Tato, nie wracaj już tak często. Jak tylko odchodzisz, mamo zaczyna płakać i nie przestaje aż do rana. Ja się zasypiam, budzę, znów zasypiam i budzę, a ona wciąż szlocha. Pytam: Mamo, dlaczego płaczesz? Bo to tata? A ona mówi, iż to nie płacz, a tylko chrypka nosa ma przeziębienie. Ja już wiem, iż przeziębienie nie może tak płynąć po twarzy.
Michał, tata Zuzia, siedzi z nią przy małym stoliku w kawiarence przy Starym Mieście w Warszawie. Mieszają łyżeczką zimną już kawę w maleńkiej białej filiżance. Zuzia nie dotyka swojego loda w szklance leży prawdziwe dzieło sztuki: kolorowe kuleczki przykryte zielonym listkiem i wisienką, polane czekoladą. Każda sześciolatka położyłaby się przy tym, ale nie Zuzia, bo od zeszłego piątku postanowiła poważnie pogadać z tatą.
Tata milczy, dłużej milczy, po czym wreszcie pyta:
Co więc mamy zrobić, córeczko? Nie widywać się wcale? Jak ja wtedy przeżyję?
Zuzia, noskiem lekko zadartym jak u mamy, zamyśla się chwilę i odpowiada:
Nie, tato. Nie damy sobie radzić bez siebie. Zadzwoń do mamy i powiedz, iż w każdy piątek po przedszkolu będziesz mnie wyciągał. Będziemy razem spacerować, a jak zechcesz kawę albo loda (Zuzia spogląda na swój szklany tort), to usiądziemy w tej kawiarence. Opowiem ci wszystko, co u nas z mamą się dzieje.
Potem, po krótkiej przerwie, kontynuuje:
A jak będziesz chciał zobaczyć mamę, to będę ją co tydzień filmować telefonem i wysyłać ci zdjęcia. Pasuje?
Michał patrzy na swoją mądrą córeczkę, uśmiecha się nieco i skinie głową:
Dobrze, tak będziemy od dzisiaj żyć, dziewczynko
Zuzia z ulgą wzdycha i zabiera się do swojego loda. Rozmowę jednak nie kończy, bo trzeba jeszcze powiedzieć najważniejsze. Gdy wąsiki pod nosem przybrały barwy tęczy, oblizuje je językiem i znowu przyjmuje poważny, prawie dorosły wyraz twarzy. Prawie kobietę, której trzeba dbać o swojego mężczyznę choć ten już nieco starszy: w zeszłym tygodniu miał urodziny. Zuzia narysowała mu w przedszkolu kartkę z ogromną cyfrą 28, starannie pokolorowaną.
Z poważną miną podniosła brew i rzekła:
Myślę, iż powinieneś wziąć ślub
I z wielkiej życzliwości dodała:
Przecież nie jesteś jeszcze taki stary
Tata przyjął gest dobrej woli córki i zamrucza:
Powiesz, iż nie tak bardzo
Zuzia z zapałem kontynuuje:
Nie bardzo, nie bardzo! Popatrz na wujka Jarka, który już dwa razy odwiedził mamę, trochę łysy, trochę rozczochrany. Ten
Wskazała na własny czoło, wygładzając miękkie loki dłonią. Potem udawała, iż rozumie, kiedy tata napiął się i spojrzał jej prosto w oczy, jakby przypadkiem wydała tajemnicę mamy. Dlatego przycisnęła obie dłonie do ust, szeroko otworzyła oczy znak przerażenia i zakłopotania.
Wujek Jarek? Co to za wujek Jarek, co tak często wpadł do was? Czy to szef mamy? krzyknął prawie na całą kawiarnię.
Tato, nie wiem Zuzia zbladła od takiej reakcji. Może szef. Przynosi ciastka, torty, a czasem jej myśli zwlekały, czy podzielić się taką sekretną informacją z ojcem, zwłaszcza iż był nieadekwatny z mamą kwiaty.
Tata, splecione palce spoczywające na stole, długo na nie patrzy. Rozumie, iż właśnie w tej chwili podejmuje bardzo istotną decyzję życiową. Dlatego Zuzia nie pośpiesza mężczyzny z wnioskami. Wie, iż mężczyźni są nieco ociężałe i trzeba je popchnąć w dobrą stronę a kto inny niż kobieta, a zwłaszcza najcenniejsza w jego życiu?
Tata milczał, milczał i w końcu zdecydował się. Głośno westchnął, rozluźnił dłonie, podniósł głowę i rzekł Gdyby Zuzia była trochę starsza, zrozumiałaby, iż mówił tonem, w którym Otello zadawał swój dramatyczny pytanie Desdemonie. Ale ona jeszcze nie znała ani Otella, ani Desdemony, ani innych wielkich kochanków. Po prostu zbierała życiowe doświadczenia, obserwując ludzi, jak się radują i czasem cierpią z powodu drobiazgów
W końcu tata powiedział:
Chodźmy, córeczko. Jest już późno, odprowadzę cię do domu i przy okazji pogadam z mamą.
Co tata zamierzał powiedzieć mamie, Zuzia nie pytała, ale wiedziała, iż to ważne, i gwałtownie dokończyła loda. Potem uświadomiła sobie, iż to, co tata postanowił, jest ważniejsze niż najpyszniejszy lód, więc niemal z impetem wyrzuciła łyżeczkę, ześlizgnęła się z krzesła, wytrzygnęła brudne wargi grzbietem dłoni, podrapała nos i, patrząc prosto na tatę, rzekła:
Jestem gotowa. Idziemy
Do domu nie szli, a prawie pędzili. adekwatnie biegł tata, trzymając Zuzę za rękę, więc ona powiewała niczym chorągiew, którą trzymał książę Andrzej z Wojny i pokoju, gdy prowadził atak pod Austerlitzem.
Kiedy wbiegli do klatki schodowej, drzwi windy wolno się zamknęły, a w górę wjechał jakiś sąsiad. Tata niepewnie spojrzał na Zuzę. Ona, od dołu po górach, spojrzała zdecydowanie i zapytała:
No i? Na co czekamy? Kogo mamy? Mamy dopiero siódmy piętro
Tata podniósł córkę na ręce i ruszył w górę po schodach.
Gdy wreszcie otworzyła drzwi mama, tata natychmiast rozpoczął monolog:
Nie możesz tak postępować! Co to za Jarek? Kocham cię. Mamy Zuzia
Potem, nie puszczając dziewczynki, objął najpierw ją, potem mamę. Zuzia przytuliła ich oboje za szyję, zamknęła oczy, bo dorośli się całowali.











