Teściowa zaproponowała pomoc z dzieckiem, ale później odkryłam jej ukryte intencje
Gdy ja i Marek doczekaliśmy się synka, nie liczyłam na wsparcie od jego matki. Uzgodniliśmy, iż damy radę sami. Trudy, nieprzespane noce – nasz wybór, nasza ścieżka. Teściowa czasem wpadała na herbatę, przynosiła drożdżówki, rzucała zdawkowy uśmiech i znikała. Oswoiłam się z tym rytuałem, nie oczekując więcej.
Pewnego wtorku zadzwoniła niespodziewanie:
— Mogę zostać z Jasiem, jeżeli chcesz. Jutro albo w weekend.
Omal nie upuściłam słuchawki. Dotąd zero sugestii, zero rozmów o pomocy. Chłodna uprzejmość, nic więcej. A teraz ta nagła oferta?
Przystałam, dziękując, ale z niepokojem. Może chce się zbliżyć? Może coś w niej pękło?
W sobotę zjawiła się z zabawkami, pieluchami i choćby butelką. Uśmiechnięta, mówiła: „Tak za wami tęskniłam”. Ciężko było uwierzyć, ale dałam się uwieść. Spacerowałam samotnie po parku – pierwszy raz od miesięcy poczułam, jak powietrze naprawdę wypełnia płuca.
Od tamtej pory jej wizyty stały się regularne. Raz, potem dwa razy w tygodniu. Dzwoniła sama, dopytując o dogodne terminy, przynosiła obiadki, pytała o potrzeby. Marek cieszył się: „Widzisz, wszystko się układa”. Mnie jednak gryzł niepokój. To było… zbyt idealne. Jakby pod maską troskliwej babci krył się drugi plan.
Pewnego dnia dotarło. Stała w kuchni, gdy jej telefon na stole rozbłysnął. Na ekranie – kontakt „Agent Nieruchomości”. Ciekawe. Wtem dobiegł jej głos:
— Tak, można prezentować dom. Pod warunkiem, iż w dni, gdy jestem z wnukiem. Wtedy mam klucze, mogę wyjść.
Zdrętwiałam. Puzzle ułożyły się w całość. Jej „wsparcie” nie było gestem serca, ale przykrywką. Sposobem na opróżnienie mieszkania, by agent mógł wpuszczać klientów.
Wieczorem, maskując drżenie głosu, spytałam Marka:
— Twoja mama sprzedaje mieszkanie?
Wzruszył ramionami:
— Pewnie. Chce coś mniejszego. Albo bliżej nas…
I już. Nie miłość, nie troska. Kalkulacja. Ja z Jasiem – element jej harmonogramu. Narzędzie, nie rodzina.
Nie płakałam. Gotowałam się. Uwierzyłam, iż stałyśmy się dla niej bliskie. A tymczasem wpisała nas w plan jak „okno czasowe na pokazy”.
Nazajutrz grzecznie, ale stanowczo odwołałam jej wizytę