Polski bohater

adamaswtrasie.blogspot.com 8 miesięcy temu
Ernest Malinowski (na chrzcie dostał na pierwsze imię Adam, ale już nie będę się tak napawał) urodził się na początku XIX wieku na Podolu a wychował na Wołyniu. Pochodził z polskiej (co nie jest niczym dziwnym – tereny te należały do Rzeczypospolitej przez wiele setek lat, ostatnio ukradziono je nam w wyniku zdrady naszych "sojuszników" w Jałcie) szlacheckiej rodziny herbu Ślepowron (do tego herbowego rodu należał także komunistyczny zbrodniarz, jeden z beneficjentów owej jałtańskiej zdrady; znany jest jako tajny współpracownik komunistycznej bezpieki Wolski i pod ludowym pseudonimem Spawacz). Po powstaniu listopadowym car zabrał jednak rodzinie Malinowskich majątek, i mały Ernest miast spokojnie żyć sobie na ojcowiźnie wyjechał – pierw do Galicji, a potem do Paryża.
Symbol Polski
W Paryżu został inżynierem, i sumiennie pracował we Francji i francuskiej Algierii – po czym wyjechał na kontrakt do Ameryki Południowej. Na sześć lat. Został tam ich blisko czterdzieści, aż do śmierci.
Nagrobek Ernesta Malinowskiego w Limie
To krótki biogram bohatera tego wpisu – człowieka, na którego ślady w Peru natykałem się właściwie co chwila, jak choćby na najstarszym cmentarzu w Limie, gdzie niepozorny nagrobek znajduje się tuż obok narodowego panteonu peruwiańskiego. Dla nas postać ta jest może niezbyt znana (no, chyba, iż ktoś czytał książki o przygodach Tomka Wilmowskiego), choć każdy, kto się interesuje rozwojem kolejnictwa na Świecie wie, iż to właśnie Malinowski zaprojektował najwyżej położoną kolej na Ziemi (teraz rekord pobili Chińczycy, budując magistralę służącą do sinizacji Tybetu).
Początek Centralnej Kolei Transandyjskiej
Wiedzą i pamiętają o tym w Peru – pisałem zdaje się o tym: gdzieś w andyjskim nigdzie na wieść o tym, iż jestem z Polski od razu stwierdził:
- Tak jak Malinowski! On nam zbudował kolej.
Ba, w dżungli, w Parku Narodowym Tambopata jeden z dopływów Tambopaty (która to jest dopływem Madre de Dios, która to... a, nieważne) nosi nazwę Rio Malinowsky,
Zachód słońca nad Madre de Dios
A w Limie, tuż obok stanowiska archeologicznego Mateo Salado (o limańskich piramidach zaraz będzie wpis) jest nawet niewielka uliczka nazwana na cześć naszego rodaka. Nazywa się ona co prawda różnie: Malinoski, Malinowski, Malinowsky – w zależności od tego kto pisze – ale chodzi o zasadę.
Stanowisko Archeologiczne Mateo Salado przy ulicy Malinowskiego
Oczywiście, Kolej Transandyjska to nie jedyne dzieło pana Malinowskiego – zbudował jeszcze kilka innych linii kolejowych, odbudowywał Arequipę, ale poza tym został peruwiańskim bohaterem narodowym: na skromnym nagrobku znajduje się adnotacja o tym, iż w roku 1866 brał udział w obronie Callao.
Peruwiański Panteon Narodowy, niedaleko grobu Malinowskiego
A konkretnie – o czym można dowiedzieć się zaglądając do urządzonego w twierdzy (Fortalezza del Real Felipe, Twierdza króla Filipa) w Callao muzeum – najpierw pomagał port fortyfikować, a potem bronił Fortu Santa Rosa przed Hiszpanami (Peru razem z Chile walczyło przeciwko swojemu dawnemu panu). Polska ambasada pomogła także wykonać makietę obrony fortu. Całkiem to miłe.
Twierdza Callao
Samo Callao – jest wreszcie okazja by wspomnieć o tym mieście (wygląda jak dzielnica Limy, ale to nie dość, iż osobne miasto, to jeszcze kolejna peruwiańska prowincja). Założone przez pierwszych konkwistadorów – żeby z Limy łatwo było dać nogę w razie czego (okazało się, iż Tahuantinsuyu padło, i nie trzeba było uciekać) dziś jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w całej stołecznej aglomeracji. Tak przynajmniej słyszałem – bo spacerując po centrum miasta nie spotkało mnie nic złego. Możliwe, że dlatego, iż był dzień, niedaleko była akademia wojskowa, z okazji niewielkiego festynu było sporo policji, a ja nie oddalałem się od odnowionych części Callao (widać, iż władze chciałyby przyciągnąć turystów).
Punta de Callao
Niemniej wszyscy peruwiańscy znajomi z Limy na wieść, iż z kolegą jedziemy właśnie do Callao bledli i łapali się za głowy (wcześniej, usiłując odradzić nam ten pomysł potężnie się w nie pukając). Na szczęście jednak - powtórzę - nic nam się nie stało, zjedliśmy choćby w lokalnej knajpie (tanio, bo lokal nie dla Gringos). Na wieść o tym, iż jesteśmy z Polski jeden z byłych marynarzy (Callao to główny i największy port w Peru) stwierdził, iż często spotyka Polaków.
- "Córa Koryntu, córa Koryntu" ciągle wołają – stwierdził.
Cóż, może to akurat nie najlepszy przykład polskich śladów w Peru, ale trudno. Ładniejszym na pewno jest – wielokrotnie wspominana przeze mnie – pani Maria Rostworowska, profesor i specjalista od kultur prekolumbijskich Peru. Znalazła się ona na nowej edycji peruwiańskiej waluty – mianowicie na banknocie o nominale 50 soli (w Callao, mieście biednym, mogą tym nie wiedzieć).
Profesor Rostworowska
Z naszych rodaków znani są oczywiście Jan Paweł II, piłkarze z lat 70 i 80 zeszłego stulecia (między innymi Boniek i Lato), Robert Lewandowski czy – choć może bardziej lokalnie, święci męczennicy z Pariacoto czy biznesmen Stan Tymiński, Na cmentarzu księdza Maestro (tym, na którym spoczywa i Malinowski) znaleźliśmy także grób Edwarda Habicha – matematyka i twórcy peruwiańskiej szkoły inżynieryjnej.
- Awicz – przeczytała koleżanka Peruwianka nazwisko honorowego obywatela Peru.
Grób Habichów, ufundowany przez rząd Peru
Ponowna wizyta na cmentarzu przypomniała mi o jeszcze jednym wpływie Ernesta Malinowskiego na Peru. Kiedy pokazaliśmy koleżance jeszcze jeden nagrobek, tym razem (akurat był 1. Listopada) przybrany kolorowymi wstążkami, kwiatkami czy balonikami (taka tradycja, zniczy nikt tam nie pali):
- O, ojciec peruwiańskiej medycyny!
Nagrobek Daniela Carriona
Rzeczywiście, w czasie budowy Centralnej Kolei Transandyjskiej wybuchłą tajemnicza epidemia. Chorych i umierających badał między innymi młody student Daniel Carrion. Sam się zaraził, ale umierając wciąż prowadził notatki – umożliwiło to wynalezienie szczepionki na zarazę. Ot, taka ciekawostka na koniec.
Idź do oryginalnego materiału