Po czterech latach razem: On mnie poniżał z powodu nadwagi!

newsempire24.com 4 dni temu

Nazywam się Ania Nowak, mieszkam w mniejszym miasteczku Żyrardów, gdzie spokój ciągnie się pomiędzy starymi budynkami Mazowsza. Nigdy nie wyobrażałam sobie, iż moje życie zamieni się w taki koszmar. Rozstaliśmy się. Przez cztery lata i trzy miesiące dzieliłam z nim wszystko – radość, łzy, nadzieje. Teraz jestem sama, z sercem roztrzaskanym w drobny mak. Możecie powiedzieć: „I co z tego? Ludzie się rozstają każdego dnia”. To prawda, ale tego zdrady mu nie wybaczę – bolało jak nóż wbity w plecy.

Wszystko było niemal idealne. Oczywiście, zdarzały się kłótnie, ale nigdy nie przeradzały się w poważne awantury. Żyliśmy jak w bajce, aż los zadał mi prawdziwego kopniaka. Z powodu osobistych problemów zaczęłam przybierać na wadze. Nie twierdzę, iż byłam modelką z okładki, ale sylwetkę miałam zgrabną. Potem kilogramy gwałtownie się pojawiały, a mój chłopak – teraz były, Marcin – stał się moim oprawcą. Zaczął znęcać się nade mną, upokarzać mnie, jakbym była nikim.

Nie wstydził się kpić ze mnie przy innych. Pamiętam, jak na imprezie z przyjaciółmi, po kilku drinkach, głośno żartował z mojej “nadwagi”, wskazując palcem na boczki, a towarzystwo śmiało się w niebogłosy. Jego pijane wymówki nie zmywały bólu – czułam się zdruzgotana i żałosna. Ostatnie miesiące tonęłam w łzach częściej niż cieszyłam się słońcem. A przecież wiedział wszystko – znał każdy szczegół mojej tragedii. Mimo to dalej mnie gnoił, jakby byłam śmieciem pod jego stopami. Każde jego złośliwe słowo czyniło moje problemy jeszcze cięższymi, jeszcze bardziej nie do zniesienia.

Pewnego poranka już nie wytrzymałam. Oburzenie ścisnęło pierś, łzy dławiły, wykrztusiłam: „Wynoś się!” On choćby nie mrugnął – jakby czekał na tę chwilę. Milcząco zebrał rzeczy, trzasnął drzwiami i zniknął. Po czterech latach porzucił mnie samą – zdruzgotaną, tonącą we własnych problemach. Zostałam z pustką w sercu i pytaniami bez odpowiedzi. Może spotykał się z kimś innym? Nie zauważyłam niczego oczywistego – ani telefonów, ani tajemnych spotkań. Może już znalazł kogoś nowego – szczupłą, piękną, nie taką jak ja, przytłoczoną i złamaną?

Nie szukam waszych rad ani współczucia. Po prostu wylewam ból, który rozdziera mi duszę jak rozgrzane żelazo. Marcin zniszczył nie tylko moją miłość, ale i wiarę w siebie. Każde jego złośliwe spojrzenie, każde słowo o mojej wadze wbiło się w pamięć jak blizny. Nie zapomnę, jak śmiał się ze mnie przed innymi, jak patrzył z pogardą, jakbym przestała być kobietą w jego oczach. Wiedział, iż walczę z demonami wewnątrz, ale zamiast wsparcia wtłaczał mnie głębiej w błoto. I odszedł, nie oglądając się za siebie, zostawiając mnie w tym piekle.

Czasami wyobrażam go sobie z kimś innym – kimś lekkim jak powietrze, z wąską talią i dźwięcznym śmiechem. Może od dawna o takiej marzył, gdy ja tyłam od stresu i łez? Ta myśl dręczy mnie nocą, ale nie chcę znać prawdy – ona tylko bardziej miażdży. Przez cztery lata dawałam mu wszystko – miłość, ciepło, duszę – a on wyczyścił o mnie buty i odszedł do nowego życia. Zostałam sama z nadwagą, z bagażem żalu, z poczuciem, iż nie zasługuję na ani odrobinę szczęścia.

Ale przetrwam. Wiem, iż dam radę i to przezwyciężyć. Przez łzy, przez ból znajdę w sobie siłę, by się podnieść. Każdego dnia patrzę w lustro i nienawidzę odbicia – nie za kilogramy, a za to, iż pozwoliłam mu mnie tak złamać. On odszedł, a ja zostałam walczyć – z samą sobą, z przeszłością, z jego głosem w mojej głowie, który wciąż szepcze: „Nic nie jesteś warta”. Modlę się tylko o jedno: niech ten koszmar się skończy. Niech rany się zagoją, niech znów poczuję się żywa. Nie wybaczę mu, ale przeżyję to zdradę – dla siebie samej.

Idź do oryginalnego materiału