Podróż na 300 kilometrów: jak babcia spotkała się z chłodnym przyjęciem synowej
Jadwiga Kowalska zawsze marzyła o wnukach. Gdy jej syn Piotr ożenił się z Marią, nadzieja na powiększenie rodziny stała się jeszcze silniejsza. Jednak lata mijały, a dzieci przez cały czas nie było. Lekarze postawili niepocieszającą diagnozę: Piotr nie mógł mieć dzieci naturalną drogą. Po długich przemyśleniach i konsultacjach para zdecydowała się na in vitro i, na szczęście, zabieg zakończył się sukcesem — na świat przyszła wyczekiwana córka Ania.
Szczęście wydawało się nie mieć granic. Piotr uwielbiał swoją żonę i córkę, otaczał je troską i uwagą. Jednak po pewnym czasie rodzinny ideal się rozpadł. Piotr zafascynował się inną kobietą — młodą, beztroską i bez zobowiązań rodzinnych. Odszedł, zostawiając Marię z małą córką.
Maria, nie mogąc znieść zdrady, spakowała się i przeprowadziła do swoich rodziców w małym miasteczku w województwie pomorskim, oddalonym o 300 kilometrów od Warszawy. Jadwiga Kowalska ciężko przeżywała rozstanie syna z synową i szczególnie cierpiała z powodu rozłąki z wnuczką. Wielokrotnie próbowała nawiązać kontakt z Marią, dzwoniła, pisała wiadomości, ale odpowiedzi były zimne i powściągliwe.
Kiedy Ania skończyła dwa lata, Jadwiga postanowiła za wszelką cenę złożyć jej osobiście życzenia urodzinowe. Zadzwoniła do Marii, informując o swoim zamiarze przybycia z prezentami. W głosie synowej nie było entuzjazmu, ale też nie padła wyraźna odmowa. Postanawiając zabrać najlepsze zabawki, piękne ubrania i ulubione smakołyki dla Ani, babcia wyruszyła w długą podróż.
Po przyjeździe do województwa pomorskiego, Jadwiga miała nadzieję na ciepłe przyjęcie, ale rzeczywistość okazała się inna. Maria spotkała ją przed blokiem i zaproponowała spacer z Anią. Był chłodny jesienny dzień, padał drobny deszcz. Babcia, przemoczona i zziębnięta, stała pod parasolem, trzymając torby z prezentami, starając się cieszyć krótkimi chwilami spędzonymi z wnuczką. Maria nie zaprosiła jej do mieszkania, nie zaproponowała miejsca do siedzenia, herbaty ani choćby osuszenia się po drodze.
Rozmowa była napięta i krótka. Maria odpowiadała jedynie monosylabami, unikając kontaktu wzrokowego. Kiedy Jadwiga podała prezenty, synowa początkowo odmówiła ich przyjęcia, ale po namowach w końcu je przygarnęła. Po pół godzinie Maria powiedziała, iż czas na obiad i drzemkę dla Ani i, żegnając się, odeszła, zostawiając babcię samą w deszczu.
Wracając do Warszawy, Jadwiga nie mogła powstrzymać łez. Czuła się odrzucona i niepotrzebna. Zrozumiała, iż jej syn postąpił haniebnie, zdradzając rodzinę, ale nie mogła pojąć, dlaczego Maria przenosi swoją urazę na nią. Przecież zawsze starała się wspierać synową, pomagała przy dziecku, była obecna w trudnych chwilach. Teraz odebrano jej możliwość obserwowania jak Ania rośnie i się rozwija, pozbawiono jej euforii bycia babcią.
W domu Jadwiga długo nie mogła dojść do siebie. Próbowała usprawiedliwić zachowanie Marii, wiedząc, iż ta przeżyła zdradę i ból. Ale jej serce wciąż nie mogło zaznać spokoju. Miała nadzieję, iż z czasem synowa się zmiękczy i pozwoli jej uczestniczyć w życiu wnuczki. Na razie pozostawało jej tylko czekać i wierzyć, iż miłość babci do Ani zdoła przezwyciężyć ściany nieporozumień i urazy.