Podróże małe, nieduże: Gołuchów

kulturaupodstaw.pl 6 godzin temu
Zdjęcie: fot. Dawid Tatarkiewicz


Ani się obejrzałem, a już siedziałem w samochodzie, wraz z innymi uczestnikami przygody. Mknęliśmy co sił, choć nie brakło po drodze spowalniaczy w postaci albo świateł drogowych, albo remontów lokalnych dróg.

A pretekstem do tej wizyty studyjnej był również remont – ale już zakończony – zewnętrza gołuchowskiej posiadłości. W wyniku tych działań przywrócono zamkowi jego przedwojenny wygląd i charakter.

Przywitanie

Na miejscu, pod urlopową nieobecność pani kierownik, powitał nas godnie Sebastian Wielgosz, który pełnił rolę naszego przewodnika po Muzeum Zamku w Gołuchowie. Chleb i sól zastąpione zostały przez pyszny jabłecznik. Ale, aby móc go skosztować, przeprowadzeni zostaliśmy przez zamkowe wnętrza, do „komnaty spożywczej”, ulokowanej bodaj na drugim piętrze, słowem: na wysokim poziomie.

Już po pierwszych krokach, poczuliśmy ten charakterystyczny, niewyobrażalnie aromatyczny zapach drewnianych wnętrz z historią. Przebywanie w takim powietrzu od razu usposabiało do wniknięcia w ducha tego miejsca.

Zaraz też przystąpiliśmy do zwiedzania, zaczynając naszą trasę od samego dołu, zgodnie z przyjętą i wyznaczoną ścieżką turystyczną. To tam mieści się sala, która przeznaczona była do celów ekspozycyjnych już przez samą właścicielkę miejsca, hrabinę Izabelę z Czartoryskich Działyńską – wnuczkę Izabeli Czartoryskiej (tej samej, którą znamy z Puław). Odziedziczyła ona po swej babce umiłowanie do tworzenia kolekcji sztuki i ich prezentowania wszystkim zainteresowanym.

Izabela z Czartoryskich Działyńska

Dwór w Gołuchowie wzniósł Rafał Leszczyński, co przypadło na połowę XVI wieku. Po Wacławie Leszczyńskim właściciele zaczęli zmieniać się ze sporą częstotliwością, co nie wpłynęło najlepiej na stan siedziby, którą pierwotnie był dwór obronny.

W pewnym momencie posiadłością zainteresował się Tytus Działyński, którego syn, Jan Kanty Działyński, został nowym właścicielem Gołuchowa i mężem Izabeli, która przybyła tu w 1857 roku, po młodości spędzonej we Francji. Zastała krajobraz nie nazbyt zachęcający. Niemniej, po odebraniu wszechstronnego wykształcenia, miała w ręku narzędzia, by miejsce to odrodzić, odbudować i, tym samym, uczynić dziełem swego życia.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Miała też, jak sądzę, wiarę w siebie i wewnętrzną siłę – bez tych cech nie udałoby się jej chyba przeprowadzić tego dzieła. Mogła przecież wrócić do Paryża i tam spędzić w luksusach resztę życia. Wybrała jednak Gołuchów i pracę nad jego uświetnieniem.

Była utalentowana plastycznie, lekcje fortepianu, jeszcze we Francji, brała u Chopina. Znała kilka języków. Kolekcjonowanie dzieł sztuki rozpoczęła od grafik i rycin. Niemniej, to jej kolekcja waz antycznych była drugą największą w Europie po tej prezentowanej w British Museum.

Nie czuję się kompetentny do opisywania życia hrabiny. Wymagałoby to napisania książki, a nie skromnego artykułu. Mam jednak wrażenie, iż córka księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, zrealizowała w nim, swoim życiu, model, który można by określić mianem patriotycznego – na tyle, na ile było to możliwe, gdy Polska nie istniała na mapie Europy. Dzięki takim ludziom jak ona, niemożliwe było wymazanie polskości, kultury polskiej. Te wartości przetrwały.

Hrabina zmarła w Paryżu 18 marca 1899 roku. Jej życzeniem było być pochowaną na polskiej ziemi. Ciało zostało zabalsamowane i przetransportowane do Gołuchowa, gdzie umieszczono je na katafalku w jednej z dolnych komnat zamkowych, pełniących rolę tymczasowego mauzoleum. Dopiero 9 października tegoż roku ciało przeniesione zostało na miejsce docelowego pochówku i do dziś spoczywa w kaplicy zlokalizowanej na terenie gołuchowskiego parku.

Bajkowo i filmowo

Zamek robi wrażenie bajkowego. Libiccy w swojej książce „Dwory i pałace wiejskie w Wielkopolsce” określają go mianem jednego z najpiękniejszych zabytków architektury świeckiej w kraju, przypisując to właśnie talentom Izabeli Czartoryskiej. Nie znajdziemy w zamku wielkich sal (może z wyjątkiem tej, która jako pierwsza i od początku w zamyśle hrabiny służyć miała celom muzealnym). Przeciwnie, wnętrza zamkowe są kameralne, przytulne.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Bajkowy Zamek przyciąga więc nie tylko turystów, ale i filmowców. Lista powstałych tu dzieł kinematografii jest dość imponująca (liczy ponad pięćdziesiąt pozycji), by wymienić tylko „Pana Samochodzika” z jednej strony i „Hrabinę Cosel” czy „Królową Bonę” z drugiej.

Kręcono tu również reklamy. Teraz – po remoncie – może to już być trudniejsze, a choćby nie do końca wskazane, gdyż produkcje te – rządząc się swoimi prawami – sumarycznie niekoniecznie służą temu miejscu, a przy tym wyłączają je z możliwości swobodnego zwiedzania.

„Simulacrum. Bogna Rząd”

Na koniec naszego pobytu studyjnego mieliśmy ten przywilej, iż zostaliśmy oprowadzeni albo raczej – wprowadzeni w temat – przez samą autorkę prezentowanej w Zamku wystawy czasowej. Bogna Rząd jest artystką, w tym przypadku przede wszystkim (choć nie tylko) projektantką ubioru, czyli osobą wrażliwą na pewne niuanse, obok których wielu przeszłoby bez głębszej refleksji. No cóż, świat potrzebuje twórców, by te niuanse odkrywali i pokazywali. Ubiór, kostium – staje się w jej wydaniu dziełem sztuki, ale i przedmiotem dialogu.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Relacje babki (Izabeli z Flemingów Czartoryskiej) i wnuczki (Izabeli z Czartoryskich Działyńskiej) artystka eksploruje na polu sobie znanym, bazując na własnej wrażliwości i doświadczeniach rodzinnych.

Kostiumy pełnią rolę zbliżoną do instalacji, a może wręcz swoistego performance’u. „Symulakrum”, czyli imitacja, podobieństwo… Artystka umiejętnie eksponuje dialog między wczoraj a dziś. Dzięki prezentowanym na wystawie kreacjom i fotografiom dialog ten rozbrzmiewać będzie w Zamku jeszcze do grudnia tego roku.

Idź do oryginalnego materiału