Podsłuchana rozmowa: Mama chce oddać babcię do domu starców

newskey24.com 1 dzień temu

Babcia Helena spieszyła na szkolne podwórko — miała odebrać wnuczkę po lekcjach. Na jej twarzy gościł uśmiech, a obcasy dźwięcznie stukały po chodniku, tak jak kiedyś w młodości, gdy serce wciąż wierzyło w dobro i wdzięczność. Była w świetnym nastroju: w końcu kupiła swoje własne mieszkanie — może niewielkie, ale przytulne, jednopokojowe, w nowym bloku. Jasne, czyste, z nową kuchnią i widokiem na park — taki kąt był dla Heleny symbolem wolności i zwycięstwa.

Długo do tego dążyła: przez prawie dwa lata żyła skromnie, oszczędzała, sprzedała stary dom na wsi, który budowała z mężem — i dodała trochę pomocy od córki, obiecując, iż wszystko odda. Córka z mężem — młodzi, sami potrzebują pieniędzy, a Helenie wystarczała choćby połowa emerytury, teraz, gdy miała własny dach nad głową.

Pod szkołą czekała już ośmioletnia Zosia — jej radość, jej sens życia. Późne dziecko córki — urodziła prawie w czterdziestce. Helena nie chciała przeprowadzać się do miasta, ale uległa prośbie córki o pomoc z wnuczką. W dzień odbierała córkę ze szkoły, spacerowały, jadły razem obiad, czekały, aż rodzice wrócą z pracy — a potem wracała do swojego mieszkania. Formalnie było ono zapisane na córkę — na wszelki wypadek, by nie wpaść w pułapkę oszustów, ale w głębi serca Helena i tak uważała je za swoje.

Szły ścieżką, trzymając się za ręce, gdy nagle Zosia przystanęła i spojrzała babci prosto w oczy:

— Babciu… mama powiedziała, iż musimy oddać cię do domu starców…

Jakby uderzenie. Ziemia zniknęła spod nóg. Helena choćby się zatrzymała.

— Co powiedziałaś, Zosieńko? — zapytała stłumionym głosem.

— No… do takiego domu, gdzie mieszkają wszystkie babcie. Mama mówiła, iż nie będziesz się tam nudzić…

Helena poczuła, jak wszystko w środku się ściska. Spróbowała się uśmiechnąć, ale usta drżały.

— A skąd to wiesz?

— Słyszałam, jak mama rozmawiała z tatą w kuchni. Powiedziała, iż już wszystko ustaliła z jakąś panią. Tylko iż ciebie od razu tam nie zabiorą, poczekają, aż ja podrosnę. Ale nie mów mamie, iż ci powiedziałam… proszę…

— Dobrze, słoneczko… nie powiem — Helena z trudem otworzyła drzwi mieszkania. — Ale coś mnie rozbolało, pójdę się położyć… a ty przebierz się, dobrze?

Zosia pobiegła do swojego pokoju, a Helena osunęła się na kanapę, nie rozbierając się. Przed oczami wirowały ściany, a w uszach wciąż dźwięczał głos wnuczki: dom starców… nie będziesz się nudzić… już wszystko ustalone…

Trzy miesiące później spakowała swoje rzeczy. Bez awantur, bez wyrzutów. Po prostu pewnego dnia zamknęła drzwi swojego mieszkania — i już tam nie wróciła.

Teraz Helena mieszka na wsi — wynajmuje małą chatkę u starej przyjaciółki. Tam powietrze jest inne, a ludzie cieplejsi. Oszczędza na swój własny dom, choćby skromny. Przyjaciółki i dalsza rodzina wspierają ją — kto słowem, kto czynem. Choć są i tacy, którzy potępiają:

— A nie mogłaś porozmawiać z córką? Może dziecko coś wymyśliło?

— Dziecko by czegoś takiego nie wymyśliło — stanowczo odpowiada Helena. — Znam swoją córkę. Ani telefonu, ani listu, ani słowa — odkąd wyjechałam. Więc to prawda. I niech wie, iż wszystko odkryłam. Nie dzwonię do niej. I nie zamierzam. To nie ja zawiniłam.

Idź do oryginalnego materiału