Po Wielkiejnocy na blogu miałem
kontynuować wpisy o podróżach po Półwyspie Apenińskim (niby
mógłbym napisać: po Włoszech, ale Italia czasu upadku Imperium
Zachodniorzymskiego po drugą połowę XIX wieku była li tylko
pojęciem geograficznym; gdyby nie sukcesy ichniejszych piłkarzy i
dostępność telewizji nadającej w ustandaryzowanym języku włoskim
dalej pewnie by takim była, a mieszkańcy północy i południa
fizycznie nie byliby w stanie znaleźć wspólnego języka), ale
postanowiłem na chwilę wrócić na rodzime podwórko. Na jeden
wpis.
O energii atomowej.
Tak, wiem, temat zdaje się być
oklepany jak mata po zawodach zapaśniczych – wszak wiadomo, że
indolencja rządzących naszym krajem oddala w czasie powstanie
pierwszej elektrowni jądrowej (choć słyszy się już buńczuczne
głosy o drugiej i trzeciej), tym samym sytuując Polskę w grupie
krajów – co tu dużo mówić – zacofanych. Dzieje się to w
chwili, gdy zapomnieliśmy już o traumie Czarnobyla (zaraz rocznica eksplozji; w czasach radzieckiej okupacji planowano uruchomienie
elektrowni atomowej typu RBMK w Żarnowcu – może i produkowały
one najtańszą energię w historii, ale rozumiem ówczesny
sceptycyzm mieszkańców).
 |
Kokpit reaktora typu RBMK
|
I pomijam tu aspekt militarny: wszak
kto nie ma broni atomowej jest nikim na arenie międzynarodowej. Za
przykład niech posłuży jedno z wrogo do Polski nastawionych państw
Europy Wschodniej – w imię jakichś międzynarodowych układów
oddali własny arsenał nuklearny, a teraz nie kontrolują w całego
terytorium kraju.
 |
Jedno z miast w wyżej wymienionym kraju
|
Polska "miała" głowice nuklearne,
będące w jurysdykcji okupującej nasz kraj Armii Czerwonej, ale o
tym wspomnę kiedy indziej – jak wreszcie odwiedzę te opuszczone
dziś obiekty leżące głównie w północno-zachodniej części
kraju.
 |
Symbol radzieckiej okupacji
|
Teraz o czym innym – z powodu braku pieniędzy nasz
jedyny reaktor nuklearny – Maria (imię nadane na cześć pionierki
atomistyki, naszej dwukrotnej noblistki) – ma zostać wygaszony (podobno tylko na dwa miesiące, przerwa techniczna jakoby).
Już raz wyłączono go, także z biedy, na początku lat 90-tych.
Pomijam już jakie znaczenie ma ten eksperymentalny obiekt dla
polskiej nauki (i tak mocno doświadczanej – wstrzymywane są
kolejne projekty, także z branży nuklearnej), ale jest to jedno z
nielicznych miejsc na Świecie produkujące ważne dla medycyny
radioaktywne izotopy. Wygląda to naprawdę na jakąś podłą krecią
robotę. Albo bezbrzeżną głupotę. Co więcej – oba te
stwierdzenia nie muszą się wykluczać.
Jak byśmy byli jakimś bantustanem,
normalnie.
Zresztą może i jesteśmy, i ad acta należy odłożyć
pamięć o tym, iż 1000 lat temu – wbrew sąsiadującym z nami
wtedy (i teraz) Niemcami Bolesław Chrobry koronował się na króla.
O którym to okresie niedawno na blogu było. Warto dodać, że
XX-wieczni okupanci nie rozpieszczali naszego Narodu – także jeśli
chodzi o atom.
 |
Ruda uranu
|
A konkretnie o rudy uranowe, których
niewielkie, acz bogate pokłady leżały w Sudetach, w okolicy Kowar,
w rejonie od setek lat słynącym z górnictwa (weźmy Złoty Stok
czy najstarsze miasto w Polsce, Złotoryję – nazwy mówią za
siebie).
 |
Kowary |
Przed II Wojną Światową rudę uranu
rozpoczęli eksploatować Niemcy, po zaś – jeżeli ktoś chciał
powiedzieć, iż Polacy, to gratuluję optymizmu – sowieccy okupanci.
Rozpoczynała się Zimna Wojna, radzieccy szpiedzy i zainfekowani
ideologią komunistyczną naukowcy na potęgę wykradali prace
alianckich, głównie amerykańskich, centrów naukowych, by tylko
przyspieszyć budowę broni atomowej dla Stalina. Jak wszyscy wiemy –
udało im się, i ZSRS został drugim po USA mocarstwem atomowym. Do
produkcji zaś bomb A potrzebny był uran. Sowieci mieli swoje złoża,
ale zawierały one dużo mniej tego radioaktywnego metalu niż te
polskie – stąd i eksploatowali je u nas. I wywozili, jak wszystko, na
Wschód.
 |
Sudety wewnątrz
|
Czy więc pierwsza radziecka bomba atomowa powstała z
polskiego uranu? Nie jest to wykluczone, acz namacalnych dowodów
brak. Przewodnik opiekujący się jedną z kopalni, położonym u
stóp Śnieżnika obiekcie w Kletnie, opowiadał mi, iż jest to wielce
prawdopodobne. I mimo, iż – w przeciwieństwie do kopalni w Kowarach –
nie znaleziono tu żadnych tajemniczych skrytek, Kletno ma dużo
straszniejszy sekret, dotyczący stosunku okupacyjnych władz PRL do
Polaków: w kopalni uranu pracowali bowiem polscy żołnierze – w
ramach karnych batalionów górniczych (nie jest to chyba oficjalna
nazwa, ta zmieniała się w przeciągu lat trwania komunistycznego
reżymu). Tu, do wydobywania radioaktywnego urobku kierowano
poborowych z rodzin podejrzanych dla nowej władzy – synów
partyzantów, działaczy niepodległościowych, społeczników,
katolików, patriotów. Warunki były ciężkie – zagrożeniem był
nie tylko rakotwórczy pył. Maski gazowe miały w tamtym okresie
filtr z igiełek azbestu – więc albo oddychało się kancerogennymi igiełkami, albo takmiż promieniotwórczym powietrzem kopalni.
Częściej tym drugim, bo maski pono gwałtownie się zapychały i trzeba
było pracować bez nich. Efektem były szybsze zgony na nowotwory
wrogów Ludu. Komuniści robili wszystko, by wyniszczyć Naród.
 |
Kopalnia w Kletnie
|
Całe
szczęście w tej chwili nie stosuje się takich praktyk, zaś ofiary
owego systemu doczekały się godnego upamiętnienia i
zadośćuczynienia. Nie no, żartuję. Niedawno przywrócono wysokie
świadczenia socjalne dla komunistycznych oprawców, a
współpracownicy komunistycznego reżymu i ich potomkowie żyją
sobie jak początki w maśle i przez cały czas dzierżą gros władzy w Polsce.
I tak, wiem, trwa kampania wyborcza.
 |
Kampania wyborcza
|
Płakać się chce nad tą
naszą polską przyszłością, więc kończę tą jeremiadę i
wracam na Półwysep Apeniński. A do atomu w Polsce, jak wspominałem
wyżej, wrócę, jak dotrę do sowieckich silosów atomowych na
Pomorzu (choć nie zrobię tego w obecną majówkę, to Czytelników
zachęcam – albo tam, albo w góry do Kletna i Kowar)