Polski atom

adamaswtrasie.blogspot.com 3 dni temu

Po Wielkiejnocy na blogu miałem kontynuować wpisy o podróżach po Półwyspie Apenińskim (niby mógłbym napisać: po Włoszech, ale Italia czasu upadku Imperium Zachodniorzymskiego po drugą połowę XIX wieku była li tylko pojęciem geograficznym; gdyby nie sukcesy ichniejszych piłkarzy i dostępność telewizji nadającej w ustandaryzowanym języku włoskim dalej pewnie by takim była, a mieszkańcy północy i południa fizycznie nie byliby w stanie znaleźć wspólnego języka), ale postanowiłem na chwilę wrócić na rodzime podwórko. Na jeden wpis.
O energii atomowej.
Tak, wiem, temat zdaje się być oklepany jak mata po zawodach zapaśniczych – wszak wiadomo, że indolencja rządzących naszym krajem oddala w czasie powstanie pierwszej elektrowni jądrowej (choć słyszy się już buńczuczne głosy o drugiej i trzeciej), tym samym sytuując Polskę w grupie krajów – co tu dużo mówić – zacofanych. Dzieje się to w chwili, gdy zapomnieliśmy już o traumie Czarnobyla (zaraz rocznica eksplozji; w czasach radzieckiej okupacji planowano uruchomienie elektrowni atomowej typu RBMK w Żarnowcu – może i produkowały one najtańszą energię w historii, ale rozumiem ówczesny sceptycyzm mieszkańców).

Kokpit reaktora typu RBMK

I pomijam tu aspekt militarny: wszak kto nie ma broni atomowej jest nikim na arenie międzynarodowej. Za przykład niech posłuży jedno z wrogo do Polski nastawionych państw Europy Wschodniej – w imię jakichś międzynarodowych układów oddali własny arsenał nuklearny, a teraz nie kontrolują w całego terytorium kraju.

Jedno z miast w wyżej wymienionym kraju

Polska "miała" głowice nuklearne, będące w jurysdykcji okupującej nasz kraj Armii Czerwonej, ale o tym wspomnę kiedy indziej – jak wreszcie odwiedzę te opuszczone dziś obiekty leżące głównie w północno-zachodniej części kraju.

Symbol radzieckiej okupacji

Teraz o czym innym – z powodu braku pieniędzy nasz jedyny reaktor nuklearny – Maria (imię nadane na cześć pionierki atomistyki, naszej dwukrotnej noblistki) – ma zostać wygaszony (podobno tylko na dwa miesiące, przerwa techniczna jakoby). Już raz wyłączono go, także z biedy, na początku lat 90-tych. Pomijam już jakie znaczenie ma ten eksperymentalny obiekt dla polskiej nauki (i tak mocno doświadczanej – wstrzymywane są kolejne projekty, także z branży nuklearnej), ale jest to jedno z nielicznych miejsc na Świecie produkujące ważne dla medycyny radioaktywne izotopy. Wygląda to naprawdę na jakąś podłą krecią robotę. Albo bezbrzeżną głupotę. Co więcej – oba te stwierdzenia nie muszą się wykluczać.
Jak byśmy byli jakimś bantustanem, normalnie.

Zresztą może i jesteśmy, i ad acta należy odłożyć pamięć o tym, iż 1000 lat temu – wbrew sąsiadującym z nami wtedy (i teraz) Niemcami Bolesław Chrobry koronował się na króla. O którym to okresie niedawno na blogu było. Warto dodać, że XX-wieczni okupanci nie rozpieszczali naszego Narodu – także jeśli chodzi o atom.

Ruda uranu
A konkretnie o rudy uranowe, których niewielkie, acz bogate pokłady leżały w Sudetach, w okolicy Kowar, w rejonie od setek lat słynącym z górnictwa (weźmy Złoty Stok czy najstarsze miasto w Polsce, Złotoryję – nazwy mówią za siebie).
Kowary
Przed II Wojną Światową rudę uranu rozpoczęli eksploatować Niemcy, po zaś – jeżeli ktoś chciał powiedzieć, iż Polacy, to gratuluję optymizmu – sowieccy okupanci. Rozpoczynała się Zimna Wojna, radzieccy szpiedzy i zainfekowani ideologią komunistyczną naukowcy na potęgę wykradali prace alianckich, głównie amerykańskich, centrów naukowych, by tylko przyspieszyć budowę broni atomowej dla Stalina. Jak wszyscy wiemy – udało im się, i ZSRS został drugim po USA mocarstwem atomowym. Do produkcji zaś bomb A potrzebny był uran. Sowieci mieli swoje złoża, ale zawierały one dużo mniej tego radioaktywnego metalu niż te polskie – stąd i eksploatowali je u nas. I wywozili, jak wszystko, na Wschód.
Sudety wewnątrz
Czy więc pierwsza radziecka bomba atomowa powstała z polskiego uranu? Nie jest to wykluczone, acz namacalnych dowodów brak. Przewodnik opiekujący się jedną z kopalni, położonym u stóp Śnieżnika obiekcie w Kletnie, opowiadał mi, iż jest to wielce prawdopodobne. I mimo, iż – w przeciwieństwie do kopalni w Kowarach – nie znaleziono tu żadnych tajemniczych skrytek, Kletno ma dużo straszniejszy sekret, dotyczący stosunku okupacyjnych władz PRL do Polaków: w kopalni uranu pracowali bowiem polscy żołnierze – w ramach karnych batalionów górniczych (nie jest to chyba oficjalna nazwa, ta zmieniała się w przeciągu lat trwania komunistycznego reżymu). Tu, do wydobywania radioaktywnego urobku kierowano poborowych z rodzin podejrzanych dla nowej władzy – synów partyzantów, działaczy niepodległościowych, społeczników, katolików, patriotów. Warunki były ciężkie – zagrożeniem był nie tylko rakotwórczy pył. Maski gazowe miały w tamtym okresie filtr z igiełek azbestu – więc albo oddychało się kancerogennymi igiełkami, albo takmiż promieniotwórczym powietrzem kopalni. Częściej tym drugim, bo maski pono gwałtownie się zapychały i trzeba było pracować bez nich. Efektem były szybsze zgony na nowotwory wrogów Ludu. Komuniści robili wszystko, by wyniszczyć Naród.
Kopalnia w Kletnie
Całe szczęście w tej chwili nie stosuje się takich praktyk, zaś ofiary owego systemu doczekały się godnego upamiętnienia i zadośćuczynienia. Nie no, żartuję. Niedawno przywrócono wysokie świadczenia socjalne dla komunistycznych oprawców, a współpracownicy komunistycznego reżymu i ich potomkowie żyją sobie jak początki w maśle i przez cały czas dzierżą gros władzy w Polsce. I tak, wiem, trwa kampania wyborcza.
Kampania wyborcza

Płakać się chce nad tą naszą polską przyszłością, więc kończę tą jeremiadę i wracam na Półwysep Apeniński. A do atomu w Polsce, jak wspominałem wyżej, wrócę, jak dotrę do sowieckich silosów atomowych na Pomorzu (choć nie zrobię tego w obecną majówkę, to Czytelników zachęcam – albo tam, albo w góry do Kletna i Kowar)

Idź do oryginalnego materiału