“Po śmierci partnera połowę naszego domu dostała jego matka. Tak się kończy życie na kocią łapę”

parkerauctionservicellc.com 5 miesięcy temu

“To pewnie banał, ale warto uczyć się na cudzych błędach. Ja dopiero teraz wiem, jaka byłam głupia. Żyłam bez ślubu, bo wydawało mi się, iż papierek nie jest do niczego potrzebny. Guzik prawda! Wypadek partnera udowodnił, iż byłam w wielkim błędzie. On zmarł i nagle okazało się, iż jako konkubina nie mam do niczego praw! Zostałam na lodzie, a jego matka zaciera ręce”.

Żyłam bez ślubu

Z Grzesiem poznaliśmy się u znajomych. Oboje mieliśmy już spory bagaż. Łączyła nas trudna przeszłość. Można powiedzieć, iż zostaliśmy zeswatani. Moja dobra znajoma wiedziała, iż nie mam szczęścia do facetów i razem z mężem przypomnieli sobie, iż znają takiego jednego, który będzie dla mnie idealny. Oczywiście uknuli wszystko tak, iż niczego się nie domyśliliśmy. Prawdę powiedzieli nam po czasie, jak zakochaliśmy się w sobie bez pamięci.

Budując wspólne życie, wiedzieliśmy jedno, nie chcemy popełnić błędów naszych rodziców. Oboje pochodzimy z dość dysfunkcyjnych rodzin. W dorosłość wkroczyliśmy samodzielnie, bez żadnego wsparcia bliskich. Żadne z nas nie poszło na studia, bo wierzcie mi, to nie takie proste dla ludzi, którzy muszą się mierzyć ze wszystkim w pojedynkę.

Choć łatwo nie było, daliśmy radę. Grzesiek miał fach w ręku. Skończył technikum elektryczne i był szanowanym specjalistą. Początkowo pracował u kogoś, z czasem założył własną firmę i zatrudniał kilka osób. Naprawdę godnie zarabiał. Ja od lat pracuje w tym samym sklepie, ale doszłam do kierowniczego stanowiska i też nie narzekam na zarobki.

Nigdy nie zależało nam na ślubie. Wydawało się, iż papierek jest nam niepotrzebny do niczego. Zresztą mieliśmy trochę spaczony obraz małżeństwa. Patrząc na naszych rodziców, którzy byli ze sobą, choć nie powinni, nie bardzo chcieliśmy iść w ich ślady.

Po śmierci partnera połowę naszego domu dostała jego matka

Spełniliśmy swoje wielkie marzenie i wybudowaliśmy dom. Oczywiście kosztowało nas to mnóstwo wyrzeczeń. Kilka lat odmawialiśmy sobie wszystkiego, Grzesiek wykańczał wszystko sam po godzinach, ale udało się. Zbudowaliśmy mały domek bez kredytu.

Okrutny los sobie z nas zakpił. Szczęście przerwała nagła śmierć Grześka. Rozpędzony wariat spowodował wypadek, w którym zginął mój ukochany. Był jedyną bliską mi osobą. Mój świat się zawalił, a to był dopiero początek problemów.

Okazało się, iż jako konkubina nie mam prawa do niczego. Żadnej dokumentacji, dochodzenia praw, dowiedzenia się szczegółów wypadku. Według prawa byłam dla niego obcą osobą. Musiałam poprosić jego matkę o pomoc. Osobę, która przez całe życie choćby się nim nie interesowała. To ona pobrała zasiłek pogrzebowy, to ją musiałam prosić o załatwienie potrzebnych formalności. Najbardziej bolało mnie to, iż Grześ by sobie tego nie życzył. Niestety, nie było innego wyjścia.

Najgorsze zaczęło się chwilę później. Jedyną spadkobierczynią po moim zmarłym partnerze była jego matka. Ona ani myśli zrzec się połowy domu, które dostała w spadku. Grzesiek nie zostawił żadnego testamentu i jestem bez wyjścia. Gdybyśmy wiedzieli to wcześniej, wzięlibyśmy szybki ślub bez ceregieli. Teraz jest za późno, żeby cokolwiek zrobić. Serce mi pęka. Nie dość, iż straciłam miłość swojego życia, to jeszcze muszę oddać dorobek życia mojego Grzesia osobie, której szczerze nienawidził. Takie prawo.

Idź do oryginalnego materiału