Wielu z nas fascynują zarówno krajobrazy, jak i dynamiczna kultura Korei Południowej. Zanim jednak wyruszymy na spotkanie z nową rzeczywistością, warto poznać miejscowe zwyczaje i zasady etykiety. Wokół życia tam narosło wiele mitów i stereotypów. Ile w nich prawdy, a które są jedynie wyolbrzymione? Odpowiedzi szukamy u osoby, która mieszka w Korei od przeszło dekady i zna ją od podszewki.
REKLAMA
Zobacz wideo Aneta Zając zdradza, na co przeznaczyła wygraną "Tańca z gwiazdami" i czy wróciłaby na parkiet. "Nie rozpuściłam ich"
Agnieszka Klessa-Shin swoją przygodę z Koreą Południową rozpoczęła w 2009 roku, kiedy to rozpoczęła studia na kierunku filologia koreańska na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2013 roku dostała Stypendium Rządu Korei na studia magisterskie (kierunek dziennikarstwo, specjalizacja reklama i PR) i podjęła decyzję o przeprowadzce. Właśnie wtedy nie tylko zamieszkała w Korei Południowej, ale także poznała obecnego męża Taejina. Rozpoczęła wówczas życie pełne przygód, które sukcesywnie dokumentuje w mediach społecznościowych i na kanale YouTube "Pyra w Korei". Jest też autorką książki "Polka w Korei".
Jakie są standardy piękna w Korei Południowej? Agnieszka Klessa-Shin o presji społecznej
W kontekście Korei Południowej często wspomina się o "wiecznej diecie" kobiet, a także ogromnym nacisku na wygląd. Powszechniejszych zwyczajem staje się korzystanie z dobrodziejstw, które oferuje chirurgia plastyczna. Czy codzienny kult piękna faktycznie jest dostrzegalny na miejscu? - Rzeczywiście w Korei wygląd ma ogromne znaczenie i to nie tylko w kontekście randkowania, ale także pracy i codziennych relacji. Operacje plastyczne i zabiegi medycyny estetycznej są tu czymś tak powszechnym jak wizyta u dentysty. Nie są też tematem tabu. Myślę, iż bardziej krzywo patrzono by na kogoś, kto próbuje ukryć prawdę o przebytych operacjach - przyznała Agnieszka.
Jednocześnie podkreśla, iż mimo posiadania koreańskiego obywatelstwa zawsze będzie cudzoziemką, więc obserwuje nieco "z zewnątrz" zmieniające się trendy. Co ciekawe, zaobserwowała również, iż jednym z najczęściej wręczanych prezentów za zdany suneung (odpowiednik matury) jest... operacja plastyczna oczu znana jako zabieg "podwójnej powieki".
Nie bez znaczenia w kwestii standardów piękna jest rozsławiony koreański przemysł kosmetyczny. W końcu pielęgnacja skóry, czyli k-beauty, zyskała międzynarodową renomę, a kobiety z różnych zakątków świata pieczołowicie naśladują tajniki dbania o wygląd. Według założycielki kanału "Pyra w Korei" najbardziej przełomowy nie był konkretny produkt, ale odmienny sposób postrzegania pielęgnacji. Ta nie powinna być luksusem, a częścią codziennej rutyny. Przyznała, iż Koreanki już w bardzo młodym wieku przykładają do tego dużą wagę. Traktują skórę niczym długoterminową inwestycję. Nie maskują problemów makijażem, a zajmują się nimi, zanim zdążą się w ogóle pojawić. - Koreanki np. w ogóle się nie opalają, stosują kremy z filtrem przez cały rok, dzięki czemu ich skóra pozostaje nie tylko nieskazitelna, ale także bez zmarszczek. Poza tym: porządne oczyszczanie, najlepiej dwufazowe, to klucz do pięknej, zdrowej skóry - wymieniła.
Ruch "cztery razy nie". Czy zmienił tradycyjne oczekiwania wobec kobiet?
W sieci głośno mówi się o ruchu "cztery razy nie", czyli odmawianie randek, seksu, małżeństwa i dzieci. Klessa-Shin zauważa, iż temat ten stał się popularny jedynie w zachodnich mediach, które go wyolbrzymiły. W rzeczywistości w Korei Południowej nie jest to żaden masowy ruch, a dotyczy jedynie grupy kobiet, które wprost deklarują swój sprzeciw wobec osadzania ich w tradycyjnych rolach. - Moim zdaniem ten temat został bardzo rozdmuchany przez zachodnie media. Prawda jest jednak taka, iż coraz więcej Koreańczyków (nie tylko kobiet!) świadomie opóźnia założenie rodziny lub z niego rezygnuje, ale wynika to głównie z czynników ekonomicznych i ogromnej presji systemu edukacyjnego czy zawodowego, a nie z ideologii. "Cztery razy nie" to chwytliwe, żeby nie powiedzieć ekstremalne hasło, które łatwo się sprzedaje i dlatego zachodnie media w pewnym momencie bardzo to podchwyciły - skonfrontowała fakty nasza rozmówczyni. Jednocześnie przyznała, iż problem wymaga głębszej analizy.
Mieszka na co dzień w Korei Południowej. Zdradziła, czego jej brakuje
Agnieszka Klessa-Shin tęskni za bliskimi, rodziną oraz przyjaciółmi. Jednak z "drobnostek" w życiu codziennym najbardziej tęskni za polskim jedzeniem. - Świeża bułka z piekarni o siódmej rano, chrupiąca i posmarowana masłem... Ogórki małosolne, domowe obiady, szeroki wybór wędlin i pieczywa. Można je odtworzyć w Korei, ale nigdy nie będzie to samo co w Polsce - wymieniła. Ostatnią rzeczą jest sposób bycia Polaków, którzy według niej są bardziej wyluzowani.
Zaskakujące zwyczaje i różnice kulturowe. Korea Południowa a Polska
Tuż po przyjeździe do Korei Południowej Klessa-Shin przeżyła nie jedno, a kilka zaskoczeń. Dla Koreańczyków niezwykle ważne jest wspólne zasiadanie do biesiady. - W Polsce każdy dostaje swój talerz, w Korei stawia się dużo potraw na środek i wszyscy się dzielą. "Nasz własny" jest tak naprawdę tylko ryż, czasami zupa w małej miseczce - przyznaje. Tradycja ta dotyczy także wyjść do kawiarni, gdzie "sharing concept" dotyczy wypieków cukierniczych. Inna ciekawostka to ostrość potraw. Ta potrafi zaskoczyć, więc lepiej zachować ostrożność, jeżeli nie mamy w zwyczaju smakowania tego typu potraw. - Kiedy my pytamy kogoś, czy coś jest ostre, to chyba każdy wie, o co pytamy, prawda? Kiedy zapytamy o to samo Koreańczyka, to ten mówiąc, iż coś jest ostre, ma na myśli "wypala żołądek". Wcześniejsze poziomy ostrości są dla wielu Koreańczyków nierejestrowane jako "ostre" - podsumowała.
Czy byłeś/aś kiedyś w Korei Południowej? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania. Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.