Z Alą pobraliśmy się dość późno. Ja miałem wtedy trzydzieści cztery lata, ona trzydzieści dwa.
Szczerze mówiąc, nie było między nami wielkiej pasji czy miłości. Przynajmniej z mojej strony to był raczej chłodny rachunek.
Wcześniej kilka razy byłem w poważnych związkach z młodymi, pięknymi, pełnymi życia dziewczynami, ale żadna z tych relacji nie skończyła się ślubem.
Z czasem przekonywałem się, iż takie kobiety, po pierwsze, wymagają mnóstwa uwagi, po drugie, oczekują sporych nakładów finansowych, a po trzecie – nie mają nic przeciwko, gdy tę uwagę okazują im także inni mężczyźni. W pewnym momencie całkiem rozczarowałem się w kobietach i myślałem, iż nigdy się nie ożenię.
Aż spotkałem Alę. Wyglądała i zachowywała się tak, iż większość mężczyzn nazwałaby ją szarą myszką. Ja jednak od razu pomyślałem: to jest idealna kandydatka na żonę.
Ala była skromna, wycofana, małomówna. Pracowaliśmy w jednej firmie od kilku lat, ale do pewnego momentu choćby jej nie zauważałem.
Była nijaka, bezbarwna, przygaszona. Jasne blond włosy zawsze zebrane w kok, niemal zero makijażu, workowate biurowe garsonki. Jedynie duże, niebieskie oczy zwracały uwagę.
Nietrudno zgadnąć, iż nie była przyzwyczajona do męskiego zainteresowania. Na początku choćby wyglądała na wystraszoną, gdy zacząłem ją adorować. gwałtownie jednak między nami się ułożyło – zaczęliśmy się spotykać, a pół roku później wzięliśmy ślub.
I przez siedem lat ani razu nie żałowałem tej decyzji. Ala to ta kobieta, o której mówi się „idealna żona i matka”. Utrzymuje dom w czystości, gotuje fantastycznie, dogaduje się z moją mamą i starszą siostrą (a one obie mają ciężki charakter). Jest wspaniałą matką.
Ja też oczywiście dokładam swoją cegiełkę. Zarabiam więcej, więc utrzymuję rodzinę i od czasu do czasu zajmuję się naszym synem. Poza tym wykonuję typowo męskie obowiązki – powiesić półkę, wbić gwóźdź.
Do niedawna wszystko było spokojne i przewidywalne. Ala nigdy na nic nie narzekała.
Ale kilka miesięcy temu zauważyłem, iż zaczyna się zmieniać.
Najpierw schudła. Działo się to stopniowo, więc nie od razu to wychwyciłem. Gdy zapytałem – odpowiedziała, iż lekarz zalecił jej zrzucić nadwagę dla zdrowia.
Później zaczęła robić różne nowości z wyglądem. Najpierw przefarbowała się na blond. Muszę przyznać, iż wygląda pięknie – jej oczy stały się jeszcze bardziej wyraziste – ale wcześniej nigdy się nie farbowała!
Ala zaczęła ubierać się inaczej – bardziej modnie, kobieco. Potem zaczęła regularnie robić manicure, brwi, chodzić do kosmetyczki. Dzięki temu wygląda młodziej i teraz w pracy inni ludzie – kobiety i mężczyźni – sypią jej komplementami.
Ostatnio powiedziała, iż zapisała się na siłownię, bo chce być w formie. Zaczęła też chodzić na zajęcia z ceramiki i co chwilę przynosi do domu nowe kubki, talerze czy dzbany własnej roboty.
Nie mogłem zrozumieć, co się dzieje. Żartowałem: „Zwariowałaś na stare lata?”. Albo pytałem wprost. Na początku odpowiadała, iż robi to dla mnie. Odpowiadałem jej, iż mi wszystko jedno, jak wygląda. Potem zaczęła mówić, iż robi to dla siebie.
I wtedy zaczęło do mnie docierać, iż coś tu nie gra. Przecież żadna kobieta po czterdziestce nie bierze się nagle za siebie bez powodu. Zacząłem podejrzewać zdradę.
Tylko… z kim? Pracujemy w jednej firmie, znam jej zespół – same kobiety. Poza domem wychodzi tylko do przedszkola po syna, na jego zajęcia dodatkowe, do rodziców albo spotkać się z koleżankami, które też znam.
Kilka razy próbowałem ją śledzić. Albo źle wybierałem moment, albo ona jakoś wyczuwała moje podejrzenia, bo nie robiła nic podejrzanego. Czasami brała książkę z biblioteki i szła czytać do parku, czasami spacerowała bez celu po mieście, a raz choćby sama poszła do kina.
Nie rozumiem, co się dzieje z moją żoną. Zupełnie jej nie poznaję. Nie chciałbym, żeby okazało się, iż stała się taka sama jak te dziewczyny, z którymi kiedyś się spotykałem.
A najgorsze jest to, iż teraz to ja przy niej wyglądam jak szara mysz. Zapisałem się na siłownię, bo przez lata małżeństwa trochę przytyłem. Trzeba będzie też pójść do fryzjera i odświeżyć garderobę.