Ernest Malinowski (na chrzcie dostał na pierwsze imię Adam, ale
już nie będę się tak napawał) urodził się na początku XIX
wieku na Podolu a wychował na Wołyniu. Pochodził z polskiej (co
nie jest niczym dziwnym – tereny te należały do Rzeczypospolitej
przez wiele setek lat, ostatnio ukradziono je nam w wyniku zdrady
naszych "sojuszników" w Jałcie) szlacheckiej rodziny herbu Ślepowron
(do tego herbowego rodu należał także komunistyczny zbrodniarz, jeden z beneficjentów owej jałtańskiej zdrady; znany jest
jako tajny współpracownik komunistycznej bezpieki Wolski i pod ludowym pseudonimem Spawacz). Po powstaniu listopadowym car zabrał jednak
rodzinie Malinowskich majątek, i mały Ernest miast spokojnie żyć
sobie na ojcowiźnie wyjechał – pierw do Galicji, a potem do
Paryża.
Symbol Polski |
W Paryżu został inżynierem, i sumiennie pracował
we Francji i francuskiej Algierii – po czym wyjechał na kontrakt
do Ameryki Południowej. Na sześć lat. Został tam ich blisko
czterdzieści, aż do śmierci.
Nagrobek Ernesta Malinowskiego w Limie |
To krótki biogram bohatera
tego wpisu – człowieka, na którego ślady w Peru natykałem się
właściwie co chwila, jak choćby na najstarszym cmentarzu w Limie,
gdzie niepozorny nagrobek znajduje się tuż obok narodowego panteonu
peruwiańskiego. Dla nas postać ta jest może niezbyt znana (no,
chyba, iż ktoś czytał książki o przygodach Tomka Wilmowskiego),
choć każdy, kto się interesuje rozwojem kolejnictwa na Świecie
wie, iż to właśnie Malinowski zaprojektował najwyżej położoną
kolej na Ziemi (teraz rekord pobili Chińczycy, budując magistralę
służącą do sinizacji Tybetu).
Początek Centralnej Kolei Transandyjskiej |
Wiedzą i pamiętają o tym w
Peru – pisałem zdaje się o tym: gdzieś w andyjskim nigdzie na
wieść o tym, iż jestem z Polski od razu stwierdził:
- Tak
jak Malinowski! On nam zbudował kolej.
Ba, w dżungli, w Parku
Narodowym Tambopata jeden z dopływów Tambopaty (która to jest
dopływem Madre de Dios, która to... a, nieważne) nosi nazwę Rio
Malinowsky,
Zachód słońca nad Madre de Dios |
A w Limie, tuż obok stanowiska archeologicznego
Mateo Salado (o limańskich piramidach zaraz będzie wpis) jest nawet
niewielka uliczka nazwana na cześć naszego rodaka. Nazywa się ona
co prawda różnie: Malinoski, Malinowski, Malinowsky – w
zależności od tego kto pisze – ale chodzi o zasadę.
Stanowisko Archeologiczne Mateo Salado przy ulicy Malinowskiego |
Oczywiście,
Kolej Transandyjska to nie jedyne dzieło pana Malinowskiego –
zbudował jeszcze kilka innych linii kolejowych, odbudowywał
Arequipę, ale poza tym został peruwiańskim bohaterem narodowym: na skromnym
nagrobku znajduje się adnotacja o tym, iż w roku 1866 brał udział
w obronie Callao.
Peruwiański Panteon Narodowy, niedaleko grobu Malinowskiego |
A konkretnie – o czym można dowiedzieć
się zaglądając do urządzonego w twierdzy (Fortalezza del Real
Felipe, Twierdza króla Filipa) w Callao muzeum – najpierw pomagał
port fortyfikować, a potem bronił Fortu Santa Rosa przed Hiszpanami
(Peru razem z Chile walczyło przeciwko swojemu dawnemu panu). Polska
ambasada pomogła także wykonać makietę obrony fortu. Całkiem to
miłe.
Twierdza Callao |
Samo Callao – jest wreszcie okazja by wspomnieć o tym
mieście (wygląda jak dzielnica Limy, ale to nie dość, iż osobne
miasto, to jeszcze kolejna peruwiańska prowincja). Założone przez pierwszych
konkwistadorów – żeby z Limy łatwo było dać nogę w razie
czego (okazało się, iż Tahuantinsuyu padło, i nie trzeba było
uciekać) dziś jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w całej
stołecznej aglomeracji. Tak przynajmniej słyszałem – bo
spacerując po centrum miasta nie spotkało mnie nic złego. Możliwe,
że dlatego, iż był dzień, niedaleko była akademia wojskowa, z
okazji niewielkiego festynu było sporo policji, a ja nie oddalałem
się od odnowionych części Callao (widać, iż władze chciałyby
przyciągnąć turystów).
Punta de Callao |
Niemniej wszyscy peruwiańscy
znajomi z Limy na wieść, iż z kolegą jedziemy właśnie do Callao
bledli i łapali się za głowy (wcześniej, usiłując odradzić nam
ten pomysł potężnie się w nie pukając). Na szczęście jednak - powtórzę - nic nam się nie stało, zjedliśmy choćby w lokalnej knajpie (tanio,
bo lokal nie dla Gringos). Na wieść o tym, iż jesteśmy z Polski
jeden z byłych marynarzy (Callao to główny i największy port w
Peru) stwierdził, iż często spotyka Polaków.
- "Córa
Koryntu, córa Koryntu" ciągle wołają – stwierdził.
Cóż,
może to akurat nie najlepszy przykład polskich śladów w Peru,
ale trudno. Ładniejszym na pewno jest – wielokrotnie wspominana
przeze mnie – pani Maria Rostworowska, profesor i specjalista od
kultur prekolumbijskich Peru. Znalazła się ona na nowej edycji
peruwiańskiej waluty – mianowicie na banknocie o nominale 50 soli (w
Callao, mieście biednym, mogą tym nie wiedzieć).
Profesor Rostworowska |
Z naszych
rodaków znani są oczywiście Jan Paweł II, piłkarze z lat 70 i 80
zeszłego stulecia (między innymi Boniek i Lato), Robert Lewandowski
czy – choć może bardziej lokalnie, święci męczennicy z
Pariacoto czy biznesmen Stan Tymiński, Na cmentarzu księdza Maestro (tym, na
którym spoczywa i Malinowski) znaleźliśmy także grób Edwarda
Habicha – matematyka i twórcy peruwiańskiej szkoły
inżynieryjnej.
- Awicz – przeczytała koleżanka Peruwianka
nazwisko honorowego obywatela Peru.
Grób Habichów, ufundowany przez rząd Peru |
Ponowna wizyta na cmentarzu
przypomniała mi o jeszcze jednym wpływie Ernesta Malinowskiego na
Peru. Kiedy pokazaliśmy koleżance jeszcze jeden nagrobek, tym razem
(akurat był 1. Listopada) przybrany kolorowymi wstążkami, kwiatkami czy balonikami (taka tradycja, zniczy nikt tam nie pali):
- O,
ojciec peruwiańskiej medycyny!
Nagrobek Daniela Carriona |
Rzeczywiście, w czasie budowy
Centralnej Kolei Transandyjskiej wybuchłą tajemnicza epidemia.
Chorych i umierających badał między innymi młody student Daniel
Carrion. Sam się zaraził, ale umierając wciąż prowadził
notatki – umożliwiło to wynalezienie szczepionki na zarazę. Ot,
taka ciekawostka na koniec.