Podkładka do sukcesu: jak zbudować solidne fundamenty w polskiej kulturze.

newskey24.com 4 godzin temu

Bogno, to ty? zapytałam z niedowierzaniem, gdy moja dawna koleżanka z klasy otworzyła drzwi.

Nie widziałyśmy się od roku, a ona nagle zadzwoniła i zaprosiła mnie do swojego mieszkania w Krakowie. Marzena nigdy nie była szczupła zawsze była pulchna i nie przejmowała się tym: wyszła za mąż za ukochanego, urodziła syna i nigdy nie znała biedy. A przed moimi oczami stała chuda, wyczerpana młoda kobieta z czarnymi kręgami pod oczami.

Ile kilogramów już schudłaś? spytałam.

Dwudziestu, wchodź wskazała na kuchnię, waga ciągle spada. Myślisz, iż się cieszę? Dlatego cię wezwałam.

Gdybyś nie wiedziała, co się dzieje, nie miałam cię dzwonić, a wzywać Kasię, naszą nauczycielkę medycyny.

Byłam na badaniach rozlewała herbatę do filiżanek i patrzyła na mnie smutnym wzrokiem wszystkie wyniki w normie, nic nie wykryto. Pamiętasz, jak opowiadałaś o swojej koleżance z uczelni, Ninie, co się z nią stało? Lekarze też nic nie znaleźli, prawda?

Tak przywołałam wspomnienie był to fakt, ale w to nie wierzyłaś.

Wcześniej nie wierzyłam, a teraz stało się coś, czego nie wiem, co wierzyć, a co nie.

Opowiadaj nie mogłam się doczekać, co naprawdę przytrafiło się Marzenie.

Zaczęło się pół roku temu zaczęła koleżanka byłam w kuchni, drobniłam ogórki do sałatki. Nagle czas się zatrzymał. Kroiłam i kroiłam, a ogórek nie kończył się. Nie wierzyłam w nic niematerialnego, raczej nie wierzyłam

Ciekawe wprowadzenie pomyślałam, bo zawsze lubiłam tajemnice.

Jeszcze nie zorientowałam się, co się dzieje, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam w witraż nikogo. Pomyślałam, iż chłopaki się bawią. Otworzyłam drzwi leżała tam paczka. Odepchnęłam ją lekko stopą, ale coś we mnie kazało zajrzeć do środka.

Rozpakowałam i zobaczyłam starą ikonę.

Starożytna, naprawdę? podniosła brwi Marzena. Mój wujek Paweł, antykwariusz z Warszawy, potwierdził. Proponował mi sporo złotych za nią.

A ty? zdziwiłam się, bo Marzena nigdy nie chodziła do kościoła.

Przypomniałam sobie, jak babcia opowiadała o cudownej ikonie przy świętym źródle. Ta ikona sama pojawiała się przy źródle, trzykrotnie przewieziona do kościoła, a potem wracała. Pomyślałam, iż jeżeli wybrała mnie, niech zostanie ze mną.

Niezwykłe odparłam. Nigdy nie słyszałam, by w naszych czasach ikona sama wybrała właściciela.

Niezwykłe zaczęło się tydzień później westchnęła Marzena najpierw kot przeskoczył na tęczę. Był młody, zdrowy, miał wszystkie szczepienia, obserwowaliśmy go. Wieczorem ganiał sztuczną mysz po całym mieszkaniu, a rano go nie było. Grzebano go na cmentarzu zwierząt.

Jeszcze nie zdążyłam się otrząsnąć od żalu, gdy telefon od matki z punktu urazowego zadzwonił: upadła na płaskim podłożu i połamła nogę. Dzwoniłam do męża, prosiłam, by zabrał ją do domu, a on mówił, iż dzisiaj zwolniono go z dobrze płatnej pracy i proponują niską pensję.

Słuchaj, Marzena zmartwiłam się czy nie wydaje ci się, iż razem z ikoną przywiodły się kłopoty?

Wszyscy tak mówili, ale ja nie wierzyłam. Gdy proponowano pozbycie się ikony, gniewałam się, sądziłam, iż wszyscy mi zazdroszczą, iż znalazłam coś tak cennego przypadkiem.

Przypadkiem? zapytałam bo paczka pojawiła się pod drzwiami. To podkład!

Czy można zrobić podkład z ikony? wahała się Marzena na niej jest wizerunek Królowej Nieba.

To właśnie musimy rozgryźć pomyślałam a teraz dalej?

Syn zachorował, miesiąc leżał w szpitalu. Ja zaczęłam chudnąć, myślałam, iż to stres, iż wszystkimi sprawami przytłoczeni. Biegałam z domu do sklepu, gotowałam coś pysznego i przynosiłam do szpitala. Praca nie znikała, więc kręciłam się w kółko. Mąż dostał nową pracę, ale za połowę mniej niż wcześniej.

Wypisano Wojtka ze szpitala, wszystko dobrze, dzięki Bogu. Ja wciąż traciłam kilogramy wyobrazić sobie, co zostanie ze mnie za pół roku, przerażało. Przypomniałam sobie historię Niny, której lekarze też nic nie mogli zrobić.

Nie mogli potwierdziłam więc słuchaj.

Przed obroną dyplomu ja, przyjaciółka Tina i jej kuzynka Nina postanowiły zorganizować piknik nad Wisłą. Każda z nas miała wtedy swojego chłopaka. Chłopcy przyjęli zaproszenie, pod warunkiem, iż nocujemy w namiotach nad brzegiem rzeki.

Po drodze zgubiliśmy się w lesie. Ninka pobiegła pierwsza, znalazła jedwabny szalik na gałęzi, zawiązała go sobie na szyję i natychmiast odkryła ścieżkę prowadzącą do rzeki.

To nie zwykły szalik zaśmiała się.

Lepiej nie brać cudzych, nie wiadomo, od kogo przestraszyła się Tina.

Nie, po prostu ktoś go zgubił, piękny i szczęśliwy powiedziała Nina zostawię go sobie.

Odpoczęliśmy, rybny połów, kąpiele, zupa rybna, trochę wina, piosenki przy ognisku. Rankiem ruszyliśmy w drogę powrotną, ale Nina osłabła, ból głowy. Ledwo wydostaliśmy się z lasu, a Kostia, jej chłopak, nieść ją na rękach.

Nina zaczęła słabnąć, nie zdała egzaminów, uczelnia ją zawiesiła. Badania nie wykazały nic. Wtedy pomyślałam, iż poproszę mamę Niny o szalik dała mi go od razu. Zabrałam go do Krotowej, godzinę pociągiem, do babci Ustynki, znanej z leczenia nieuleczalnych, kiedy lekarze się poddawali.

Ustynka spojrzała na zdjęcie Niny, na szalik i rzekła:

Złe rzeczy przechodzą przez taki szalik. To podkład. Nie da się ich znaleźć, bo choroba nie ma ciała, a energię. Dobrze, iż przybyłaś, bo już za późno byłoby.

Z szalika zrobiła popiół, który zakopała pod drzewem za płotem, przygotowała miksturę z ziół. Nina wypiła, rozbawiła się i gwałtownie wróciła do zdrowia, wyszła ze szpitala.

Może i my z tą ikoną pojeździmy do Ustynki? ożywiła się Marzena.

Pojechaliśmy, ale babci już nie było przybyliśmy na jej pogrzeb. Poznaliśmy tam córkę Ustynki, siostrę zakonną Marię. Ona poświęciła ikonę w świętej wodzie, odmówiła modlitwę i nakazała przenieść ją do kościoła.

Marzena postąpiła tak, a wszystkie nieszczęścia zniknęły. Ona znów odzyskała zdrowie i urodę. niedługo urodziła córkę i nazwała ją Małgosią.

Tak skończyła się nasza senna opowieść.

Idź do oryginalnego materiału