Podejdź do mnie…

twojacena.pl 15 godzin temu

Chodź do mnie…

Marta nienawidziła swojego ciała. Od dzieciństwa była pulchna i zazdrościła chudym koleżankom. Ile razy próbowała się odchudzić, przechodziła na różne diety – nic nie pomagało.

– Przestań się męczyć. Jedz normalnie. Kogo ma pokochać, ten i tak to zrobi, nieważne, czy jesteś chuda, czy tęga. Nie kochają za wygląd, ale za serce i charakter – pocieszał Martę ojciec. – Mama nigdy nie była chudą, a to nie przeszkodziło mi ją pokochać. Kobieta powinna być mięciutka i przytulna.

– Łatwo ci mówić. Ty nie tyjesz, choćbyś zjadł całą blachę pierogów. Czemu nie odziedziczyłam twojej sylwetki? – jęczała Marta.

– A co cię tak nagle tknęło, iż chcesz schudnąć? Zakochałaś się, czy co? – spytała niespodziewanie mama.

Marta spuściła wzrok.

– Ja też kiedyś kochałam się w szkole, cierpiałam. A jemu podobała się inna, najpiękniejsza w klasie. Po maturze przestałam go widywać i jakoś mi przeszło. A potem, po kilku latach, spotkałam go na ulicy. I wiesz co? Cieszyłam się, iż nic z tego nie wyszło.

– Dlaczego? – spytała Marta.

– Ożenił się z tą swoją piękną. Ale ona ciągle chciała nowych sukienek, a on mało zarabiał. Więc wszedł w jakieś przekręty, ukradł dużą sumę. Poszedł siedzieć. Wyszedł zupełnie innym człowiekiem. Żona się z nim rozwiodła, pracy nie mógł znaleźć, zaczął pić. A wszystko zaczynało się tak pięknie… – Mama westchnęła.

– Nam z tatą też nie było łatwo, szczególnie jak ty się urodziłaś. Ale jakoś daliśmy radę. Więc jeżeli on cię nie wybierze, może to i lepiej. Nie twoje, znaczy – podsumowała mama.

– Ale gdyby wybrał ciebie? Nie musiałby kraść, nie poszedłby do więzienia – rozważała Marta.

– Mnie nie mógł wybrać. Lubił zgrabne, ładne dziewczyny. A choćby gdyby wybrał, prędzej czy później by zdradzał. I tak byśmy się rozstali. Ale wtedy nie poznałabym taty – uśmiechnęła się mama. – Wszystko, co się dzieje, dzieje się dobrze.

– Ale ja i tak chcę schudnąć – uparła się Marta.

Cały wieczór spędziła w internecie, czytając o dietach, oglądając zdjęcia przed i po. Skoro innym się udało, to i jej się uda.

Rano Marta przeciągnęła się i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze chwilę, by poleżeć. Nagle przypomniała sobie, iż wieczorem postanowiła zacząć nowe życie. Podeszła do okna. Niebo było zachmurzone, lada chwila miało zacząć padać. Może odłożyć nowe życie na jutro, kiedy będzie ładniej? Nie, zdecydowała, bo tak będzie ciągle odkładać. Zdecydowanie włożyła dres.

Na ulicach Wrocławia było pusto. I dobrze, nikt nie będzie widział. I Marta ruszyła truchtem.

Wkrótce zaczęła łapać powietrze, w boku kłuło, w gardle zaschło, a po plecach i twarzy spływał pot. Zatrzymała się, by złapać oddech. Pomachała rękami jak wiatrak i ruszyła z powrotem. Nic, przywyknie.

Następnego ranka bolało ją wszystko. Mimo bólu wyszła pobiegać. Z powrotem wlokła się jak ślimak.

– Skąd taka mokra? – spytała mama, gdy Marta weszła do mieszkania.

– Biegałam.

– Zaczęłaś się ruszać? Brawo. Ja nigdy nie miałam tyle silnej woli. Zmęczona? Idź pod prysznic i na śniadanie, bo spóźnisz się do szkoły.

– Pierogów nie będę, tylko kawę – powiedziała stanowczo Marta.

– Jak chcesz. Ale moim zdaniem nie można tak od razu rezygnować ze wszystkiego. Do długiego dystansu trzeba się rozkręcać powoli, inaczej zabraknie ci sił przed metą – zganiła mama.

– Brawo. – Tata poklepał córkę po ramieniu. – Szanuję cię za upór – powiedział, siadając do stołu i sącząc kawę.

– Co, ty też na diecie? To po co ja piekłam te pierogi? – zmartwiła się mama.

– Nie przejmuj się. Zjem i za Martę – mrugnął porozumiewawczo do córki, wziął pieroga, odgryzł kawał i zaczął żuć z apetytem.

Marta przełknęła ślinę. Pomyślała, iż jeden pieróg wiele nie zmieni. Nie można przecież z dnia na dzień przestać jeść, to niezdrowo. Ale i tak postanowiła nie ulegać pokusie. Wypiła kawę duszkiem i wstała od stołu.

– Teraz będzie się głodzić – westchnęła mama, gdy Marta wyszła.

Co odpowiedział ojciec, już nie słyszała.

Z czasem Marta wciągnęła się w bieganie, zwiększała dystans. Pewnego dnia zauważyła, iż pasek od spodni jest luźniejszy. Pobiegła do lustra. Niestety, w odbiciu nie dostrzegła żadnych zmian.

Pewnego razu wyprzedziły ją dwie dziewczyny, zgrabne i szybkie jak sarny. Marta zeszła im z drogi. Gdy przebiegały obok, jedna powiedziała, iż śliskie chodniki to pewnie dlatego, iż tłusta ocieka tłuszczem. I wybuchnęła dzwoniącym śmiechem. Druga ją uciszyła, spojrzała na Martę z przepraszającym uśmiechem.

Nie, nic z tego nie będzie. Może nie ma co się pośmiewać? Lepiej spróbować tańca. Mówią, iż też pomaga schudnąć. I Marta zapisała się na zajęcia dla początkujących.

Głód doprowadzał ją do zawrotów głowy. Mijając szkolną stołówkę, przyspieszała. Poszła na taniec. W szatni usłyszała, jak dziewczyny nazwały ją krową. Zrobiło się jej przykro. Poczekała, aż wyjdą, dopiero wtedy weszła. Wstydziła się przebierać przy innych.

Mama martwiła się, iż Marta nie je, podsuwała jej dodatkową rybę lub kotleta. Marta odmawiała i z jeszcze większym zapałem biegała rano.

Do matury zauważalnie schudła. Choć do idealnej figury było daleko, sama sobie się podobała, patrząc w lustro.

Po rozdaniu świadectw i części artystycznej zasiedli do stołów, potem były tańce. Marta wstydziła się tańczyć. Bała się, iż znów nazwą ją krową. Zobaczyła, jak do Jakuba podeszła wychowawczyni i coś mu szepnęła. Gdy zagrała wolna muzyka, Jakub ruszył w jej stronę. Marta zrozumiała, iż to nauczycielka poprosiła, by ją zaprosił. Zrobiło się jej jeszcze gorzej. Czy naprawdę wszyscy jej tylko współczują? Ale i tak wyszła z Jakubem na parkZ czasem ich miłość okazała się silniejsza niż wszystkie trudności, i zrozumieli, iż najważniejsze to być sobą i kochać bezwarunkowo.

Idź do oryginalnego materiału