Po tym, jak Greta ugryzła lekarza – szokujące wydarzenie w polskiej przychodni

polregion.pl 1 dzień temu

Po tym jak Gretka ugryzła lekarza, na sali szpitalnej zapadła ciężka cisza. Kobieta, wciąż leżąca na łóżku, zawołała słabym głosem:

Proszę, nie karzcie jej ona nie chciała zrobić nic złego

Ale wszyscy byli zbyt zaskoczeni, by cokolwiek powiedzieć. Gretka, choć spięta, nie wydawała się już agresywna. Stała między łóżkiem a drzwiami sali, patrząc na lekarzy dużymi oczami, jakby chciała im coś ważnego przekazać.

Jeden z lekarzy, starszy wiekiem, zauważył:

Możliwe, iż ona coś wyczuła.

Ta uwaga, rzucona niemal żartobliwie, została jednak potraktowana poważnie. Pod wpływem impulsu postanowili powtórzyć badania kobiety przed operacją.

Wyniki nowych badań wstrząsnęły zespołem medycznym: guz przemieścił się niebezpiecznie blisko ważnego splotu nerwowego. Każdy pośpieszny zabieg mógłby doprowadzić do paraliżu. Gretka nie zareagowała przypadkowo jej instynkt uratował życie pani.

Operację przełożono, a plan całkowicie zmieniono. Zamiast szybkiej interwencji przygotowali precyzyjną mikrochirurgię. Szanse na sukces, wcześniej wynoszące zaledwie 20%, podwoiły się.

Następnego ranka kobieta długo patrzyła na śpiącą Gretkę, która trzymała pysk na krawędzi łóżka.

Gdyby nie ty może dziś już by mnie tu nie było.

Zabieg trwał prawie siedem godzin. Była to jedna z najtrudniejszych operacji w klinice, ale chirurdzy usunęli guz całkowicie. Gdy kobieta ocknęła się z narkozy, pierwsze, co zobaczyła, była Gretka, wpatrująca się w nią uważnie wilgotnymi oczami.

Czekałaś jak zawsze, byłaś przy mnie.

Dni rekonwalescencji były ciężkie, ale Gretka nie odstępowała jej na krok. Towarzyszyła jej do łazienki, dopingowała, gdy stawiała pierwsze kroki, ogrzewała dłonie, gdy ból stawał się nie do zniesienia. Kobieta czuła, iż ta miłość pomaga jej wrócić do zdrowia.

Po miesiącu wypisano ją do domu. Lekarze byli pod wrażeniem nie tylko jej postępów, ale też niezwykłej więzi między nimi.

Mieliśmy pacjentów, którzy zdrowieli dzięki lekom. Ona wyzdrowiała także dzięki miłości powiedział jeden z lekarzy.

Historia trafiła do mediów. Dziennikarze, blogerzy, naukowcy wszyscy mówili o psie, który wyczuł raka. Ale kobieta tylko się uśmiechała i mówiła prosto:

Nie wyczuła raka. Wyczuła, iż jestem w niebezpieczeństwie. I chroniła mnie, jak zawsze.

Minęły miesiące kontroli. Kobieta znów zaczęła chodzić, gotować, wychodzić z Gretką do parku. Guz nie powrócił. Każde badanie przynosiło dobre wieści.

Pewnego dnia zaproszono ją na konferencję o więzi między człowiekiem a zwierzęciem. Weszła nieśmiało na scenę, z Gretką u boku. Opowiedziała swoją historię prosto, bez patosu.

Nie byłam gotowa odejść. I myślę, iż Gretka to wiedziała. Ona nie jest tylko psem. Jest moją rodziną. Moim wybawieniem. Moim sercem.

Publiczność nagrodziła ją owacją na stojąco. Niektórzy płakali. Gretka, spokojna, usiadła u nóg pani, jakby rozumiała, iż nie zrobiła nic niezwykłego. Po prostu to, co było trzeba.

Dziś kobieta i Gretka żyją w małym, spokojnym domu. Każdego ranka budzą się razem. Każdego wieczoru zasypiają obok siebie. Każdy dzień to błogosławieństwo. A w sercu kobiety nie ma końca wdzięczność nie tylko za to, iż żyje, ale iż nie była sama, gdy najbardziej tego potrzebowała.

Idź do oryginalnego materiału