Pewnego wieczoru po zajęciach tanecznych moja pięcioletnia córka oznajmiła, iż będzie miała nową mamę swoją trenerkę tańca. Starałem się zachować spokój, ale jej słowa nie brzmiały jak żart. Im więcej mówiła, tym bardziej było jasne, iż dzieje się coś za moimi plecami coś, na co choćby nie śmiałem się przygotować.
Zrezygnowałem z marzenia dla mojej córki. Od dziecka marzyłem o karierze zawodowego tancerza. Uwielbiałem muzykę, grację ruchów, blask kostiumów. Taniec sprawiał, iż czułem się żywy, jakbym unosił się w powietrzu. Przez jakiś czas wydawało się, iż jestem na dobrej drodze.
Brałem udział w małych konkursach i ciężko pracowałem, by się rozwijać. choćby po ślubie z Krzysztofem wciąż chodziłem na zajęcia, trzymając się marzenia.
Nie planowaliśmy tak gwałtownie mieć dziecka, ale życie nas zaskoczyło. Gdy dowiedziałem się, iż będziemy rodzicami, wszystko zmieniło się z dnia na dzień.
Moje priorytety się przesunęły. Przestałem tańczyć, myśląc, iż to tylko na chwilę. Ale gdy na świat przyszła Zosia, stało się jasne, iż nie wrócę już na parkiet. Czas, energia, szanse wszystko to przepadło. Teraz byłem ojcem.
Ale nie żałowałem ani przez chwilę. Zosia była najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła. Jej małe rączki, wielkie oczy, sposób, w jaki mówiła Tatusiu wypełniała moje serce w sposób, w jaki taniec nigdy nie potrafił.
Kochałem ją bardziej, niż myślałem, iż można kochać drugą osobę.
Ale marzenie, choćby odłożone na bok, wciąż w tobie żyje. I głęboko w środku miałem nadzieję, iż Zosia kiedyś też pokocha taniec.
Dlatego gdy pewnego dnia powiedziała, iż chce zacząć lekcje tańca po tym, jak Krzysztof pokazał jej moje dawne występy, o mało nie rozpłakałem się. Zapisałem ją jeszcze tego samego dnia. Już tydzień później zaczęła.
Ale niedługo zauważyłem, iż Krzysiek zachowuje się inaczej. Był zdystansowany, ciągle zostawał w pracy późno, a kiedy wracał, milczał.
Pewnego wieczoru nie wytrzymałem dłużej. Spojrzałem na niego przez stół w kuchni i zapytałem: Jesteś przeciwko temu, żeby Zosia tańczyła?
Wyglądał na zaskoczonego. Nie. Dlaczego tak myślisz?
Zachowujesz się inaczej. Wracasz późno. Nie rozmawiasz ze mną jak dawniej. Jesteś gdzieś daleko.
Westchnął. Bartku, nie ma się czym martwić.
Ale jest powiedziałem. Nigdy nie mówisz już, co robiłeś w pracy. Jemy obiad w ciszy. Unikasz kontaktu wzrokowego.
Oparł się na krześle. Po prostu ostatnio dużo pracuję. To wszystko.
Wiem, iż nigdy nie lubiłeś tańca kontynuowałem. Nigdy ze mną nie tańczyłeś. choćby na naszym ślubie. Ani na imprezach. Zawsze to ignorowałem. Ale może teraz ci to przeszkadza. Może nie chcesz, żeby Zosia też tańczyła.
Pokręcił głową. To nieprawda. Lubię, gdy jest szczęśliwa. Widzę, jak się uśmiecha po treningach.
To o co chodzi? spytałem. Proszę, po prostu powiedz.
Zawahał się. Nic się nie dzieje. Za dużo myślisz. niedługo przestanę tak późno pracować.
Wstał, podszedł i przytulił mnie. Pogłaskał mnie po głowie, jak to kiedyś robił. Zamknąłem oczy. Ale w środku wciąż czułem, iż coś jest nie tak.
Po tej rozmowie sytuacja wydawała się poprawiać. Krzysiek zaczął wracać wcześniej. Nie zostawał tak długo w biurze, więcej opowiadał po powrocie. Mówił o drobiazgach co jadł na obiad, kto powiedział coś śmiesznego w pracy, iż znów były korki. Zacząłem oddychać z ulgą.
Pomyślałem, iż może przesadziłem. Może naprawdę tylko ciężko pracował i potrzebował przestrzeni. Chciałem w to wierzyć. Naprawdę.
Aż pewnego popołudnia wziąłem jego telefon, żeby sprawdzić przepis. Mój się rozładował, a spieszyłem się.
Gdy wpisywałem hasło, wyskoczyła lista ostatnich transakcji. Dziwne płatności. Bez nazw. Bez sklepów. Tylko kwoty i kody. Zamarłem. Krzysiek zawsze mówił mi, gdy coś kupował. Zawsze.
Był typem człowieka, który dzwonił, żeby zapytać, czy czegoś potrzebuję, gdy był w sklepie. Więc co to było?
Wpatrywałem się w ekran. Potem przypomniałem sobie, iż zbliżała się rocznica. Może planował niespodziankę? Wyjazd? Prezent? To mogłoby tłumaczyć te tajemnicze płatności.
Chciałem w to wierzyć, więc następnego ranka, gdy wyszedł do pracy, postanowiłem poszukać prezentu. Wiedziałem, iż nie powinienem. To było podstępne. Ale nie mogłem się powstrzymać.
Najpierw zajrzałem do jego gabinetu. Przeszukałem szuflady, półki z książkami, dokumenty. Nic.
Potem otworzyłem szafę w sypialni. Wszystko było poskładane, jak zawsze. Ale jedna koszula leżała w kącie.
Podniosłem ją. Brokat. Różowy, błyszczący brokat. Takiego używa się do makijażu ciała.
Ja niczego takiego nie mam. Stałem tak, trzymając tę koszulę, i jedna myśl uderzyła mnie z siłą: Gdzie on, do cholery, był?
Chwyciłem telefon i napisałem: Jak tylko wrócisz, musimy poważnie porozmawiać.
Położyłem koszulę na łóżku. Nie mogłem już jej dotknąć. Potem pojechałem odebrać Zosię z przedszkola. Starałem się zachować spokój, ale moje ręce drżały na kierownicy. Głos córki przywołał mnie do rzeczywistości.
Wskoczyła do samochodu z szerokim uśmiechem i zaczęła opowiadać o swoim dniu. Pokazała mi rysunki domy, serduszka i ludziki z patyków.
Mówiła, jak Ola nie chciała się podzielić kredkami i jak Tomek płakał, bo ktoś zabrał mu przekąskę. Przedszkolne dramaty. Cały świat małych ludzi z wielkimi emocjami. Kiwałem głową i uśmiechałem się, gdy tylko mogłem, ale mój umysł wciąż wirował.
Gdy wróciliśmy do domu, Zosia zapytała: Mam dzisiaj taniec?
Zawahałem się. Nie wiem, czy tata będzie mógł cię zawieźć.
Jej buzia się skrzywiła. Ale dlaczego? Bardzo chcę iść!
Spojrzałem na nią.