Polityczna demonstracja w Operze Narodowej. Artyści wyszli z transparentem

angora24.pl 9 godzin temu

Elegancko wystrojone Bardzo Ważne Osoby. Aktorzy, dziennikarze, celebryci – lista gości zaproszonych na premierę „Simona Boccanegry” Verdiego była długa i imponująca. Ubrana w klasyczną czerń Magdalena Boczarska (46 l.) jak zawsze zachwycała posągową figurą. Monika Olejnik (68 l.) potraktowała zaproszenie do opery bardzo dosłownie: jej biała, bufiasta suknia znakomicie odnalazłaby się na scenie. Podobnie jak kwiecisty, efektowny płaszcz, w którym wkroczyła do warszawskiego przybytku sztuki. Grażyna Torbicka (65 l.) wybrała na ten wieczór skromny garnitur w najmodniejszym kolorze tego sezonu: czekoladowym brązie, który wciąż nie zawładnął sercami kobiet z równym żarem co ubiegłoroczny bordowy.

Maciej Musiał, świeżo upieczony trzydziestolatek, dodał sobie wieku ciężkim płaszczem, który pasowałby może do księgowego z lekką nadwagą, ale nie do dynamicznego, wysportowanego aktora, o którym wciąż mówi się „młody”. Wśród zaproszonych gości wypatrzyliśmy także projektantkę mody Gosię Baczyńską (59 l.), właścicielkę firmy kosmetycznej Oceanic Dorotę Soszyńską (65 l.) oraz kiedyś prezenterkę telewizyjną, a potem przez wiele lat szefową Fundacji TVN Bożenę Walter (86 l.). Wszyscy przyszli podziwiać operowe dokonania reżyserki Agnieszki Smoczyńskiej (46 l.), zobaczyć imponującą scenografię Katarzyny Borkowskiej i kostiumy zaprojektowane przez Katarzynę Lewińską. Chcieli wreszcie usłyszeć ze sceny wybitnych artystów operowych: Rafała Siwka, Szymona Mechlińskiego (32 l.) i Gabrielę Legun, a także goszczącego w Polsce amerykańskiego tenora Anthony’ego Ciaramitaro. Największy spektakl odbył się jednak po spektaklu.

Zostaw nam Dąbrowskiego

Gdy artyści wyszli na scenę ukłonić się publiczności, część wyciągnęła wielkich rozmiarów transparent zaadresowany do premiera. Wprawdzie Donalda Tuska nie było na widowni, ale siedząca w loży honorowej minister kultury Hanna Wróblewska (56 l.) nie miała raczej kłopotu z odczytaniem przesłania: „Panie premierze, zostaw nam Dąbrowskiego”. Tak artyści bronią swojego dyrektora, którego wymianę właśnie rozpoczął resort kultury. Wymiana miałaby być ekspresowa, szczególnie jak na placówkę tej rangi co Opera Narodowa. Zwykle bowiem dyrektorów tak wielkich, ważnych i złożonych instytucji (ponad tysiąc pracowników różnych działów) wybiera się z kilkuletnim wyprzedzeniem. Chodzi o to, by przekazanie władzy, w tym praca nad repertuarem i obsadą spektakli, przebiegało bez zakłóceń.

Tym razem wszystko ma się wydarzyć zaledwie w pół roku, co wzbudziło kontrowersje, zanim jeszcze na dobre rozpoczął się konkurs. Waldemar Dąbrowski (73 l.), którego chcą tak bardzo zatrzymać w Operze Narodowej artyści i inni pracownicy, pełni funkcję dyrektora naczelnego placówki od 2008 roku. Wcześniej był jeszcze ministrem i wiceministrem kultury, a także dyrektorem Teatru Wielkiego. To znana w świecie kultury postać. Dąbrowski jest uważany za znakomitego menedżera, doświadczonego animatora kultury. Plany odsunięcia go od dyrektorowania mają więc prawo dziwić, zmiana następuje też notabene na stanowisku dyrektora Teatru Wielkiego. Opera Narodowa i Teatr Wielki to jeden budynek, ale dwie instytucje. Obaj dyrektorzy trwali na stanowiskach od lat, mimo zmieniających się rządów. Już we wrześniu ubiegłego roku artyści skierowali list do minister Wróblewskiej: „Jesteśmy przekonani, iż osobie Dyrektora Naczelnego zawdzięczamy w znacznym stopniu obecny kształt naszego Teatru i jego trwałą obecność na mapie kulturalnej Europy i świata” – napisali w korespondencji. Przekonywali też w niej, iż Dąbrowski jest kreatorem nowoczesnej wizji Opery Narodowej, czego efektem jest zawsze stuprocentowa frekwencja. Jak widać, szefowa resortu kultury, choć potrafi docenić operowe głosy polskich śpiewaków, pozostaje głucha na głos środowiska. Konkurs trwa w najlepsze, a pani minister, nie bacząc na obiekcje artystów, nie miała oporów, by pojawić się na premierze. Zmiana jest dobra – mawiają psycholodzy. Ale „dobra zmiana” – pamiętamy to wszyscy – była zła, bardzo zła. I gdy pisowski rząd wreszcie przegrał wybory, wielu odetchnęło z ulgą. Nie wszystko trzeba zmieniać, poprawiać, ulepszać. Czasem czemuś, co od dawna dobrze działa, wystarczy po prostu pozwolić działać dalej. Niezmiennie.

Idź do oryginalnego materiału