Podróż do Indii. Czy warto polecieć do Azji, gdy w Polsce jest zima?

nieustanne-wedrowanie.pl 1 tydzień temu


Styczeń, luty, marzec. Chociaż w Polsce ostatnio w wielu miejscach zimy bywają bezśnieżne, to wciąż dzień jest krótki, temperatura w okolicach zera i tęsknota za latem coraz większa. Osobiście również z rozrzewnieniem spoglądamy wtedy za promieniami słońca, a w dodatku to dla nas nieco mniej zabiegany zawodowo czas (po intensywnej końcówce roku). Jest to idealny moment na zwiedzanie świata. Po wielu europejskich, dość niskokosztowych i pozasezonowych wojażach, przyszedł czas na podwyższenie poprzeczki. Zapragnęliśmy Azji! Jak udała się nasza wycieczka do Indii i czy warto w zimowym okresie odwiedzić ten kraj?

„Na pewno nie Indie” – powiedziałem na trzy miesiące przed wylotem. Nie udało się dotrzymać słowa

Miało być Kuala Lumpur i okolice. Dość nowocześnie, wciąż przystępnie cenowo i daleko, daleko od domu. Niestety w tej grze (czyt. podczas polowania na podróżnicze okazje) trzeba być wyjątkowo szybkim. Okienko tanich lotów przepadło gdzieś pomiędzy „czy aby na pewno?”, a „może sprawdźmy coś jeszcze”. Moment naszego zawahania się wykorzystali inni, za to my zostaliśmy z wizją kurczącego się rynku atrakcyjnych cenowo połączeń w stronę kontynentu, który tak mocno rozpalał naszą wyobraźnię.

To właśnie w tym momencie do gry weszły Indie, nie tylko jako ewentualny węzeł przesiadkowy, ale też miejsce docelowe. Jednocześnie zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak kilka wiemy o tym najludniejszym kraju na świecie (1,465,783,388 miliarda (!) ludzi wg. danych live na dzień 26 sierpnia 2025). Mieliśmy podstawową wiedzę na temat religii, wiedzieliśmy, iż miasta są bardzo tłoczne, a ja z racji swoich prywatnych zainteresowań zdawałem sobie sprawę z tego, iż indyjska gospodarka to jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających się na świecie. Wszędzie w internecie czytaliśmy również, iż „to już nie te same Indie, co choćby dekadę temu”. Miało być bezpieczniej, nowocześniej, ale wciąż bardzo tanio.

Szybko okazało się, iż w Polsce nie mamy zbyt wielu obszernych i aktualnych źródeł wiedzy o tym ogromnym kraju. Sięgnęliśmy po najnowszą w tamtym czasie książkę „Indie. W moim hinduskim domu” autorstwa Aleksandry Zalewskiej i wydanej przez Wydawnictwo Pascal, z którym sami współpracujemy, wydając nasze książki. Wyciągnęliśmy z niej parę ciekawostek, jednak wciąż było nam mało. Musieliśmy przekonać się na własną rękę, czy podróż do Indii jest realna do zaplanowania, bezpieczna i spełniająca nasze oczekiwania.

Loty do Indii mogą być bardzo tanie, ale jest haczyk

Ten proces zaczęliśmy od lotu. zwykle startujemy z Balic lub Pyrzowic (rzadziej z Chopina), gdzie siatka połączeń – również tych przesiadkowych – jest bardzo szeroka. Naszą żelazną regułą jest pakowanie się do bagażu podręcznego. Tym razem jednak nie był to wyjazd na 10 dni na europejską wyspę, ale półtoramiesięczna podróż, wyzwanie było zatem potrójnie ciężkie, ze względu na: czas pobytu, wymiary bagażu, a także jego wagę. Te dwa ostatnie wyznaczniki musiały dodatkowo spełnić normy azjatyckie, gdzie waga plecaka podręcznego to najczęściej maksymalnie 7 kilogramów. W ruch poszedł więc arkusz Excela do spółki z kuchenną wagą. Aby wiedzieć, jak się spakować, musieliśmy nie tylko dokonać trudnych wyborów, ale też poznać masę każdego t-shirtu, kabelka, etui.

Prawdziwie tanie loty do Indii są, ale z przesiadką. Nasz nie zaczął się od Polski – korzystniej cenowo było przemieścić się do Budapesztu, zrobić tam świetny city break i potem przez Emiraty dotrzeć do indyjskiego Koczin. Analogicznie nasza podróż również nie należała do klasycznych; zatrzymaliśmy się na kilka dni w Tbilisii, skąd dopiero udaliśmy się do Katowic. Cena wyszła bardzo, bardzo atrakcyjna, ale to oczywiście kosztem długich przesiadek, komplikacji, konieczności szukania dodatkowych noclegów, transportu z lotnisk etc. Tak, pomimo tego wszystkiego i tak było to lepsze cenowo, niż podróż LOT-em z Warszawy do New Delhi.

W tym miejscu, Drogi Czytelniku, chcemy zaproponować Ci pewną alternatywę w postaci wycieczki zorganizowanej. Bo wszystko można mieć o wiele prościej, bez ryzyka niedopatrzeń i z równie dużą (jak nie większą) dozą satysfakcji z wycieczki do Indii. Można tam udać się ze świetnym biurem podróży ITAKA, które zadba o bezpieczeństwo, interesujący program, przejazdy, wycieczki fakultatywne i dobre lokum. Odpada wtedy całe polowanie na loty, omija się ryzykowne przesiadki, nie ma rozterek bagażowych i wielu innych, o których napiszę w kolejnych akapitach. Z pewnością jednak będzie ciepło, ten plus pozostaje niezmienny.

Wycieczka do Indii – zapomnij o europejskich regułach

Nasza podróż to było około 6000 kilometrów w nieco ponad miesiąc, z dwoma pewnikami: miejscem pierwszego noclegu w Koczin oraz biletem powrotnym do Gruzji z New Delhi. Reszta miała być efektem spontanicznej podróży.

Całe szczęście, iż po wylądowaniu na lotnisku oraz wizycie w biurze wizowym, pomyśleliśmy o zakupie indyjskiego numeru telefonu. Bez niego prawdopodobnie nie udałoby nam się w ogóle poruszać po tym kraju na własną rękę, bo ogarnięcie czegokolwiek przez indyjskie aplikacje wymagało właśnie tutejszego numeru telefonu. Zdobycie go wymagało nie lada gimnastyki od chłopaka, który w ciasnym biurze w gorącej hali przylotów pocił się, aby dokonać pełnej rejestracji z użyciem naszego telefonu. Za około 60 zł otrzymaliśmy kartę SIM i możliwość korzystania przez dwa miesiące z dość dużego pakietu internetu i rozmów.

Jak płacić w Indiach?

Na miejscu okazało się, iż Ines zapomniała swojej wielowalutowej karty do bankomatu – zostaliśmy z tylko jedną (moją) oraz pewną pulą gotówki (w euro), co do której mieliśmy pewność, iż nie wystarczy na cały pobyt. W Indiach wszędzie, choćby na bazarkach, płaci się gotówką lub poprzez zeskanowanie specjalnego kodu QR. Jest to wygodne, przypomina nieco naszego BLIK-a, ale aby móc skorzystać z tej innowacji należy posiadać… rachunek w indyjskim banku. Po przeprawie wizowej nie mieliśmy najmniejszej ochoty na próby dogadania się z jakąkolwiek instytucją, więc pozostało nam poszukanie aplikacji, która umożliwiłaby odblokowanie tutejszego „GPAY”. Jedyna, jaka zadziałała (oczywiście z indyjskim numerem, koniecznością wysyłki zdjęć paszportu i wizy oraz z prowizją przy płatnościach) była Mony. Czy działała wszędzie tam, gdzie powinna? Nie. Czy można było zamiast tego płacić kartą? Nie. Jedynie w droższych restauracjach i w niektórych hotelach – przechodził Revolut, ale dopiero po zdjęciu blokady geolokalizacyjnej.

Aplikacja do podróży autobusami, pociągami i samolotami w Indiach, która działa z polskimi kartami płatniczymi

Kolejną podstawową trudnością było przemieszczanie się pomiędzy miastami. Dystanse? Nierzadko 900 kilometrów od punktu do punktu, krętymi, górskimi drogami – autobusem. Dlaczego nie pociągiem? Bo rezerwacja podróży w godnych warunkach musiałaby odbyć się na długo (kilka tygodni, a choćby miesięcy) przed naszą podróżą do Indii. Oczywiście funkcjonują różne lokalne biura podróży, które za dodatkową opłatą pokonają tę barierę, ale należy pamiętać o jednym: w oczach Indusów biały człowiek jest nierzadko jedynie egzotycznym, chodzącym portfelem, więc… mogło skończyć się bardzo drogo.

W większości miejsc nie ma też klasycznych dworców autobusowych, gdzie można przyjść i kupić bilety. Trzeba radzić sobie online. Jedyną aplikacją, która przyjęła jedną z naszych kart (tym razem nie Revolut), była MakeMyTrip. Czy przed znalezieniem właśnie tej, przetestowałem kilkanaście innych, bezskutecznie? Owszem. Pewnym pocieszeniem było to, iż podróżowaliśmy autobusami sypialnymi, w których zamiast siedzeń były dwuosobowe łóżka – nie jest to szczyt wygody, ale zdecydowanie lepsze to, niż cała noc w pozycji siedzącej.

Jest wyjątek. Podróż do Goa to może być najlepszy możliwy scenariusz na Indie zimą

Poza problemami z formami płatności i sposobami przemieszczania się po kraju, zdecydowaną trudnością była indyjska odmiana języka angielskiego. Przez całą naszą wycieczkę do Indii nie polubiłem się z tym, jak Indusi traktują mowę Szekspira, a musiałem też odbyć kilka rozmów telefonicznych, z których rozumiałem co dziesiąte słowo. Wyjątkowo uciążliwi byli także kierowcy tuk-tuków (popularnych mini taksówek na trzech kołach z „silnikiem od kosiarki”), którzy chcieli podwieźć nas dosłownie wszędzie. Ogromny ruch kołowy w Indiach to również nie jest mit, tutejsze miasta są zatłoczone do granic możliwości, a bezpieczeństwo pieszych to temat drugorzędny. Wyjście na ulicę to walka o przetrwanie.

Jednak jest jedno miejsce, które oparło się tym problemom, a był nim turystyczny region Goa.

Dlaczego warto polecieć do Goa?

Mięliśmy spędzić tutaj tylko cztery noce, ale bardzo gwałtownie zdecydowaliśmy się przedłużyć pobyt. Trafił nam się świetny hotel, a warto wiedzieć, iż Goa to typowe zagłębie doskonale znanych Europejczykom resortów o wysokim standardzie, również all inclusive. Pogoda w Indiach w regionie Goa w lutym? Dopisała idealnie, każdego dnia mieliśmy powyżej 30 stopni, słonecznie. Plaże? Szerokie niezatłoczone, ciepła woda, piękne fale. Jak również beach bary, w których podawano świetne jedzenie i jeszcze lepsze koktajle, soki i świetną, mrożona herbatę. choćby kawa była tutaj taka, jaką spodziewamy się znaleźć w typowej kawiarni. Wszystko świeże, smaczne i tanie. Do tego stopnia, iż każdy może pozwolić sobie na zamówienie tego, na co ma akurat ochotę „w ciemno”, bez zaglądania do karty. Do tego darmowe leżaki, ręczniki, parasole…

Tak, zdecydowanie Goa jest tym miejscem, w którym można w Indiach odpocząć. jeżeli komuś zależy głównie na plażowaniu, to z czystym sumieniem możemy polecić. Przez dwa tygodnie tutaj można nie tylko zyskać piękną opaleniznę, ale też naładować akumulatory gorącym słońcem i spacerami, a także przeżyć kilka kulinarnych, pozytywnych zaskoczeń. Do tego stanu w Indiach również możesz polecieć na wakacje z biurem podróży ITAKA, taką wycieczkę warto zaplanować jak najwcześniej!

Siedem rad od Nieustannego Wędrowania przed wyjazdem do Indii

W tych kilku akapitach nie sposób wyczerpać choćby jeden procent tego, co warto „na start” wiedzieć o Indiach. Poniższa lista również tego nie wyczerpie, ale jest to kilka moich wskazówek, które mogą pomóc osobom zainteresowanym wyjazdem.

  1. Przed wyjazdem dowiedz się czegoś o Indiach. O kulturze, religii, transporcie. Spróbuj poszukać informacji na ten temat, opinii innych podróżników, przejrzyj fora, grupy. Dzięki temu choć trochę bardziej będziesz rozumieć, gdzie się udajesz.
  2. Biurokracja jest tu wszechobecna. Pamiętaj, iż wiza do Indii jest potrzebna, możesz ją w formie turystycznej nabyć choćby na pięć lat. Nie zdziw się, jeżeli podczas zameldowania w hotelu będziesz wypełniać przepastne formularze, a obsługa będzie Ci robić zdjęcia, skanować paszport i zadawać pytania.
  3. Mimo wszystko Indusi są bardzo pomocni. Każdego, którego zapytasz o coś, będzie chciał wskazać drogę, znaleźć rozwiązanie problemu, polecić odpowiednie miejsce.
  4. …ale nie należy im ufać bezgranicznie. Pamiętaj, iż wiele osób będzie też „polować” na Twoje rupie, euro lub dolary. Uważaj, żeby nie przepłacać, nie płacić podwójnie – wszędzie tam, gdzie możesz, korzystać z form „nie na gębę”, czyli np. poprzez aplikację etc.
  5. W dużych miastach działa Uber. Co więcej, w wielu miejscach można płacić tak, jak w Europie (czyli online, bezgotówkowo). Uber ma najniższe stawki, zwykle jeżeli spróbujesz złapać tuk-tuka na własną rękę, zapłacisz przynajmniej 1/3 więcej. Niby niewiele, ale jeżeli zbierzesz wiele podróży każdego dnia, to jest to realna oszczędność, jak również bezpieczeństwo.
  6. Nabycie numeru telefonu wraz z pakietem internetu + korzystanie z aplikacji to bardzo istotna sprawa. Pamiętaj, żeby zakupu dokonać jeszcze na lotnisku, gdzie rejestracja takiego numeru jest łatwiejsza.
  7. Indie mogą być przyczynkiem świetnego przeżycia duchowego. Ale… no właśnie – to ciężki temat, bo z mojej perspektywy, miejsca takie jak słynne Waranasi wręcz zniechęcają swoim natłokiem mieszkańców, pielgrzymów i turystów. Czy warto zobaczyć Taj Mahal? Zdecydowanie tak, jednak należy pamiętać, iż na ten sam pomysł z pewnością w tym samym momencie wpadnie mnóstwo ludzi. Odrobinę więcej duchowości można znaleźć poza najpopularniejszymi miejscami.

Podróż do Indii to interesujący pomysł, ale na własną rękę nie polecam jej niedoświadczonej podróżniczce lub podróżnikowi. Z dobrym biurem podróży — szczególnie do stanu Goa — to już co innego, tutaj zawsze można liczyć na wsparcie przed i w trakcie podróży. Z kolei wycieczki na własną rękę powinny w mojej opinii pozostać raczej domeną tych, którzy mieli już na swojej liście nieco trudniejsze kierunki niż Hiszpania lub Grecja. Nie zmienia to faktu, iż Indie są piękne: naturalne, różnorodne, ogromne, dzikie i kontrastowe. Można zwiedzać je przez całe życie i nie poznać wcale. Ja sam potrzebuję od nich odpocząć, ale mam wrażenie, iż jeszcze kiedyś skusi mnie ten kierunek!

Powyższy artykuł powstał przy współpracy z naszym Partnerem, Biurem podróży ITAKA. Partner nie miał wpływu na treść artykułu. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów prywatnych.

Idź do oryginalnego materiału