglone. Były zmęczone Dałam im lekarstwo, żeby lepiej spały. Nie pomyślałam Chciałam tylko, żeby odpoczęły. Ciągle płakały za tobą.

Krzyk Agnieszki był pełen rozpaczy. Zabiłaś je!

Policja wszczęła natychmiastowe śledztwo. Badania toksykologiczne potwierdziły, iż Zosia i Hania spożyły śmiertelną dawkę tabletek nasennych leków przepisanych Barbarze na bezsenność. Rozkruszyła je w soku dziewczynek, myśląc, iż trochę je uspokoi. Ale ich małe organizmy nie poradziły sobie z dawką.

Detektywi przesłuchiwali Barbarę, która trzęsła się na sali. Nie chciałam ich skrzywdzić powtarzała. Kocham te dzieci bardziej niż własne życie. Po prostu nie przestawały płakać Myślałam, iż jak się prześpią, będzie łatwiej.

Dla Agnieszki i Tomasza jej słowa były jak noże w serce. Celowo czy nie, ich dzieci odeszły na zawsze. Prokurator rozważał zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci, narażenia na niebezpieczeństwo i zaniedbania dziecka. Wiek Barbary i pogarszająca się pamięć komplikowały sprawę. Niektórzy lekarze sugerowali, iż może być we wczesnym stadium demencji, co wpłynęło na jej osąd.

Sala sądowa była wypełniona po brzegi, gdy zaczęła się rozprawa. Agnieszka siedziała w pierwszym rzędzie, ściskając zdjęcie Zosi i Hani, jej oczy opuchnięte od niekończących się nocy płaczu. Tomasz trzymał jej dłoń, choć sam drżał z żalu i gniewu.

Adwokat Barbary argumentował, iż nie działała ze złośliwością tylko z niewiedzą i osłabionym osądem. Ale prokuratura przedstawiała ją jako lekkomyślną, wskazując, iż żaden odpowiedzialny dorosły nie podałby małym dzieciom leków nasennych.

Sąsiedzi zeznawali, jak często matka Agnieszki chwaliła się, iż jest najlepszą opiekunką. Ale niektórzy przyznali, iż zauważyli, jak Barbara zapomina proste rzeczy zostawia włączony gaz, błąka się po okolicy zdezorientowana.

Ława przysięgłych zmagała się z decyzją. Agnieszka czuła rozdarcie. Pamiętała, jak jej matka była kiedyś jej bohaterką, osobą, która opiekowała się nią, gdy była chora, pracowała do późna, żeby ją utrzymać. Ale teraz ta sama kobieta zabrała jej wszystko.

Wyrok zapadł: winna nieumyślnego spowodowania śmierci. Barbara została skazana na pięć lat w zakładzie z opieką medyczną, z uwagi na pogarszający się stan zdrowia. Serce Agnieszki pękło ponownie nie z powodu współczucia, ale świadomości, iż straciła zarówno matkę, jak i dzieci.

Życie po tragedii było nie do zniesienia. Dom Agnieszki i Tomasza, kiedyś pełen życia, teraz przypominał grób. Rysunki Zosi wciąż wisiały na lodówce, a zabawkowe autka Hani leżały porozrzucane w salonie, nienaruszone. Agnieszka unikała przechodzenia obok ich pokojów, nie mogąc znieść ciszy.

Codziennie zmagała się z poczuciem winy. Dlaczego je zostawiłam? Dlaczego nie posłuchałam przeczucia? W myślach wciąż widziała moment, gdy przekazywała córki Barbarze, pożegnalny uścisk, Zosię machającą i mówiącą: Mamo, baw się dobrze.

Tomasz próbował być silny, ale on też tonął w rozpaczy. Chodzili na terapię dla osób w żałobie, ale każda sesja kończyła się łzami. Ich małżeństwo pękało pod ciężarem straty, oboje czasem obwiniając się nawzajem Agnieszka za naleganie na wyjazd, Tomasz za zapewnianie, iż będzie bezpiecznie.

Społeczność zorganizowała czuwania dla Zosi i Hani. Setki osób zapalały świeczki, modliły się i płakały razem z Kowalskimi. Ale żadna ilość współczucia nie mogła wypełnić pustki w sercu Agnieszki.

Barbara pisała listy z zakładu, pełne przeprosin i wspomnień. Widzę ich twarze każdej nocy pisała. Chciałabym, żeby to ja umarła zamiast nich. Agnieszka rzadko je czytała. Jej rany były zbyt głębokie.

Lata później Agnieszka stała na cmentarzu, wpatrując się w dwa małe nagrobki obok siebie. Szepnęła przez łzy

Idź do oryginalnego materiału