Tytułowa górka to w rzeczywistości
prawdziwa góra, Wodno, wznosząca się (kusi napisać: górująca,
ale zdanie wtedy było by strasznie pleonazmami naznaczone, a tych
unikam jak socjalizmu ognia) na południe od centrum Skopje –
choć oczywiście metaforyczny sens miana wpisu odnosi się do
sytuacji dzisiejszej Macedonii Północnej.
Krzyż Milenijny na Górze Wodno, jeden z najwyższych na Świecie |
Tak więc staliśmy
na szczycie – 1066 metrów n.p.m – u stóp trzydziestometrowego
Krzyża Milenijnego, symbolu chrześcijaństwa i podziwialiśmy
panoramę macedońskiej stolicy (oraz otaczających ją gór: Crnej
Gory, Jakupicy – ponad 2500 metrów czy, w oddali, Sar Planiny
sięgającej 2748 metrów w postaci Wierchu Tity, czyli Józefa
Broza; Macedonia jest krajem górskim). Widoki psuła niestety
pobliska betonowa konstrukcja, prawdopodobnie w budowie.
- Co to
takiego? - zapytałem znajomego.
- Wieża telewizyjna. Kiedy ją
ukończą ma być wyższa od krzyża – odparł – I będzie go też
trochę przysłaniać.
- interesujący przypadek – stwierdziłem.
-
To nie przypadek – odparł Skopiańczyk – Lokalizację wieży
wybrano specjalnie, a przegłosowano ją za sprawą muzułmańskich
Albańczyków. Dostali specjalne przywileje, drugi język urzędowy,
teraz to. Powoli przestajemy się czuć w naszym państwie jak w domu
– dodał gorzko.
Jeździec na koniu w centrum Skopje, powód międzynarodowego zamieszania. |
Cóż. O tym, iż Macedończycy są narodem
niezwykle gościnnym pisałem bodajże przy okazji opowiastki o
przespanym trzęsieniu ziemi, kiedy więc w nieodległej jeszcze
wtedy tak zwanej Nowej Jugosławii rozpoczęła się wojna domowa kraj
przyjął i ugościł tysiące uciekinierów – głównie
mieszkańców Kosowa. W Kosowie, jak to na Bałkanach, żyło – żyje
nadal – kilka narodów, najliczniejsi są wyznający islam kosowscy
Albańczycy (dla jasności zwani Kosowarami). Po ataku wojsk
Jugosławii na kosowskich separatystów i wojnie między Serbią a
UCK, Armią Wyzwolenia Kosowa wielu z tych Kosowarów uciekło –
nie do bratniej Albanii a do bogatszej Macedonii (Serbowie kosowscy,
uciekając przed czystkami etnicznymi, udali się na północ, na
tereny dzisiejszej Serbii i w mniejszym stopniu Czarnogóry). Po
zakończonych działaniach wojennych kosowscy Albańczycy nie wrócili
jednak do domów. Zostali w Macedonii i razem z miejscową albańską
mniejszością rozpoczęli walkę o emancypację. W końcu stanowili
już jakieś 25% ludności niewielkiej republiki. Albańskie partie
dostały się do parlamentu – a wady demokracji sprawiły, iż oto
mniejszość zdołała narzucić swą wolę większości – i tak
między innymi albański został drugim językiem urzędowym FYROM-u
(czyli Byłej Jugosłowiańskiej Republiki Macedonii, jak ówcześnie
nazywało się to państwo). prawdopodobnie pomogły też zamieszki wywołane
przez Kosowarów.
W końcu wypracowano jakiś modus operandi, a
sytuację w ostatnich latach uspokoiło też stanowisko Unii
E***pejskiej – organizacja ta, do której ku swojej zgubie aspiruje
Macedonia, wywarła presję na niewielką republikę, ogłaszając, że
nierozwiązana sytuacja z Albańczykami utrudni akces do wspólnoty.
Kosowarom i Albańczykom (prykaz poszedł, iż oba te kraje mają
negocjować z Berlinem Brukselą albo tylko wspólnie – albo wcale)
też zależy na obiecanych pieniądzach pompowanych w gospodarkę
(kosztem oczywiście tej tak urzekającej i w Macedonii i Albanii
wolności; ech, mówi Wieszcz, iż lepszy na swobodzie kąsek lada
jaki, niźli w niewoli przysmaki) więc sytuacja jakby się
uspokoiła.
Niemniej wchodząc na skopijską starówkę od strony
Uniwersytetu (niedaleko wspominanego przeze mnie karawanseraju, Kapan
An) można się poczuć jak w innej z bałkańskich stolic –
Tiranie.
Skanderbeg na skopijskiej starówce |
Pomnik narodowego albańskiego bohatera Skanderbega i
mural z najważniejszymi postaciami albańskiej historii. Zgadza się.
Nawet chyba ładniejsze to niż w Tiranie.
Centrum Tirany |
Zresztą jadąc ze
stolicy do turystycznego centrum kraju jedzie się przez – bardzo
malownicze – tereny zamieszkałe tylko li przez Albańczyków. Ich
głównym miastem jest Tetowo, leżące u podnóża Sar Planiny
kilkanaście kilometrów od granicy z Kosowem, i niecałe 50 od
Skopje (swoją drogą do najbliższego przejścia granicznego z
Republiką Kosowa ze Skopja jest jakieś 20 kilometrów; niewiele
dalej stąd do Serbii). Nie uświadczy się tam narodowych symboli
Macedończyków (ani tych oficjalnych, o czym niedługo) – pełno
za to czerwonych flag z czarnym, dwugłowym orłem – nie tylko
Rosja czy Serbia przyjęły za swój symbol bizantyjskiej dynastii
Paleologów. Kiedy już za - także dość albańskim – Gostiwarem
zjedzie się z autostrady (od ładnych kilku lat trasa szybkiego
ruchu przez góry buduje się – w tempie iście bałkańskim:
splantowane tereny podle Ochrydy zdążyły już porosnąć
niewielkim zagajnikiem, i trzeba było plantować je jeszcze raz) i
wjedziemy interior (przełęcz Straża, niedaleko Parku Narodowego
Mawrowo, niezłe miejsce) radzę zwrócić uwagę na znaki drogowe.
Na Bałkanach często pojawiają się tablice informacyjne w kilku
językach (bądź alfabetach) – a czerwona czy czarna farba
zamazująca którąś z wersji nazwy miejscowości świadczy o
niewygaszonych konfliktach.
Albański cmentarz w Zajas |
Przez całą też drogę towarzyszą
nam nowe albańskie meczety – stawiane z pieniędzy przysyłanych
przez kosowską i albańską diasporę. Cóż, koncepcja Wielkiej
Albanii przez cały czas gdzieś się jeszcze tli, zresztą gdyby zaspokoić
roszczenia terytorialne wszystkich bałkańskich narodów półwysep
musiałby być ze dwa, albo i trzy, razy większy.
Co zaś się
tyczy macedońskich muzułmanów – to oczywiście nie wszyscy są
Albańczykami. Część z nich na przykład identyfikuje się jako
Turcy, inni jako Boszniacy, Gorani czy po prostu Macedończycy wiary
mahometańskiej. I w każdym mieście znaleźć można nie tylko
meczety, ale i knajpki prowadzone przez owych muzułmanów:
najczęściej nie da się w nich kupić alkoholu, a toalety, w
związku z wymogami wiary, mają też elementy bidetu. Jest bowiem
islam elementem miejscowego kolorytu, choć roszczeniowa postawa
Kosowarów skutecznie zniechęca Macedończyków także do innych
wyznawców tej religii. Co ciekawe, zwykli ludzie zdają sobie sprawę
z tego dziedzictwa, w przeciwieństwie do oficjalnej polityki
państwa. Jak to powiedział mi spotkany w ochrydzkim barze (no,
takiej budzie, restauracji być może, serwującej specjały w typie
kebabczy) wskazując kineskopowy jeszcze telewizor:
- Ot,
pięćset lat byliśmy pod osmańską okupacją, a teraz w telewizji
tylko tureckie seriale dają.
Turecki meczet w Ochrydzie |
Było to kilka lat temu – kiedy
dopiero co serca polskich gospodyń domowych zaczynało podbijać
Wspaniałe Stulecie – dzisiaj odrzekłbym, iż u nas okupacji nie
było, a też pełno leci. Ale rozpisałem się, a Macedończycy pod
górkę mają nie tylko z powodu Albańczyków. Wystarczy zajrzeć do
Ochrydy.
Jezioro Ochrydzkie |