Podwójne życie mojego męża

twojacena.pl 7 godzin temu

Dzisiaj znowu nie nocowałeś w domu, Leszku. Głos miałam spokojny, niemal zimny. Ale wewnątrz wszystko się paliło, parzyło jak wrzątkiem.
— Ja… bo wiesz, Aga, w szpitalu taki jazgot się zrobił. Przyjęliśmy pilnego pacjenta…
— Pacjenta? — zaśmiałam się krótko. — To czemu twoja koszula śmierdzi damskim perfumem, a w telefonie widzę, iż o trzeciej nad ranem wchodziłeś na Instagram?
Milczał. Spuścił wzrok. Potem jak zawsze – przetarł nasadę nosa, westchnął, zaczął kręcić się po kątach.
— Wszystko ci wyjaśnię. Tylko nie zaczynaj. Nie teraz, dobrze?
Nie zaczęłam. Choć strasznie chciało mi się krzyczeć. Cisnąć mu tą koszulą w twarz. Uderzyć w jego dumę. Ale… powstrzymałam się.
Byliśmy małżeństwem od dziewięciu lat. Wszystko było… normalnie: kredyt na mieszkanie, dziecko w trzeciej klasie, wspólne konto bankowe i zwyczaj gotowania sobie porannej kawy. Od pół roku jednak tę kawę parzę tylko ja, sama dla siebie.
On wyjeżdżał wcześniej, niby do szpitala, albo wracał później. Czasem całkiem zostawał „na dyżurze”. Tylko sercem czułam, iż nie jest żadnym bohaterem w białym fartuchu. Jest kłamcą. I ma kogoś.
Na kuchni gwizdał czajnik. Stałam przy oknie, patrząc jak nasz sąsiad całuje żonę przed wyjściem do pracy. Jak głaszcze córeczkę po włosach. Zrobiło mi się wstyd i żal aż do łez: a mnie? mnie już nic?
Czemu ja nie mam takiego szczęścia?
Pierwsze ostrzeżenia przeoczyłam. Robił to subtelnie, mistrzowsko. Najpierw wyłączył lokalizację: „telefon się zacina”. Przestał zostawiać rzeczy w łazience: „sterylność, sama rozumiesz, chirurg”. choćby w domu telefon trzymał w garści.
— Agusia, nie nakręcaj się — mówił. — Przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. Jaka inna kobieta? Ledwie starcza mi sił dla ciebie, nie mówiąc już o innych.
Gdy wziął prysznic, sięgnęłam po jego telefon. choćby kot w naszym mieszkaniu znał kod. Ale w komunikatorach – pusto. Wszystko wyczyścił albo pisał gdzie indziej. Instagram? Tylko śledzenie piłkarskich kont i paru chirurgów.
Ale ja – nie wczoraj urodzona. I nie należę do tych, których można ciągnąć za nos.
„Jeśli nie możesz złapać prawdy – znajdź tego, kto ją zna”.
Postanowiłam, iż tą osobą będzie… jego młodszy brat – Jacek. Ten sam, z którym Leszek zaczął tak często „kolegować” wieczorami.
— Cześć, Jack. Mam do ciebie kilka pytań.
— O, Agata! Siemka! Coś się stało?
— Spotykałeś się wczoraj z Leszkiem?
— Eee… — zamroczył się. — Noo… jakoś tak…
Jasna sprawa. Jakoś tak. Ewidentnie.
— Jacku, nie „bratankuj” mi teraz. Po prostu powiedz – był z tobą?
— Nie — wyszeptał. — Przepraszam, nie mogłem już za nim kryć.
Zastygłam. To było to. Za chwilę wszystko wyjdzie.
— Ma inną kobietę?
Jacek odwrócił wzrok.
— Nie do końca…
— To co w końcu? — pytałam coraz głośniej.
Nawrzał się.
— Aga, jesteś pewna, iż chcesz wszystko wiedzieć?
Czułam, jak krew uderzyła mi do głowy.
— Gadaj! Natychmiast. Bez zwlekania.
— To nie tylko inna kobieta… Ago, on żyje podwójnym życiem. W innej dzielnicy… ma drugą rodzinę. Kobietę. I… syna. Ma trzy lata.
Sparaliżowałam. Otaczała mnie próżnia.
Zaniemówiłam chyba jednocześnie z ogłuszeniem. Jacek bełkotał coś, tłumaczył się, ale jego słowa były jakby przez bawełnę.
Syn. Leszek ma syna.
A więc kłamał od trzech lat. TRZY LATA! A ja w tym czasie woziłam naszego Bartka na zajęcia, prasowałam jego koszule, gotowałam mu ulubione pierogi i wierzyłam, iż to tylko trudny okres w pracy. Naiwna. Śmieszna. Żona z dyplomem frajera roku.
— Gdzie ona mieszka? — zapytałam Jacka już bez łez i drżenia.
— Ago… nie rób głupstw.
— Gdzie. Ona. Mieszka? — powtórzyłam, patrząc mu prosto w oczy.
Podał się.
— Mają mieszkanie na Ursynowie. Wynajmuje. Czasem jak ci mówi, iż zostaje u mnie, to jedzie do nich.
— I ona wie o mnie?
— Oczywiście. Ale… powiedział jej, iż żyjecie obok siebie jak sąsiedzi. Że trzymacie się tylko ze względu na syna.
Tak, trzymacie. Posłuchaj, Leszku, pokażę ci jak się „trzyma”. Czułam, jak wszystko we mnie wrze, kipi. Musiałam się hamować.
Wieczorem przygotowałam kolację jak zwykle. Bart
A teraz, zamiast tęsknić za minionym, spotkałam wzrok tego przystojnego mężczyzny, czując, jak z każdym spadającym za oknem liściem jesieni przybywa w mnie spokoju i nadziei na nowy początek przy innym, uczciw, ciepłym sercu, które znalazło w końcu swe miejsce przy moim — tak jak jabłoń zaszczepiona w dobrej ziemi owocuje po latach.

Idź do oryginalnego materiału