Po prostu taki los

twojacena.pl 13 godzin temu

**Po prostu taki los**

Kinga spieszyła się do domu. Pod stopami chlupało połową stopionego śniegu, a gdzie niegdzie kryły się jeszcze płaty lodu, przez co co chwila się ślizgała. Na jezdni stały kałuże, a przejeżdżające samochody ochlapywały gapiących się przechodniów brudną wodą. Kinga trzymała się z dala od krawędzi chodnika.

Gdy wreszcie dotarła do domu, plecy miała mokre od potu, a nogi ledwo ją niosły z przemęczenia — do tego przemoknięte po kostki. Od dawna powinna kupić nowe buty.

W przedpokoju osunęła się bez sił na puf. Zrzuciła buty i poruszyła palcami w mokrych rajstopach. Pomyślała, iż dobrze byłoby teraz napić się mocnej herbaty z cytryną, żeby nie rozchorować się. Zanim zdążyła postawić buty przy kaloryferze, w ścianę odezwało się stukanie. Tak mama wzywała Kingę — uderzała łyżką w rurę. Kinga westchnęła i poszła do jej pokoju.

— Co, mamo?
Matka zamruczała coś niewyraźnie.

— Byłam w pracy. — Kinga podeszła do łóżka i poprawiła zsunięty koc. Owionął ją zapach moczu. „Pielucha przepełniona” — zrozumiała.
Wyciągnęła nową z opakowania stojącego przy łóżku i odsunęła koc na bok. Walcząc z mdłościami od silnego zapachu, Kinga zmieniła matce pieluchę. Przez cały czas kobieta pojękiwała. Nie potrafiła już mówić.

— Już po wszystkim. Zaraz zrobię obiad i cię nakarmię. — Kinga podniosła z podłogi ciężką, zużytą pieluchę i wyszła z pokoju, ignorując mruczenie matki. Przyzwyczaiła się już nie narzekać i nie mieć do niej pretensji. To i tak nic nie zmieni, tylko jej samej będzie ciężej. Chciałaby chwilę usiąść, odpocząć, ale na taki luksus Kinga nie mogła sobie pozwolić. Matka co chwila stukała, wołając ją.

Kiedyś mieli normalną rodzinę. Ojciec kierował katedrą na uniwersytecie, mama zajmowała się domem i dziećmi, czekając na niego. Ale pewnego dnia wszystko się rozpadło. Kinga kończyła właśnie dziesiątą klasę, a jej brat Marek zaliczył sesję na trzecim roku studiów, gdy ojciec nagle zmarł.

Matka jednego z kandydatów próbowała wręczyć mu łapówkę, żeby pomógł jej synowi dostać się na studia dzienne. Ojciec przewodniczył komisji rekrutacyjnej. Był zasadniczy i uczciwy, nigdy nie nadużywał stanowiska.

Obrażona kobieta postanowiła się zemścić i doniosła na niego. Twierdziła, iż wziął pieniądze, ale jej syn i tak nie został przyjęty. Rozpoczęło się śledztwo. Serce ojca nie wytrzymało stresu — zmarł na zawał w drodze do szpitala.

Mama nie potrafiła pogodzić się z jego stratą i powoli traciła zmysły. Przestała zauważać Kingę i Marka, godzinami siedziała na kanapie, wpatrzona w jeden punkt. Potem nagle zrywała się do kuchni i zaczynała gotować kolację. Wciąż nie pogodziła się ze śmiercią męża, każdego dnia czekała na jego powrót z pracy.

Wcześniej dwa razy w tygodniu przychodziła do nich młoda kobieta, Ola, sprzątała mieszkanie i chodziła na targ po zakupy. Matka nie uznawała mięsa i warzyw ze sklepu. Po śmierci ojca musieli ją zwolnić. W rodzinie nikt poza nim nie pracował. Teraz domem zajmowała się Kinga. Dlatego matka traktowała ją jak służącą. Kinga zmęczyła się tłumaczeniem, iż jest jej córką. Mama uparcie nazywała ją Olą i wydawała rozkazy.

Oszczędności gwałtownie się skończyły, a i tak było ich niewiele. Matka nie umiała oszczędzać, kupowała sobie suknie i biżuterię. Była piękną kobietą, ojciec nigdy jej w niczym nie ograniczał.

Wcześniej często odwiedzali ich koledzy ojca z uniwersytetu. Do dziś mama kazała Kingi nakrywać odświętny stół i sama ubierała się elegancko na przyjęcie gości. Potem zapominała o wszystkim i krzyczała, iż Kinga narobiła za dużo jedzenia. Jedynym wytchnieniem była szkoła. Ale i z niej musiała zrezygnować.

To Marek pierwszy powiedział, iż Kinga powinna zacząć pracować. Gdyby on rzucił studia, od razu wzięliby go do wojska, a wtedy byłby jeszcze mniej pożyteczny. A tak skończy uniwersytet, znajdzie pracę i będzie pomagał Kingi finansowo.

W tamtym momencie ta decyzja wydawała się jedyną słuszną. Kinga porzuciła szkołę i zatrudniła się. Kiedyś ukończyła szkołę muzyczną i miała wielki talent. Kierowniczka przedszkola przyjęła ją do pracy. Do prowadzenia dziecięcych przedstawień wykształcenie Kingi wystarczało. A i tak mało kto chciał pracować za grosze.

Kinga mogła w ciągu dnia wpaść do domu i sprawdzić, co u mamy, gdy dzieci miały drzemkę. To rekompensowało niską pensję, z której większość szła na czynsz i leki dla matki.

Po studiach Marek wyjechał do pracy do Warszawy. gwałtownie zapomniał o obietnicy pomocy dla siostry i matki. Gdy Kinga prosiła o pieniądze na opiekunkę, odpowiadał, iż sam ledwo wiąże koniec z końcem w obcym mieście, płaci za wynajem i nie może pomóc.

Stosunki między rodzeństwem zawsze były napięte. Cała uroda przypadła Markowi: piwne, wyraziste oczy, gęste ciemne włosy, regularne rysy i wysoka postura. Rodzice pobrali się późno. Mama miała już ponad czterdzieści lat, gdy zaszła w ciążę z Kingą. Długo wahała się, czy ją zostawić.

Kinga urodziła się wątła i chorowita. Przy byle przeciągu dostawała gorączki i kataru. Rosła chuda i niepozorna, bardziej podobna do ojca — szare oczy, rzadkie, bez wyrazu włosy, cienkie usta i odstające uszy. Po matce nie odziedziczyła ani grama urody.

Mama patrzyła na nią z politowaniem. Kinga czasem miała wrażenie, iż gdyby matka wiedziała, jaka będzie, nie zdecydowałaby się na ciążę. Za to uwielbiała swojego przystojnego syna i była z niego dumna.

Tylko ojciec litował się nad Kingą i chwalił ją za muzyczne zdolności. Gotowa była godzinami grać etiudy i gamy, byle tylko usłyszeć jego pochwałę i poczuć, jak głaszcze ją po głowie. Ale ojciec umarł, a mama zapomniała o córce, traktując Kingę jak służącą.

Marek rzadko przyjeżdżał, a i to tylko na początku. Pewnego razu, po jego wyjeździe, Kinga zajrzała do szkatułki zDługo patrzyła na puste miejsce po rodzinnej biżuterii, a potem zamknęła szkatułkę z cichym postanowieniem, iż od dzisiaj będzie żyć tylko dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału