Pokój zajął bratanek
Halina Stanisławowa stała przy kuchennym oknie, patrząc, jak na podwórko wjeżdża wysłużony maluch. Z auta wysiadł powoli wysoki chłopak w pomiętej koszulce i dżinsach, wyciągnął z bagażnika dwa duże plecaki i torbę sportową.
— No i przyjechał — mruknęła pod nosem, wycierając ręce w ścierkę, po czym wyszła powitać bratanka.
Dawid wyrósł. Ostatni raz widziała go, gdy miał może czternaście lat, szczupły nastolatek z odstającymi uszami. Teraz przed drzwiami stał dorosły mężczyzna, choć trochę niepewny.
— Ciociu Halino? — zapytał nieśmiało, gdy otworzyła drzwi.
— No jasne, iż ja! Wchodź, wchodź, Dawidzie! Boże, jakiś ty duży! — objęła bratanka, czując zapach drogi i taniej wody toaletowej. — Przejdź do pokoju, rozgość się. Zmęczony pewnie?
— Nie, spoko. Dzięki, iż się zgodziłaś mnie przyjąć. Naprawdę nie na długo, tylko aż znajdę pracę i wynajmę pokój. — Dawid przestępował z nogi na nogę, rozglądając się po przedpokoju.
Halina Stanisławowa skinęła głową, choć w duszy już wkradły się wątpliwości. Mówić jedno, a robić drugie. Tak jak jej siostra, Dawidowa matka, zawsze obiecywała złote góry, a potem znikała na miesiące.
— Chodź tutaj — wskazała kierunek pokoju, który jeszcze wczoraj był jej gabinetem. Biurko, półki z książkami, ulubiony fotel przy oknie — wszystko musiała przenieść do sypialni, by zrobić miejsce dla bratanka.
Dawid zatrzymał się w progu.
— Słuchaj, a może ja się lepiej ułożę na kanapie w salonie? Nie chcę cię ograniczać.
— Co ty! Młody człowiek potrzebuje swojej przestrzeni — odparła Halina Stanisławowa, choć w środku wszystko się w niej ścięło. Dwadzieścia lat urządzała ten pokój, każda rzecz miała swoje miejsce, swoją historię.
Dawid postawił plecaki na podłodze, przyglądając się wystrojowi.
— A gdzie teraz będziesz pracować? Widziałem, iż tu stało biurko.
— Przeniosłam do sypialni. Nic strasznego — starała się mówić wesoło, ale głos lekko jej zadrżał.
Bratanek najwyraźniej tego nie zauważył, już odpinał zamek w jednym z plecaków.
— Mogę się trochę rozpakować? Wszystko pogniecione po drodze.
— Oczywiście! Ja w tym czasie zrobię kolację. Co lubisz?
— Wszystko jem, nie jestem wybredny — uśmiechnął się, i w tym uśmiechu Halina Stanisławowa rozpoznała rysy zmarłego brata. — Tylko, ciociu Halino, nie rób za dużo. Dzisiaj padnę, a jutro od rana zacznę szukać pracy.
Skinęła głową i poszła do kuchni, a za plecami już słychać było odgłosy przestawiania. Dawid wyraźnie nie zamierzał zadowolić się pozostawionym przez nią układem mebli.
Przyrządzając kotlety, Halina Stanisławowa przypomniała sobie dzisiejszą rozmowę z sąsiadką, Ireną Wacławową.
— A ty jesteś pewna, iż dobrze robisz? — pytała tamta, zerHalina Stanisławowa zamknęła oczy, wciągając głęboki oddech, i po raz pierwszy od dawna poczuła, iż jej dom znów jest wyłącznie jej.