**Podróż ku szczęściu: Nowy początek dla dwojga zakochanych**
Dzisiaj czułam, jakbym unosiła się na skrzydłach radości. W końcu mój syn skończył liceum i dostał się na uniwersytet. Teraz ja i mój mąż możemy wreszcie być razem po tylu latach rozłąki.
Gdy tylko odprowadziłam go na studnia, jeszcze tego samego dnia kupiłam bilet autobusowy i wyruszyłam do Wojtka. Nasze małżeństwo trwało dopiero dwa lata, ale znaliśmy się, jakby to była cała wieczność.
Nasza relacja nie była łatwa. Zaczęło się trudno, przeszliśmy przez wiele, ale los obiecywał nam wspólną przyszłość. A przynajmniej ja byłam tego pewna.
Znaliśmy się od ośmiu lat. Wtedy właśnie dochodziłam do siebie po rozwodzie z pierwszym mężem i nie dopuszczałam nikogo blisko. Aż poznałam Wojtka. choćby z nim byłam na początku nieufna. Musiał włożyć wiele wysiłku, by przekonać mnie, iż nie jest jak tamten, jak Marek.
Pół roku się spotykaliśmy, zanim postanowiliśmy zamieszkać razem. Wojtek wprowadził się do mnie, bo w jego kawalerce byłoby za ciasno dla całej rodziny. Miałam dziesięcioletniego syna, Kacpra grzecznego chłopca, który jednak nie od razu znalazł wspólny język z ojczymem.
Po trzech latach wspólnego życia Wojtek zaczął mówić o ślubie, ale ja nie byłam entuzjastycznie nastawiona.
Wydawało mi się, iż te papiery nie mają już znaczenia. Poza tym, nie chronią przed zdradą, niezależnie od tego, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą.
Byłam szczęśliwa tak, jak było nie chciałam zmian.
Wojtek początkowo zaakceptował mój punkt widzenia, ale w końcu zrozumiał, iż to mu nie wystarcza. Chciał widzieć mnie jako swoją żonę w każdym calu. W końcu postawił ultimatum: albo ślub, albo rozstanie.
Nie podobało mi się jego naleganie i zdecydowałam, iż lepiej się rozejść. I tak zrobiliśmy na pół roku.
W tym czasie Wojtek przeniósł się do innego miasta, gdzie przyjaciel zaoferował mu dobrze płatną pracę. Przyjeżdżał rzadko, tylko co dwa miesiące, by odwiedzić rodziców. I podczas jednej z takich wizyt znów mnie spotkał.
Szłam przez park, wyglądając na szczęśliwą i beztroską. Aż nasze spojrzenia się spotkały.
W jego oczach przeczytałam dokładnie to, co czuł. Wciąż mnie kochał. I nie potrafił tego ukryć.
Wznowiliśmy związek, ale tym razem na odległość. Czasem ja jechałam do niego, czasem on do mnie. Każde spotkanie było starannie zaplanowane, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.
Widywaliśmy się zwykle raz w miesiącu, czasem dwa razy. Wojtek często proponował, żebym się do niego przeprowadziła. Kupił już dwupokojowe mieszkanie w tamtym mieście, choć jeszcze spłacał kredyt.
Marzyłam o tym całym sercem, ale wtedy nie mogłam tak nagle zmienić swojego życia. Kacper był nastolatkiem, potrzebował uwagi. A moja matka była chora, wymagała opieki. Przez ponad dwa lata starałam się postawić ją na nogi, aż wreszcie jej stan się poprawił.
Żyjcie długo! powiedział lekarz, uśmiechając się, gdy ją wypisywał.
Anna Nowak nie trzymała już córki przy sobie, ale Kacper zaczynał starsze klasy. Nie chciał zmieniać szkoły i prosił, żebym poczekała, aż skończy. Musiałam iść na kompromis.
Latem, zanim Kacper poszedł do matury, wreszcie wzięliśmy ślub z Wojtkiem. Widząc, jaką euforia mu to sprawiło, żałowałam, iż nie zgodziłam się wcześniej. Ale po co rozpamiętywać przeszłość?
Teraz nie tylko się spotykaliśmy. Nasz związek mógłby nazywać się małżeństwem weekendowym, gdyby nie setki kilometrów między nami.
A teraz Kacper dostał się na studia. Byłam dumna z syna i zrozumiałam, iż wreszcie mogę ułożyć swoje życie osobiste. Nie powiedziałam Wojtkowi, iż się do niego przeprowadzam chciałam zrobić mu sorpryzę.
Podejrzewał, iż to nastąpi, ale nie znał dokładnej daty.
Spakowałam walizkę, wsiadłam do autobusu i pojechałam do niego. Chciałam, żeby ten dzień zapisał się w jego pamięci. Już widziałam siebie w koronkowej bieliźnie, rozsypującą płatki róż na świeżo zaścielonym łóżku, szykującą pyszną kolację i czekającą na ukochanego po pracy.
Marzyłam o tych szczegółach, jadąc autobusem. Byłam pewna, iż Wojtek będzie zachwycony moją niespodzianką. Ale w zamian to mnie czekała niespodzianka.
Otworzyłam drzwi jego mieszkania swoim kluczem i zastygłam w osłupieniu. Para niebieskich oczu wpatrywała się we mnie piękna, młoda dziewczyna o rudych włosach.
Kto ty jesteś? spytałam.
Jestem Ola. Och, ty pewnie jesteś Magda. Przepraszam, zaraz wychodzę!
Co znaczy »wychodzisz«? Kim jesteś? warknęłam.
Proszę, nie gniewaj się. Jestem dziewczyną twojego męża.
Co? Dziewczyną mojego męża?
Cicho zamknęłam drzwi, zostawiając za sobą wszystko, co uważałam za swoje. Postanowiłam znaleźć nową drogę samotnie.











