Po 60 Latach Małżeństwa Odkryłem, Że Moje Życie To Iluzja

newskey24.com 4 godzin temu

Po sześćdziesięciu latach małżeństwa odkryłem, iż całe moje życie było kłamstwem.

Kiedy moja żona, z którą spędziłem sześć dekad, odeszła, zrozumiałem, iż żyłem z kobietą, której wcale nie znałem.

Zawsze wierzyłem, iż jestem szczęśliwie żonaty z cudowną kobietą, która mnie kocha. Ale w wieku 82 lat dotarło do mnie, iż moje życie to jedna wielka iluzja, a ja nie znałem prawdziwej Elżbiety.

Elżbieta i ja pobraliśmy się, gdy miałem 22 lata, a ona 20. Była dla mnie całym światem. Marzyliśmy o dzieciach, ale gdy w wieku około trzydziestu lat postanowiliśmy je mieć, lekarze powiedzieli nam, iż to niemożliwe Elżbieta miała problem, którego w tamtych czasach nie dało się rozwiązać. Nie było jeszcze metody in vitro.

Zaproponowałem adopcję, ale Elżbieta stwierdziła, iż nie potrafiłaby pokochać cudzego dziecka. Przekonywałem ją, ale to niemal doprowadziło do jedynej poważnej kłótni w naszym małżeństwie. W końcu ustąpiłem. Kochałem ją ponad wszystko, więc poświęciłem się jej całkowicie, a swoją rodzicielską miłość przelałem na dzieci młodszego brata. Co zabawne, Elżbieta nie lubiła z nimi przebywać mówiła, iż to ją boli. Więc odwiedzałem ich sam.

To mój brat i jego synowie pomogli mi po śmierci Elżbiety. Pół roku później, z pomocą starszego bratanka, zacząłem porządkować jej rzeczy. Chcieliśmy oddać ubrania potrzebującym wiedziałem, iż tak by chciała.

Na dnie szafy znalazłem małe pudełko z pamiątkami: zasuszony kwiat z bukietu ślubnego, zdjęcia z podróży poślubnej, drobiazgi z rocznic i jeden list.

Bratanek podał mi go z uśmiechem: To chyba jakiś stary miłosny liścik, wujku Antonim. Zmarszczyłem brwi nigdy nie pisałem do Elżbiety listów, bo nigdy nie byliśmy rozdzieleni. Spojrzałem na kopertę była zaadresowana do mnie. Wyglądała na otwieraną wielokrotnie. Gdy rozwinąłem kartkę, zobaczyłem podpis: *Łucja*.

Łucja Nowak była moją pierwszą miłością. Byłem w niej szaleńczo zakochany, dopóki nie zobaczyłem, jak całuje mojego najlepszego przyjaciela. Pewnie dlatego związałem się z Elżbietą z rozpaczy, ale okazało się, iż to najlepsze, co mnie spotkało. Przynajmniej tak myślałem.

List był napisany prawie 55 lat temu. Miałem problem z odczytaniem, więc bratanek przeczytał go na głos: *Drogi Antoni, pewnie bardzo Cię to zaskoczy. Powinnam była napisać wcześniej, ale brakowało mi odwagi. Muszę wyznać tajemnicę, którą chciałam zabrać do grobu: urodziłam dziecko, Antoni. Nasze dziecko. Byliśmy wtedy tacy młodzi Gdy dowiedziałam się o ciąży, bałam się Twojej reakcji. Zwierzyłam się Stefanowi i spytałam, jak Ci to powiedzieć. Wtedy wyznał, iż mnie kocha, i pocałował. Wszedłeś i wpadłeś w szał. Nie chciałeś słuchać tłumaczeń. Myślałam, iż dasz mi czas, ale trzy miesiące później ożeniłeś się z inną. Postanowiłam uszanować Twój wybór. Wychowałam syna sama. Ale teraz, Antoni, mam raka. Antoni ma prawie sześć lat. To wspaniały chłopiec. Byłbyś z niego dumny. Czy Ty i Twoja żona moglibyście go przygarnąć? Nie mam rodziny gdy umrę, trafi do domu dziecka. Lekarze dają mi pół roku. Podaję numer zadzwoń i powiedz, co postanowiliście. Z miłością, Łucja.*

Łzy spływały mi po twarzy. Drżałem. Elżbieta ukryła to przede mną. Miałem syna, który został sam na świecie. Dlaczego mi nie powiedziała? List przyszedł mniej więcej wtedy, gdy rozmawialiśmy o adopcji. Pamiętałem, jak gorzko mówiła o cudzych dzieciach. Straciłem szansę na ojcostwo. Mój syn pewnie tułał się po rodzinach zastępczych, myśląc, iż go porzuciłem. Łucja umarła, wierząc, iż odrzuciłem ją i dziecko.

Elżbieta odebrała mi syna przez swoją zazdrość. Albo może nigdy nie chciała dzieci. Unikała bratanków czy to naprawdę tylko dlatego, iż ją bolało?

Zdałem sobie sprawę, iż Elżbieta, którą kochałem, nigdy nie istniała. Była tylko moim wyobrażeniem. A mój syn? Ma teraz z sześćdziesiąt lat. Pewnie jest dziadkiem. Wszystko mnie ominęło.

Bratanek postanowił mi pomóc. Odszukał w internecie Antoniego Nowaka we właściwym wieku. Okazało się, iż wierzył, iż go porzuciłem. Gdy wyjaśniliśmy sytuację i przesłaliśmy mu list, zgodził się na spotkanie. Przyszedł z najstarszym synem, przystojnym chłopakiem o imieniu Franciszek.

Antoni był podobny do Łucji, ale miał moje oczy i uśmiech. Od razu poczuliśmy więź. Jego rodzina przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Mam teraz trójkę wnuków i pięcioro prawnuków szósty w drodze. Najmłodsza wnuczka, Róża, mówi, iż to chłopiec i będzie miał na imię Antoni. Po mnie. W końcu mam rodzinę.

Czego nas to uczy?

1. Można spędzić całe życie z kimś i wcale go nie znać.
2. Nigdy nie jest za późno. Czasem życie zostawia najlepsze na koniec.

Opowiedzcie tę historię znajomym. Może ich rozjaśni ich dzień.

Idź do oryginalnego materiału