Wszystko stało się jakoś niespodziewanie i choćby nie brałem tego na poważnie, kiedy pomagałem żonie pakować rzeczy. Moje myśli krążyły zupełnie gdzie indziej, o jutrzejszym spotkaniu w pracy i o tym, jaki krawat dobrać do mojej ulubionej koszuli. choćby rano nie miałem żadnych szczególnych uczuć, jak zwykle zjadłem śniadanie, nic szczególnego, pewnie trochę dziwne.
Byłem przekonany, iż wieczorem, kiedy wrócę, ona już będzie z powrotem. choćby kiedy przypadkowo w biurze rozlałem na siebie kawę i pobrudziłem swój ulubiony krawat, nie przejąłem się tym zbytnio, bo byłem pewny, iż wieczorem ona go wypierze i uratuje.
Najgorsze zaczęło się wieczorem, kiedy otworzyłem drzwi, w mieszkaniu panowała ciemność, nie pachniało obiadem, a na stole wciąż stała brudna filiżanka po herbacie, którą zostawiłem jeszcze rano.
Mieszkanie było jakby szczególnie puste. Już kilka nocy nie mogłem normalnie spać, a łóżko wydawało mi się zbyt duże i niewygodne, budziłem się o świcie z pragnieniem obudzenia jej, ręką błądziłem po pustej części łóżka, desperacko próbując ją znaleźć, położyć dłoń na jej ramieniu. Ale nic tam nie było. Otaczała mnie pustka. A obok leżała tylko jej zimna poduszka.
Po tygodniu zaczęły pojawiać się myśli o Bogu, chociaż wcześniej nie miałem z tym nic wspólnego. Okazało się, jak wspaniale było słyszeć jej cichy oddech, kiedy spała obok, czuć jej ciepło, jej obecność i codziennie po pracy śpieszyć się do domu. A teraz była tylko samotność. Strach.
Jeszcze ta plama po kawie na ulubionym krawacie. No i duma, przez którą jej nie zatrzymałem, teraz jakoś zmalała. I wtedy w mieszkaniu zadzwonił dzwonek. Za drzwiami stała ona. Padły jakieś zwyczajne słowa, a jej oczy były głębokie jak zawsze. Wróciła i teraz już nigdy nie pozwolę jej odejść!