Północny dzwon, który rozdarł ciszę.

polregion.pl 1 tydzień temu

Północny dzwonek telefonu rozdarł ciszę.

Nagle zadzwoniło o wpół do dwunastej w nocy. Justyna właśnie zamknęła oczy przy równym oddechu męża, gdy ostry dźwięk wyrwał ją z półsnu. Serce zabiło jej mocniej o tej porze nic dobrego nie mogło czekać.

Michał szarpnęła go lekko za ramię. Michał, obudź się! Telefon.
Porwał się na łóżku, chwytając słuchawkę. Justyna obserwowała jego twarz, która z każdą sekundą bladła.
Jak to kiedy? wyszeptał ochryple. Tak tak rozumiem. Zaraz będę.

Odłożył słuchawkę. Palce mu drżały.
Co się stało? szepnęła Justyna, choć już wiedziała.
Piotr i Agata przełknął ślinę. Wypadek. Obydwoje. Od razu.

Ciężka cisza zawisła w pokoju, przerywana tylko tykaniem zegara. Justyna wpatrywała się w męża, niezdolna uwierzyć.

Przedwczoraj jeszcze siedzieli w kuchni, pijąc herbatę, Agata opowiadała o nowym przepisie na szarlotkę, a Piotr, przyjaciel Michała od studiów, żartował z własnych przygód na rybach.
A Kinga? ocknęła się Justyna. Boże, co z Kingą?
Została w domu Michał wciągał spodnie w pośpiechu. Muszę jechać. Trzeba wszystko ustalić. I
Jadę z tobą.
Nie! odwrócił się gwałtownie. Zosia zostałaby sama. To nie pora, by ją straszyć.

Justyna skinęła głową. Miał rację dwunastoletniej córce nie trzeba było jeszcze mówić o tragedii.
Całą noc nie zmrużyła oka. Krążyła po mieszkaniu, spoglądając co chwilę na zegar. Weszła do pokoju Zosi spała z policzkiem wtulonym w dłoń, rude włosy rozsypane na poduszce. Tak spokojna. Tak bezbronna.

Michał wrócił o świcie, z oczyma zaczerwienionymi od zmęczenia.
Potwierdziło się osunął się na fotel. Zderzenie czołowe z ciężarówką. Nie mieli szans.
Co teraz z Kingą? spytała cicho Justyna, stawiając przed nim kubek mocnej kawy.
Nie wiem. Została jej tylko babcia na wsi. Stara, ledwo chodzi.

Milczeli. Za oknem wstawał szary, smutny poranek. Kinga, chrzestna Michała, była w wieku Zosi. Zawsze trochę nieśmiała, blada, jakby wtulona w cień.
Wiesz Michał mówił powoli. Myślę A gdyby tak wzięliśmy ją do nas?

Justyna drgnęła:
Mówisz poważnie?
Dlaczego nie? Miejsce jest, pokój wolny. Jestem jej chrzestnym. Nie zostawię dziecka w domu dziecka!
Michał, to poważna decyzja. Trzeba przemyśleć. Porozmawiać z Zosią.
Co tu myśleć?! uderzył pięścią w stół. Dziewczyna została sama! Moja chrzestna! Jak mam sobie potem w lustro spojrzeć?!

Justyna zagryzła wargę. Miał rację, ale wszystko działo się za szybko.
Mamo, tato, co się dzieje? Zosia stała w drzwiach, zaspana. Dlaczego wstaliście tak wcześnie?

Wymienili spojrzenia. Prawda wyszła szybciej, niż się spodziewali.
Skarbie zaczęła Justyna. Usiądź. Mamy złe wieści.

Zosia słuchała w milczeniu, oczy coraz szerzej otwarte. Gdy ojciec wspomniał o Kingi, poderwała się:
Nie! krzyknęła. Nie chcę! Niech jedzie do babci!
Zosia! Michał huknął. Jak możesz być taka okrutna?!
A co mnie to obchodzi?! jej oczy rzucały błyskawice. To nie moje problemy! Nie chcę jej tutaj! Ani dzielić się wami!

Wyszła, trzasnąwszy drzwiami. Justyna spojrzała na męża bezradnie:
Może nie należy się spieszyć?
Nie odparł twardo. Decyzja zapadła. Kinga zostaje. Zosia się przyzwyczai.

Tydzień później Kinga wprowadziła się. Cicha, blada, z gasnącym spojrzeniem. Mówiła mało, kiwała głową na pytania.
Justyna starała się otoczyć ją troską. Gotowała ulubione dania, kupiła nową pościel w motyle.

Zosia ignorowała Kingę. Zamykała się w pokoju, a jeżeli spotkały się na korytarzu, odwracała wzrok.
Przestań się tak zachowywać! napominał ojciec. Miej serce!
Co ja robię złego? odpowiadała Zosia. Po prostu udaję, iż jej nie ma. Mam prawo! To mój dom!

Napięcie rosło. Justyna biegała między dziewczynkami, łagodząc spory. Im bardziej się starała, tym było gorzej.
Aż zniknęły kolczyki. Złote, z drobnymi diamentami prezent od Michała na dziesięciolecie ślubu.
To ona je wzięła! oskarżyła Zosia, gdy Justyna zorientowała się w braku. Widziałam, jak wchodziła do waszego pokoju!
Nieprawda! Kinga po raz pierwszy podniosła głos. Nic nie wzięłam! Nie jestem złodziejką!

Wybuchnęła płaczem i uciekła. Michał spojrzał na córkę mrocznie:
Celowo to zrobiłaś, co? Chcesz ją wykurzyć?
Mówię prawdę! tupnęła Zosia. Ona udaje! Taka biedna, a w rzeczywistości
Dość! przerwała Justyna. Nie kłóćmy się. Kolczyki się znajdą. Może je gdzieś odłożyłam.

Lecz trzy dni później zniknął pierścionek. Pamiątka po matce Justyny.
To też się przypadkiem ulotnił? spytała Zosia sucho. Czy mamy udawać, iż nic się nie stało?

Stała na środku salonu, ręce w bok miniaturowa furia. A w drzwiach Kinga, drżąca, gryząc wargi, powstrzymująca łzy.
Justyna patrzyła z jednej na drugą. I po raz pierwszy coś zrozumiała.

Siedząc na brzegu wanny, trzymała fiolkę z jodyną. Pomysł przyszedł niespodziewanie opatrywała Kingę po skaleczeniu, gdy myśl ją olśniła. Jodyna. Trwała jak kłamstwo, widoczna jak prawda.

Gdy wszyscy spali, wyjęła szkatułkę. Każdy pierścionek, każdy kolczyk oznaczony został drobną, zieloną kropką.
Co ja robię? szepnęła w ciemności. Boże, do czego doszłam

Nazajutrz zniknął wisiorek. Przy stole panowała cisza. Kinga mieszała leniwie Zosia wyciągnęła rękę, a na jej palcu błyszczała zielona plamka i wtedy Kinga po raz pierwszy przytuliła ją mocno, jak siostra, która wybacza.

Idź do oryginalnego materiału