Po długich latach wychowywania dzieci, emerytura stała się dla niej ucieczką!

polregion.pl 2 dni temu

– Dzieci wychowali, a ledwie przeszła na emeryturę, od razu uciekła ode mnie, wyobrażasz sobie? – narzekał siwy mężczyzna w kapeluszu do swojego partnera od szachów.

Jesień właśnie zaczęła rozsypywać złote liście na podwórku. Pogoda była piękna. Oddychało się lekko i swobodnie.

Tak już było, iż latem emeryci spędzali całe dni w parku niedaleko ich bloku. Znaleźli sobie mały zakątek z trzema ławkami i spotykali się tam całe lato, gdy tylko upał ustępował.

Dobra tradycja nie zniknęła choćby z nadejściem chłodów. I tak siwowłosi mężczyźni wychodzili spędzać czas na ławkach przed blokiem.

– Tak po prostu uciekła? Może to nie ona, tylko ty jesteś winny? – uśmiechnął się szachowy rywal naprzeciwko. – Od dobrego mężczyzny się nie ucieka.

Stefan sam przeżył podobną sytuację kilka lat temu, więc rozumiał, gdzie może tkwić problem.

Siwy mężczyzna w kapeluszu podniósł wzrok na Stefana – jego oczy były tego samego koloru co włosy – i uśmiechnął się.

– Szach i mat, Stefanie. A co do żony… To na złość mi zrobiła! Wie, iż bez niej sobie nie poradzę, więc specjalnie tak postąpiła – żebym się przekonał.

Przed wyjściem powiedziała wyraźnie:

– Zmęczyło mnie, Kazimierzu, obsługiwanie ciebie! Nic sam nie potrafisz, więc odchodzę, żebyś zrozumiał, jak to jest.

Nawet nie powiedziała, dokąd poszła…

– I jak teraz, Kazimierzu? – zapytał Stefan, przypominając sobie własne uczucia.

– Źle… A adekwatnie smutno! Pierwszego dnia chciałem choćby świętować. Kupiłem choćby małą butelkę wódki… Przyniosłem, schowałem do lodówki, ale wyjąć nie miałem siły.

Nikt nie krzyczy, iż nie wolno, iż przecież nie śmiej. Wokół cisza. I od razu odechciało mi się wszystkiego. Taka tęsknota od razu mnie dopadła…

Stefan roześmiał się. Rozumiał Kazimierza. Sam przez to przeszedł. Dokładnie tak, jak opisał.

Kazimierz zamyślił się, patrząc na szachownicę.

Mężczyźni stojący obok obserwowali sytuację – jedni z zaciekawieniem, inni ze współczuciem.

W tym wieku nikt nie chciał zostać bez żony. Choć codzienność bywała trudna, to właśnie druga połowa dopełniała życie.

– A zadzwoń do niej, powiedz, iż zrozumiałeś, iż żałujesz – zaproponował nieco młodszy od reszty.

Kazimierz machnął ręką:

– Któż ją zrozumie? Co jej w ogóle trzeba?!

– Pamiętam – nagle odezwał się sąsiad Kazimierza z piątego piętra – jak będąc dzieckiem, pasłem kozy na łące. jeżeli któraś uciekała i nie chciała wracać, to przywabiałem ją marchewką. Ty też swoją przywab! Reszta jakoś się ułoży…

– Czym mam przywabiać?! – zaśmiał się Kazimierz. – Przecież ma wszystko, tu nie wolno się pomylić…

– A może ja zadzwonię, powiem, iż pięć razy już pukałem, a nikt nie otwiera? – zaproponował sąsiad z klatki.

– O! To to! – Kazimierz aż drgnął. – Wróci, przybiegnie od razu i pomyśli, iż coś się stało. A ja tu będę – kwiaty, tort!

Na tym mężczyźni się rozeszli…

Następnego dnia, zgodnie z umową, sąsiad z klatki – Wojciech – zadzwonił do żony Kazimierza i powiedział, iż od dawna go nie widział, a drzwi pozostają zamknięte.

Może coś się stało? Niech przyjeżdża…

Kazimierz nie tracił czasu. Od rana biegał po sklepach, kupił smakołyki. Potem wpadł do kwiaciarni po trzy goździki i pognał do domu.

– Uff, no i nalatałem się! Zmęczony… – pomyślał.

Uznał jednak, iż nie wypada przepraszać w dresach. PrzewPrzebrał się w swój szary garnitur, który żona kupiła mu na pogrzeb, i zaczął nakrywać do stołu, serce bijąc mocno na myśl, iż lada chwła zobaczy swoją ukochaną Jadzię z powrotem w domu.

Idź do oryginalnego materiału