Po sześćdziesięciu latach małżeństwa odkryłem, iż całe moje życie było kłamstwem.
Gdy moja żona odeszła po sześciu dekadach wspólnego życia, zrozumiałem, iż żyłem w świecie iluzji, z kobietą, której w rzeczywistości nie znałem.
Zawsze wierzyłem, iż byłem szczęśliwym mężem wspaniałej kobiety, która mnie kochała. ale w wieku osiemdziesięciu dwóch lat dotarło do mnie, iż całe moje życie było oszustwem, a ja nigdy nie zrozumiałem prawdziwej natury mojej żony.
Helena i ja pobraliśmy się, gdy miałem dwadzieścia dwa lata, a ona dwadzieścia. Była moim całym światem. Marzyliśmy o dzieciach, ale gdy w późnych latach dwudziestych postanowiliśmy zostać rodzicami, lekarze oznajmili nam, iż to niemożliwe. W tamtych czasach nie było jeszcze zapłodnienia in vitro.
Zaproponowałem adopcję, ale Helena odparła, iż nie potrafiłaby pokochać dziecka innej kobiety. To niemal doprowadziło do jedynej poważnej kłótni w naszym małżeństwie. W końcu ustąpiłem. Kochałem ją ponad wszystko, więc poświęciłem się jej całkowicie, a miłość, którą chciałem dać dziecku, przelałem na dzieci mojego młodszego brata. Co ciekawe, Helena unikała spotkań z jego rodziną. Mówiła, iż to przypomina jej o tym, czego nie mogła mieć.
Gdy odeszła, to właśnie mój brat i jego synowie pomogli mi przetrwać ten trudny czas. Pół roku po jej śmierci, wraz z najstarszym siostrzeńcem, zabraliśmy się za porządkowanie jej rzeczy. W głębi szafy znalazłem niewielkie pudełko. Były w nim drobiazgi z naszego wspólnego życia zasuszony kwiat z jej welonu, fotografie z podróży poślubnej, pamiątki z rocznic i jeden stary list.
To chyba jakiś miłosny list, wujku Antonim powiedział siostrzeniec, podając mi kopertę. Zmarszczyłem brwi. Nigdy nie pisałem Helenie listów, bo nigdy się nie rozstawaliśmy. Spojrzałem na adres list był skierowany do mnie, a koperta nosiła ślady częstego otwierania. Gdy rozwinąłem papier, ujrzałem podpis: *Lidia*.
Lidia Nowak była miłością mojej młodości. Zakochałem się w niej bez pamięci, aż do dnia, gdy zastałem ją całującą się z moim najlepszym przyjacielem. Wtedy, zraniony, zwróciłem się ku Helenie. Myślałem, iż to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała. Ale jak bardzo się myliłem.
Oczy już mi nie służyły, więc siostrzeniec przeczytał list na głos: *Drogi Antoni, pewnie ten list będzie dla Ciebie szokiem. Powinnam była napisać wcześniej, ale brakowało mi odwagi. Okoliczności zmusiły mnie do wyjawienia tajemnicy, którą chciałam zabrać do grobu: miałam dziecko, Antoni. Nasze dziecko. Byliśmy wtedy tak młodzi Gdy odkryłam, iż jestem w ciąży, bałam się Twojej reakcji. Zwróciłam się więc po radę do Stefana, a on wyznał mi miłość i pocałował. Właśnie wtedy wszedłeś i w gniewie odmówiłeś wysłuchania wyjaśnień. Dałam Ci czas, ale po trzech miesiącach ożeniłeś się z inną. Postanowiłam uszanować Twój nowy związek i wychować naszego syna sama. Nie przewidziałam jednak, iż zachoruję na raka. Antoni ma już prawie sześć lat. Jest cudownym chłopcem. Czy Ty i Twoja żona zechcecie przyjąć go jak własne dziecko? Nie mam rodziny, a gdy umrę, trafi do sierocińca. Lekarze dają mi pół roku. Proszę, zadzwoń. Zawsze Twoja, Lidia.*
Łzy spływały mi po twarzy. Drżałem. Przez całe życie miałem syna chłopca, który pozostał sam na świecie, bo Helena ukryła przede mną prawdę. Przypomniałem sobie, iż list musiał nadejść w czasie, gdy rozmawialiśmy o adopcji. Wtedy też Helena powiedziała z goryczą, iż nigdy nie pokocha cudzego dziecka.
Straciłem szansę, by być ojcem. Mój syn, teraz już sześćdziesięcioletni mężczyzna, prawdopodobnie tułał się po rodzinach zastępczych, wierząc, iż go porzuciłem. A Lidia umarła, myśląc, iż odrzuciłem ją i nasze dziecko.
Czy Helena zrobiła to z zazdrości? A może nigdy nie chciała dzieci? Unikała nie tylko moich siostrzeńców, ale wszystkich maluchów. Mówiła, iż to przypomina jej o porażce, ale czy to była cała prawda?
Zdałem sobie sprawę, iż Helena, którą kochałem, nigdy nie istniała. Była tylko wytworem moich marzeń. Tymczasem mój syn, Antoni, mógł mieć już własne wnuki.
Siostrzeniec postanowił pomóc mi go odnaleźć. Po długich poszukiwaniach trafiliśmy na Antoniego Nowaka mężczyznę we właściwym wieku. Gdy wysłaliśmy mu list i wyjaśniliśmy wszystko, zgodził się na spotkanie. Przyszedł z najstarszym synem, przystojnym młodzianem o imieniu Franciszek.
Antoni miał rysy Lidii, ale moje oczy i uśmiech. Od razu poczułem tę więź obaj pragnęliśmy ojca i syna. On i jego rodzina przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Mam teraz trójkę wnuków i pięcioro prawnuków, a szósty jest w drodze. Najmłodsza wnuczka, Rozalia, mówi, iż to chłopiec i będzie miał na imię Antoni. Wreszcie, po latach, znalazłem rodzinę.
Czego nas to uczy?
1. Można żyć u boku kogoś całe życie i nigdy go nie poznać.
2. Nigdy nie jest za późno. Czasem najlepsze przychodzi na samym końcu.