Podróż Ku Gwiazdom Pieszo

newsempire24.com 3 dni temu

Przybylska, czas na śniadanie. – Opiekunka wprowadziła wózek do sali. Kasia uchyliła powieki i niechętnie obróciła głowę w kierunku drzwi.

– Nie chcę. Dziękuję. – Odpowiedziała.

– Oj, oj, oj, panienko, musicie nabrać sił. – Za opiekunką wszedł do sali lekarz.

Kasia milczała. Opiekunka pośpiesznie postawiła na stoliku talerz z kaszą i szklankę herbaty. Szepnęła:

– Jedz, doktor Kamil ma rację. – I gwałtownie opuściła salę.

– Jak samopoczucie? Wiosenne? – Uśmiechnął się doktor Kamil.

– To za mało powiedziane. – Odpowiedziała Kasia smętnie i odwróciła się do okna.

– To dobrze. – Kontynuował lekarz, nie zwracając uwagi na ton pacjentki. – Operacja jest zaplanowana na jutro. – Dodał już poważnie.

– Szanse się zwiększą? – Zapytała Kasia, odwracając się.

– Bez wątpienia. Ale o pełnym powrocie do zdrowia jeszcze nie rozmawiamy. – Przyznał lekarz.

– Będę mogła chodzić? – Kasia się spięła.

– Nie chcę dawać fałszywej nadziei… – Po chwili milczenia odpowiedział doktor Kamil. – Ale musimy wykorzystać wszystkie możliwości.

– Rozumiem… – Kasia znów odwróciła się. Nie słyszała, kiedy wyszedł doktor Kamil, ani jak za oknem śpiewają już prawdziwie wiosenne ptaki.

Wypadek był straszliwy. Za kierownicą była przyjaciółka Kasi, Basia. Próbując uniknąć czołowego zderzenia, Basia nagle skręciła kierownicą, auto zakręciło na śliskiej drodze, kolizji nie udało się uniknąć. Główny impet uderzenia przyjął na siebie bok pasażera. Kasia odzyskała przytomność dopiero w szpitalu. Jak później się dowiedziała, Basia ucierpiała mniej, złamana ręka, wstrząs mózgu. Kasia miała kilka złamanych żeber, otwarte złamanie nogi, a przede wszystkim uraz kręgosłupa. Rokowania nie były pomyślne, szanse na to, iż Kasia znów będzie chodzić, były znikome. Może ktoś inny cieszyłby się już samym faktem, iż przeżył, dla Kasi jednak świat zniknął z dnia na dzień. Taniec był dla niej wszystkim: życiem, zarobkiem, inspiracją. Ruch był dla niej jak dla innych powietrzem. A co teraz?

Kolejnym ciosem był odzew Marka. Byli razem dwa lata, a niedawno Marek oświadczył się Kasi. Dwa tygodnie temu, kiedy Marek siedział tu, w sali, obok Kasi, zrozumiała bez słów, iż ślubu nie będzie. Gdy Kasia opowiedziała o prognozach lekarzy, Marek długo milczał, wpatrując się w podłogę, potem powiedział jakoś niepewnie:

– Musisz myśleć pozytywnie. Wszystko się ułoży.

Przez kolejne trzy dni się nie pojawił. Potem przysłał krótką wiadomość: „Przepraszam. Nie dam rady.” W środku pękła ostatnia cienka nić nadziei. Kasia już nie płakała, szklanymi pustymi oczami patrzyła w biały sufit, wyobrażając sobie, iż zaraz się zawali i wszystko się skończy.

Mama, gładząc Kasię po ręku, próbowała pocieszać, próbowała się uśmiechać, powtarzała, iż nie wszystko stracone, iż muszą walczyć, iż razem będą się zmagać. Ale Kasia widziała, iż oczy mamy są czerwone od łez, które wypłakiwała za drzwiami sali. Doktor Kamil również powtarzał, iż trzeba walczyć.

– Dlaczego? – Zapytała Kasia pewnego razu.

– By być szczęśliwą. – Odpowiedział Kamil prosto.

– Nigdy już nie będę szczęśliwa. – Odpowiedziała Kasia. Kamil spojrzał na nią uważnie:

– Na pewno będziesz. Ale zależy to od ciebie bardziej niż od innych. Może nie mam dużego doświadczenia, ale widziałem ludzi, którzy pokonywali, wydawałoby się, niemożliwe, zostawiali w szpitalnych salach choćby nieuleczalne choroby, bo chcieli żyć, cieszyć się życiem, być szczęśliwi.

Kasia nie odpowiedziała. Nie chciała żyć. Nie tak. Jakie może być szczęście w takiej sytuacji? – pomyślałaby zapytać lekarza, ale zdecydowała się nie kontynuować rozmowy. W końcu lekarze chyba tak mają, iż dodają pacjentom otuchy.

– Nie śpisz? – Doktor Kamil cicho uchylił drzwi, wpuszczając smugę światła do ciemnej sali.

– Nie śpię. – Odpowiedziała Kasia, choćby nie zauważając, iż lekarz zwrócił się do niej per „ty”.

– Martwisz się? – Zapytał, siadając na krześle przy oknie.

– Nie. – Kasia wzruszyła ramionami.

– Wyobraź sobie, iż nie było wypadku. I minęło dziesięć lat. Jakie byłoby twoje życie? – Zapytał Kamil, patrząc nie na Kasię, ale przez okno.

– Nie wiem. Może przez cały czas bym występowała. A może już bym nie występowała, ale córkę prowadziłabym na taniec. – Kasia choćby się uśmiechnęła lekko, ale potem przypomniała sobie, iż nie wyszła za mąż. – Wie Pan, on mnie zostawił. Zaraz jak się dowiedział, odszedł.

– Kto? – Kamil, już znał odpowiedź. – Myślisz, iż cię kochał?

– Nie wiem. – Kasia ponownie wzruszyła ramionami. – Może tylko w romantycznych filmach kochają tak, iż za drugą osobą są gotowi iść przez ogień i wodę, a w życiu obiecują gwiazdę z nieba zrzucić, a w rzeczywistości… – Kasia się zacięła. Kamil był przecież też mężczyzną. I to całkiem młodym i przystojnym, jak właśnie sobie uświadomiła. Pewnie ma żonę lub dziewczynę i zupełnie inaczej się do niej odnosi. On to na pewno nie przestraszyłby się w takiej sytuacji. Przecież choćby teraz, wspiera Kasię, zupełnie nieznajomego człowieka.

– Dobrze, Przybylska, idź spać. I dla ciebie będą gwiazdy z nieba. – Kamil wyszedł. Kasia spojrzała przez okno. Kawałek nieba, usiany gwiazdami, był naprawdę widoczny. „Chciałabym, żeby teraz jakaś gwiazda spadła” – pomyślała Kasia, ale gwiazdy nie spadały, a przynajmniej żadna nie spadła, dopóki Kasia nie zasnęła.

– No jak się czujesz? – Kamil stał naprzeciwko Kasi. – Doktor Grzegorz powiedział, iż operacja się udała.

– Chyba tak. Ale i tak nie czuję nóg. – Westchnęła Kasia.

– Zobacz, co ci przyniosłem. – Kamil podał Kasi małe pudełko. Kasia otworzyła i uśmiechnęła się. Pudełko było pełne błyszczących maleńkich gwiazdek-konfetti. – jeżeli będziesz ciężko pracować, sama dojdziesz do prawdziwych gwiazd. – Obiecał lekarz.

Rehabilitacja była długa, męcząca i, jak wydawało się Kasi, nieprzynosząca rezultatów. Kamil, teraz Kasia nazywała go też po imieniu, często ją odwiedzał. Rozmawiali jak starzy przyjaciele, dyskutowali na różne tematy. Kamil potrafił odciągnąć Kasię od smutnych myśli i choćby zaczynała wierzyć jego słowom, iż wysiłki nie pójdą na marne.

– Jak dzisiaj? – Kamil wszedł do sali po codziennych ćwiczeniach Kasi, podczas których pielęgniarka próbowała ożywić jej drewniane nogi.

– Nic. – Kasia rozłożyła ręce.

– Bez. – Kamil podał jej ukrytą za plecami gałązkę. Kasia zanurzyła się w świeżym, drażniącym nozdrza zapachu. Potem z dziecięcą euforią zaczęła szukać pięciolistnego kwiatu.

– I tu nic. – Kasia nadęła wargi i podniosła wzrok.

– A tu? – Kamil podał jej kolejne pudełko. Uśmiechnęła się, oczekując kolejnej porcji gwiazdek. Lecz, gdy otworzyła pudełko, na chwilę zamarła. Na małym pierścionku w promieniach słońca lśniła zupełnie inna gwiazda – mały kamień.

– Czy wyjdziesz za mnie? – Zapytał Kamil, gdy przeniosła wzrok z pierścionka na niego. Kasia milczała. Kamil zaniepokojony wziął głęboki oddech i usiadł na łóżku.

– Usiadłeś mi na nogę… – Powiedziała cicho Kasia. – Usiadłeś mi na nogę! – Krzyknęła już głośniej i zaśmiała się. – Na nogę usiadłeś! Czuję ją! Czuję nogę!

Kamil zerwał się i także się roześmiał. I wtedy Kasia się rozpłakała. Uśmiechała się, ale łzy spływały jej po policzkach.

– Co się stało? Boli? – Martwił się Kamil. Kasia pokręciła głową:

– Pamiętasz, mówiłam, iż nigdy nie będę już szczęśliwa. Naprawdę tak myślałam. A dzisiaj tyle szczęścia na raz. No, jeżeli zdecydowałeś się użenić z kaleką, to mam nadzieję, iż płaczek cię nie przestraszy? – Kasia ponownie się roześmiała.

– Nic mnie nie przestraszy. – Odpowiedział Kamil, patrząc na narzeczoną z czułością.

***

– Mamo, widziałaś? Udało mi się! – Ania przybiegła do ławki, na której siedziała Kasia.

– Oczywiście, iż widziałam. Wszystko nagrałam dla taty. Spisałaś się na medal. – Kasia objęła córkę.

– Pani Olka powiedziała, iż będę tańczyć na środku. – Chwaliła się Ania. – To znaczy, iż tańczę najlepiej?

– Tak. – Szepnęła Kasia, a potem konspiracyjnym szeptem powiedziała córce. – Tylko ciiiii, bo jak się zarozumiesz, to już nic nie wyjdzie. – Ania ze zrozumieniem pokiwała głową. – A teraz zbieraj się, jedziemy odebrać tatę z pracy.

Minęło dziesięć lat. Na wielkiej scenie Kasia już nie mogła tańczyć, ale na własnym weselu zatańczyła zupełnie dobrze. Jak zauważył Kamil, na pewno lepiej niż on. Droga do gwiazd była dla Kasi długa, ale wspólnie z Kamilem dali radę. I żeby nigdy o tym nie zapomnieć, ani o tym, iż trzeba wierzyć w lepsze, marzyć, niezależnie od sytuacji, Kasia zaproponowała pomalować sufit sypialni w gwiaździste niebo. Kamil to poparł. Otwierając rano oczy, Kasia wiedziała, iż do gwiazd można sięgnąć ręką, wystarczy chcieć. Do jakichkolwiek i zawsze.

Idź do oryginalnego materiału