Ranek zaczął się spokojnie. Odpaliłem silnik, sprawdziłem lusterka i spojrzałem na moją złocistą piękność na fotelu pasażera. Brysia zawsze uwielbiała jazdę samochodem siedziała cicho, patrzyła przez okno, czasem kładła głowę na moich kolanach. Posłuszna, mądra, nigdy nie sprawiała kłopotów.
No to co, Brysiu, ruszamy? uśmiechnąłem się, ruszając z miejsca.
Ona w odpowiedzi merdnęła ogonem, ale zamiast odwrócić się do okna, wpatrywała się we mnie uporczywie.
Po kilku minutach jej wzrok stał się niemal przeszywający. Siedziała z lekko przechyloną głową i nie spuszczała ze mnie oczu, jakby próbowała coś powiedzieć.
Hej, co jest? zaśmiałem się nerwowo. Zapomniałem włączyć kierunkowskaz?
W odpowiedzi zaszczekała. Nie krótkim, ostrzegawczym hau, ale głośno, natarczywie, jakby ze mną kłóciła.
Cicho, Brysiu syknąłem, zerka










