Złamane marzenia i noworoczne cud
Karolina spotykała się z Jakubem ponad rok. Ich randki były tak rzadkie, iż można je było zaznaczać w kalendarzu czerwonym flamastrem jak święta. Mieszkał w Krakowie, a do małego miasteczka pod Gdańskiem przyjeżdżał tylko w sprawach firmy. Snuli wielkie plany na przyszłość i w te Święta mieli zdecydować, kto do kogo się przeprowadzi. Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Karolina drgnęła z zaskoczenia – dzwonił Jakub!
— Cześć, kochanie – powiedziała, próbując brzmieć czule pomimo nerwowego dnia.
Ale w słuchawce rozległ się ostry kobiecy głos:
— No, witaj, podrywaczko!
Karolina zastygła, nie mogąc wydusić ani słowa.
W ten przedświąteczny dzień wszystko szło nie tak. Rano zadzwonili z biura, żądając natychmiastowego przyjazdu do podpisania umowy z zagranicznymi partnerami. Nikogo nie obchodziły plany Karoliny, która zapisała się na poranną wizytę u fryzjera. Prezes firmy wylegiwał się gdzieś na plażach, a ona, marszcząc czoło, mruknęła pod nosem kilka mocnych słów, zamówiła taksówkę i pojechała do biura.
Wychodząc z wieżowca, przypomniała sobie, iż miała odebrać sukienkę od przyjaciółki Anety, która dorabiała jako krawcowa. Sukienka, kupiona na sylwestrową noc, nagle wisiała jak worek. Karolina wolała myśleć, iż schudła, a nie iż materiał był tandetny. Wybrała numer przyjaciółki:
— Aneta, przepraszam, zupełnie zapomniałam o sukience!
— Karola, gdzie byłaś?! Godzinę próbowałam się do ciebie dodzwonić! – krzyczała Aneta przez hałas dworcowego tłumu.
— To przez naszego prezesa – westchnęła Karolina. – No to jak z sukienką? Mógłbym wpaść?
— Karola, wybacz – głos Anety zadrżał. – Jesteśmy już na dworcu, pociąg za pół godziny.
Karolina opuściła telefon, czując, jak nadzieje się rozpadają. *”No dobrze”*, pomyślała, *”bez sukienki, bez fryzury, ale przecież Święta! niedługo przyjedzie Jakub i spędzimy razem tę noc. Nie jest aż tak źle.”*
Karolina, mimo swoich dwudziestu sześciu lat, była wciąż romantyczką, wierzącą w cuda. choćby po koszmarnym dniu miała nadzieję, iż noc sylwestrowa przyniesie jej trochę magii.
Kiedy telefon zadzwonił ponownie, drgnęła, pogrążona w marzeniach. Widząc nazwisko Jakuba, nabrała powietrza, by mówić pewnie.
— Cześć, kochanie – zaczęła.
— No, witaj, podrywaczko! – przerwał jej kobiecy głos. – Myślałaś, iż zostawi rodzinę dla ciebie? Zapomnij o nim, bo pożałujesz!
Słuchawka umilkła, a w głowie Karoliny zawrzał chaos. Rzadkie spotkania, milczenie w weekendy, dziwne przemilczenia Jakuba – wszystko ułożyło się w ponury obraz. Powoli dotarła do przystanku, oparła się o latarnię i wpatrywała w pustkę. *”Podrywaczka”* – to słowo uderzyło ją jak młot. Jej świat rozpadł się w jednej chwili. Stary rok odchodził, zabierając ze sobą wszystko, w co wierzyła.
— Dziewczyno, wszystko w porządku? – głośny głos wyrwał ją z odrętwienia. Przed nią stał mężczyzna z gęstą brodą, w czerwonym płaszczu z białym kołnierzem.
— Nie – wyszeptała Karolina, ledwie powstrzymując łzy. – A pan to kto?
— Święty Mikołaj, no kto by inny! – zaśmiał się. – Chodź do samochodu, zmarzniesz!
Chwycił ją pod rękę i zaprowadził do auta. Karolina, oszołomiona, nie zdążyła zaprotestować. Gdy samochód ruszył, ocknęła się i krzyknęła:
— Zatrzymajcie się! Dokąd mnie wieziecie? Puśćcie mnie!
Kierowca zjechał na pobocze i odwrócił się do niej:
— Chciałem pomóc. Jechałem do kawiarni, żeby poczęstować cię gorącą herbatą. Stałaś na mrozie, wyglądałaś na zagubioną. niedługo Nowy Rok, a ja, no wiesz, trochę jak Święty Mikołaj.
Ostatnie zdanie zabrzmiało niezgrabnie, ale Karolina, ku własnemu zaskoczeniu, parsknęła śmiechem. Śmiech wyrwał się sam, zmywając ból tego dnia: zniszczona sukienka, niewykorzystana wizyta u fryzjera, zdrada Jakuba i ten dziwny *”Święty Mikołaj”*.
— Przepraszam – powiedziała przez łzy.
— Nic się nie stało – uśmiechnął się mężczyzna. – Stary rok odchodzi, zabierając ze sobą całe zło. Wszystko się ułoży. Mój najlepszy przyjaciel na przykład dziś odwołał nasze wspólne świętowanie. Piętnaście lat tradycji – wszystko przez jego nową żonę!
Karolina nagle poczuła ulgę. Może to przez wyziębienie, a może przez to spotkanie, ale ciężar na duszy zniknął.
— Na pana pewnie ktoś czeka – powiedział mężczyzna, uruchamiając silnik. – Gdzie panią podwieźć?
— Nie mam dokąd iść – uśmiechnęła się smutno. – W domu nikogo, sukienki nie odebrałam, fryzjerki nie zdążyłam. Jestem wolna jak wiatr. choćby nie wiem, co robić.
— To może spędzimy razem Sylwestra? Znam jedno przytulne miejsce, gdzie obiecują magiczny wieczór.
— Nie mówię nie, tylko wpadnę przebrać się – odpowiedziała Karolina. Nie chciała zostać sama tej nocy.
W domu gwałtownie zmieniła przemoknięte ubranie, wróciła do samochodu z uśmiechem i lekkim podekscytowaniem. W kawiarni, ozdobionej migającymi lampkami, przyjrzała się swojemu towarzyszowi.
— Dlaczego jest pan w przebraniu Świętego Mikołaja? – zapytała, uśmiechając się.
— O, to długa i śmieszna historia – roześmiał się, zdejmując płaszcz i brodę. – A tak w ogóle, jestem Tomasz.
— Karolina – wyciągnęła rękę. – Proszę opowiadać, Tomasz. Dziś nie słyszałam zbyt wielu śmiesznych historii.
Tomasz zamówił herbatę i zaczął opowiadać. Rozmowa potoczyła się naturalnie, a smutki rozpłynęły się jak śnieg na słońcu. Za oknem sypały miękkie płatki śniegu, a Nowy Rok pukał już do drzwi.
Tak kończył się stary rok, zabierając ból i rozczarowanie. A nowy podarował Karolinie i Tomaszowi początek czegoś jasnego i prawdziwego – historii miłości, która narodziła się wW pierwszy dzień nowego roku obudzili się trzymając się za ręce, a za oknem świeciło jasne zimowe słońce.