Po spotkaniu z ojcem mój syn oznajmił, iż mnie już nie kocha.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Po spotkaniu z ojcem mój syn oświadczył, iż już mnie nie kocha

Kiedy dwa lata temu rozstaliśmy się z mężem, wydawało mi się, iż zrobiliśmy to po ludzku. Bez awantur, bez krzyków. Po prostu już nie byliśmy razem szczęśliwi. Nie zabraniałam mu widywać się z synem – wręcz przeciwnie, zawsze powtarzałam, iż dziecko potrzebuje ojca. Chciał odwiedzać – proszę bardzo. Chciał zabierać do siebie – niech będzie, byle tylko Wojtkowi było dobrze.

Nasz Wojtuś ma teraz siedem lat. Właśnie skończyły się ferie jesienne, a były mąż nalegał, aby spędził je u niego. Nie protestowałam. choćby się ucieszyłam – pomyślałam, iż niech mają trochę czasu dla siebie. Przecież to ważne.

Ale już po kilku dniach zaczęłam coś podejrzewać. Dzwoniłam do Wojtusia, ale nie odbierał. Telefon chwytał albo były mąż, albo jego mama, moja była teściowa, i za każdym razem słyszałam to samo: *„Wojtuś jest na dworze”*, *„bawi się”*, *„nie może teraz podejść”*.

Zaniepokoiło mnie to. W końcu jestem matką. Mam prawo porozmawiać z synem, usłyszeć, jak się czuje. Dlaczego ukrywali przede mną jego głos, jego emocje? Co się tam działo?

Kiedy ferie się skończyły, były mąż przywiózł Wojtka do domu. Otworzyłam drzwi i od razu wiedziałam – coś jest nie tak. Był inny. Nienaturalnie cichy, wzrok pusty, wargi zaciśnięte. To nie było zwykłe zmęczenie. To była uraza.

Przysiadłam obok, położyłam rękę na jego ramieniu.

— Wojtuniu, kochanie, jak tam? Wszystko w porządku? Tęskniłam… — chciałam go przytulić.

Ale on gwałtownie się odsunął i, nie patrząc mi w oczy, powiedział:

— Już cię nie kocham.

Czy kiedykolwiek słyszałaś, jak pęka serce? W tamtej chwili usłyszałam. Poczułam. Powiedział to spokojnie, ale w tych czterech słowach było tyle zimna, jakby wypowiadał je obcy człowiek.

Zaparło mi dech. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Dopiero późnym wieczorem spróbowałam delikatnie porozmawiać. I wtedy on się otworzył.

Powiedział, iż u taty i babci słyszał o mnie wiele złego. Że niby jestem wredna, iż im przeszkadzam, specjalnie robię im na złość, iż *„to przez ciebie tata cierpi”*. Dosłownie wyprało mu mózg.

Słuchałam tego, a ręce trzęsły mi się jak galareta. Jak można tak robić z siedmiolatkiem? Z własnym dzieckiem? Z wnukiem? Co ja im złego zrobiłam? Nigdy nie nastawiałam Wojtka przeciwko nim, nigdy nie mówiłam źle o jego ojcu. Chroniłam go przed naszymi dorosłymi ranami.

A oni? Ukradli mu wiarę w matkę.

Od tamtej pory nie pozwalam Wojtkowi jeździć do ojca. Tak, wiem, to brzmi radykalnie, ale muszę chronić swoje dziecko. Nie pozwolę już nikomu ranić jego psychiki.

Jestem jego matką. I nie oddam syna tym, którzy z taką łatwością sieją w nim nienawiść. Niech najpierw nauczą się być ludźmi. Wtedy… może pomyślę, czy dać im jeszcze szansę.

Idź do oryginalnego materiału