Po zajęciach tańca córka oznajmiła, iż będzie miała nową mamę – swoją trenerkę

newsempire24.com 10 godzin temu

Pewnego wieczoru po zajęciach tanecznych moja pięcioletnia córka oznajmiła, iż będzie miała nową mamę – swoją trenerkę tańca. Starałam się zachować spokój, ale jej słowa nie brzmiały jak żart. Im więcej mówiła, tym wyraźniej czułam, iż dzieje się coś za moimi plecami… coś, o czym choćby nie śmiałam pomyśleć.

Zrezygnowałam z marzeń dla córki. Od dziecka marzyłam, by zostać profesjonalną tancerką. Uwielbiałam muzykę, grację ruchów, błysk kostiumów. Taniec sprawiał, iż czułam się wolna, jakbym potrafiła latać. Przez chwilę wydawało się, iż moje marzenie się spełnia.

Brałam udział w lokalnych konkursach, ciężko pracowałam. choćby po ślubie z Robertem chodziłam na zajęcia, trzymając się nadziei.

Nie planowaliśmy dziecka tak szybko, ale życie nas zaskoczyło. Gdy dowiedziałam się, iż jestem w ciąży, wszystko się zmieniło.

Priorytety uległy przewartościowaniu. Przestałam tańczyć, myśląc, iż to tylko na chwilę. ale gdy urodziła się Zosia, stało się jasne, iż nie wrócę. Czas, energia, szanse – wszystko przepadło. Teraz byłam mamą.

Ale nie żałowałam ani przez moment. Zosia była najlepszym, co mnie spotkało. Jej małe rączki, szerokie oczy, sposób, w jaki mówiła „Mamo” – napełniała moje serce w sposób, w jaki taniec nigdy nie potrafił.

Kochałam ją bardziej, niż myślałam, iż można kochać drugą osobę.

Lecz marzenia, choćby odłożone na bok, wciąż w nas żyją. Głęboko wierzyłam, iż kiedyś Zosia też pokocha taniec.

Dlatego gdy pewnego dnia powiedziała, iż chce chodzić na zajęcia po tym, jak Robert pokazał jej moje nagrania, omal nie rozpłakałam się. Zapisałam ją jeszcze tego samego dnia.

Ale niedługo zauważyłam, iż Robert się zmienił. Był zdystansowany, zostawał w pracy do późna, milczał po powrocie.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Spojrzałam na niego przez stół i zapytałam: „Nie chcesz, żeby Zosia tańczyła?”

Wyglądał na zaskoczonego. „Nie. Dlaczego tak myślisz?”

„Zachowujesz się inaczej. Wracasz późno. Nie rozmawiasz ze mną jak kiedyś. Jesteś gdzie indziej.”

Westchnął. „Kamila, nie ma się czym martwić.”

„Jest,” odparłam. „Nie mówisz już, co robisz w pracy. Jemy w milczeniu. Unikasz mojego wzroku.”

Oparł się na krześle. „Po prostu dużo pracuję. To wszystko.”

„Wiem, iż nigdy nie lubiłeś tańca,” powiedziałam. „Nigdy ze mną nie tańczyłeś. choćby na naszym ślubie. Na imprezach też nie. Zawsze to ignorowałam. Ale teraz ci to przeszkadza. Może nie chcesz, żeby Zosia też tańczyła.”

Potrząsnął głową. „To nieprawda. Lubię, gdy jest szczęśliwa. Widzę, jak się uśmiecha po zajęciach.”

„To o co chodzi?” zapytałam. „Powiedz mi.”

Zawahał się. „Nic się nie dzieje. Za bardzo się przejmujesz. niedługo przestanę tak późno pracować.”

Wstał, podszedł i przytulił mnie. Pogłaskał mnie po głowie, jak dawniej. Zamknęłam oczy, ale w piersi wciąż czułam niepokój. Coś było nie tak.

Po tej rozmowie wydawało się, iż sytuacja się poprawiła. Robert wracał wcześniej. Mniej pracował, więcej rozmawiał. Znów opowiadał drobiazgi – co jadł na obiad, kto powiedział coś zabawnego w pracy, iż korki były koszmarne. Odpoczęłam.

Myślałam, iż może przesadziłam. Może naprawdę tylko ciężko pracował i potrzebował przestrzeni. Chciałam w to wierzyć. Naprawdę.

Aż pewnego popołudnia wzięłam jego telefon, żeby sprawdzić przepis. Mój się rozładował, a spieszyło mi się.

Gdy zaczęłam pisać, pojawiła się lista niedawnych transakcji. Dziwne płatności. Bez nazw. Tylko kwoty i kody. Zamroziło mnie. Robert zawsze mówił, gdy coś kupował. Zawsze.

Był typem człowieka, który dzwonił i pytał, czy czegoś potrzebuję, gdy był w sklepie. Więc co to było?

Przypomniałam sobie, iż zbliżała się rocznica. Może planował niespodziankę? Wyjazd? Prezent? To tłumaczyłoby tajemnicze płatności.

Chciałam w to uwierzyć, więc następnego ranka, gdy wyszedł do pracy, postanowiłam poszukać prezentu. Wiedziałam, iż to nielojalne, ale nie mogłam się powstrzymać.

Najpierw zajrzałam do jego gabinetu. Przeszukałam szuflady, półki, papiery. Nic.

Potem otworzyłam szafę w sypialni. Wszystko było poskładane, jak zawsze. Ale jedna koszula leżała w kącie.

Podniosłam ją. Błyszczyki. Różowe, lśniące brokaty. Takie, jakich używają do makijażu scenicznego.

Ja nie mam niczego takiego. Stałam tam, trzymając koszulę, i jedna myśl uderzyła mnie jak grom: Gdzie on, u diabła, był?

Sięgnęłam po telefon i napisałam: Jak tylko wrócisz, musimy poważnie porozmawiać.

Zostawiłam koszulę na łóżku. Nie mogłam na nią patrzeć. Pojechałam po Zosię do przedszkola. Starałam się być spokojna, ale dłonie trzęsły mi się na kierownicy. Głos córki przywrócił mnie do rzeczywistości.

Wsiadła do samochodu z uśmiechem i zaczęła opowiadać o swoim dniu. Pokazała mi rysunki – bazgroły domów, serduszek i ludzików. Opowiadała, jak Ola nie chciała się podzielić kredkami i jak Tomek płakał, bo ktoś zabrał mu przekąskę. Przedszkolne dramaty.

Cały świat małych ludzi z wielkimi emocjami. Kiwałam głową i uśmiechałam się, gdy trzeba, ale myśli wirowały.

Gdy wróciliśmy do domu, Zosia zapytała: „Dzisiaj mam zajęcia?”

Zawahałam się. „Nie wiem, czy tata będzie mógł cię zawieźć.”

Jej buzia opadła. „Ale dlaczego? Ja bardzo chcę iść!”

Spojrzałam na nią. Moja słodka dziewczynka. Jej oczy pełne nadziei. Nie mogłam jej zawieść.

Napisałam do Roberta: Nieważne. Porozmawiamy, jak wrócisz z Zosią z zajęć.

Gdy przyszedł, nie odezwałam się ani słowem. Nie mogłam na niego spojrzeć. Podałam mu torbę Zosi i odwróciłam się. Nie zapytał o nic. Wziął ją i wyszedł.

Gdy drzwi się zamknęły, zaczęłam chodzić po mieszkaniu. Do kuchni

Idź do oryginalnego materiału