GŁÓD ŚCISKAŁ NAS BEZ LITOŚCI, ALE ON, KAŻDEJ NOCY, POD OSŁONĄ KSIĘŻYCA, UKRYWAŁ WORKI MĄKI, KTÓRE URATOWAŁY NASZE ŻYCIE.
Nazywam się Alicja Nowak, a mój ojciec, pan Jan, był człowiekiem niewielu słów, ale o sile, której nie złamałyby choćby najcięższe próby. Urodziłam się w latach 40., gdy powojenna bieda dusiła nas niczym niewidzialna pętla. Nędza była wszędzie, a głód — upiornym gościem, który zaglądał do każdego domu. Mieliśmy liczne rodzeństwo, a moja matka, wyczerpana, starała się wyczarować z niczym posiłek, który starczyłby dla wszystkich. Ojciec, zwykły robotnik, harował od świtu do nocy, ale często płaca była tak marne, iż ledwo starczało na chleb.
Pamiętam noce wypełnione ciszą, gdy burczenie w brzuchu zagłuszało choćby sen. Matka patrzyła w pustkę, udając, iż nie widzi naszego cierpienia. Ale ojciec… on wstawał po północy. Myśleliśmy, iż idzie do ustępu albo napić się wody. Nigdy nie pytaliśmy — byliśmy za mali, by zrozumieć grozę sytuacji, czy domyślić się jego tajemnicy.
Lata później, gdy życie wreszcie odsapnęło, a na stole pojawiło się więcej jedzenia, matka wyjawiła nam prawdę. W najgorszych latach głodu, gdy chleb był luksusem, ojciec każdej nocy, po całym dniu pracy, szedł kilometrami do opuszczonego młyna. Tam, pod osłoną ciemności, zdobywał — Bóg wie jak — niewielki worek mąki. Chował go w sekretnej skrytce w ogrodzie, i dzięki tej „dodatkowej” mące, matka mogła upiec choć trochę chleba lub ugotować zacierki, które dawały nam siłę, by przetrwać kolejny dzień.
On nigdy o tym nie mówił. Ani słowem nie wspomniał o niebezpieczeństwie, o skrajnym wyczerpaniu. Jego dłonie, spękane i twarde jak kamień, były jedynymi świadkami tego milczącego poświęcenia. Nie prawił nam kazań o nadziei — on ją upiekł w tym chlebie, ukradkiem wyrabianym z mąki. To nie była kradziona mąka. To była mąka z jego rozpaczy, przemieniona w miłość.
Mój ojciec uratował nas od głodu. Nie głośnymi słowami, ale codziennym, cichym czynem, powtarzanym noc za nocą. Dziś, gdy widzę łany pszenicy, przypominam sobie jego dłonie, które siały nie tylko ziarno, ale i nadzieję w sercach swoich dzieci.
„Największa miłość nie zawsze woła głośno. Czasem wyrasta w ciszy, by karmić nas o świcie.”