Po 60 latach małżeństwa odkryłam, iż całe moje życie to iluzja

newsempire24.com 3 dni temu

Po sześćdziesięciu latach małżeństwa odkryłem, iż całe moje życie było kłamstwem.

Gdy moja żona, z którą przeżyłem sześć dekad, odeszła nagle z powodu zawału serca, zrozumiałem, iż przez cały ten czas żyłem z kobietą, której tak naprawdę nie znałem.

Miałem 82 lata, gdy dotarło do mnie, iż wszystko, w co wierzyłem, było iluzją. Zofia i ja pobraliśmy się, gdy miałem 22 lata, a ona 20. Była całym moim światem.

Zawsze marzyliśmy o dzieciach, ale gdy w wieku około trzydziestu lat postanowiliśmy zostać rodzicami, lekarze powiedzieli nam, iż Zofia ma problem, którego w tamtych czasach nie dało się rozwiązać – nie było wówczas metod in vitro.

Zaproponowałem adopcję, ale Zofia stanowczo odmówiła. Twierdziła, iż nie pokocha dziecka innej kobiety. To niemal doprowadziło do naszej jedynej poważnej kłótni. W końcu ustąpiłem – kochałem ją i byłem gotów na wszystko. Zamiast dzieci, poświęciłem się jej, a uczucia rodzicielskie przelałem na dzieci mojego młodszego brata.

Co ciekawe, Zofia unikała spotkań z jego rodziną. Mówiła, iż to przypomina jej o tym, czego nie może mieć. Dlatego odwiedzałem ich sam. To właśnie mój brat i jego synowie pomogli mi, gdy Zofia odeszła.

Pół roku po jej śmierci zacząłem porządkować jej rzeczy z pomocą starszego siostrzeńca. Chcieliśmy oddać ubrania do Caritasu – wiedziałem, iż Zofia chciałaby pomóc potrzebującym. W głębi szafy znalazłem małe pudełko z pamiątkami: zasuszony kwiat z bukietu ślubnego, zdjęcia z podróży poślubnej, drobiazgi z rocznic… i jeden stary list.

„To chyba jakiś miłosny list, wujku Janie” – powiedział siostrzeniec. Zmarszczyłem brwi – nigdy nie pisałem do Zofii listów, bo nigdy się nie rozstawaliśmy. Na kopercie zobaczyłem swoje imię i nazwisko.

Koperta była otwarta, a papier wyglądał na często trzymany w dłoniach. Gdy rozwinąłem list, zobaczyłem podpis – **Aniela**. To było imię mojej pierwszej miłości, dziewczyny z młodości. Byłem w niej szaleńczo zakochany… aż do dnia, gdy zobaczyłem, jak całuje się z moim najlepszym przyjacielem.

Wtedy zacząłem spotykać się z Zofią – początkowo z rozpaczy, ale z czasem uznałem, iż to najlepsze, co mnie spotkało. A może się myliłem?

Ze starości oczy już nie te, więc siostrzeniec przeczytał list na głos:

„Drogi Janie, to pewnie dla Ciebie szok, ale okoliczności zmuszają mnie do wyznania tajemnicy, którą chciałam zabrać do grobu. Miałam dziecko, Janie. Nasze dziecko. Byliśmy tak młodzi… Gdy odkryłam, iż jestem w ciąży, bałam się Twojej reakcji. Zwierzyłam się Markowi i prosiłam o radę. Wtedy powiedział, iż mnie kocha… i pocałował. Wszedłeś, zobaczyłeś i wpadłeś w gniew. Nie chciałeś słuchać.

Myślałam, iż dasz mi czas, ale trzy miesiące później ożeniłeś się z inną. Postanowiłam uszanować Twój wybór. Wychowałam Jasia samotnie, ale teraz dowiedziałam się, iż mam raka. Jaś ma prawie sześć lat – jest cudownym chłopcem. Byłbyś z niego dumny.

Czy Ty i Twoja żona przyjęlibyście go pod swój dach? Nie mam rodziny, a gdy umrę, trafi do sierocińca. Lekarze dają mi pół roku. Podaję numer telefonu – proszę, zadzwoń…”

Łzy spływały mi po twarzy, gdy siostrzeniec dobiegł do słów: „Z miłością, Aniela”. Drżałem. Zofia ukryła to przede mną. Miałem syna, który został sam na świecie, sądząc, iż go odrzuciłem.

Dlaczego Zofia milczała? List dotarł mniej więcej wtedy, gdy rozmawialiśmy o adopcji. Pamiętałem, jak gorzko mówiła o „cudzych dzieciach”. Straciłem szansę na ojcostwo, a mój syn pewnie błąkał się po domach dziecka, przekonany, iż go nie chciałem. Aniela umarła, wierząc, iż odtrąciłem ich oboje.

Zabrała mi to wszystko przez zazdrość? A może nigdy nie chciała dzieci? Unikała rodziny brata, unikała wszystkich dzieci… Mówiła, iż to przez ból, ale czy na pewno?

Zrozumiałem, iż Zofia, którą kochałem, nigdy nie istniała. To był wytwór moich marzeń. Mój syn ma dziś pewnie ponad sześćdziesiąt lat – może ma już wnuki. A ja straciłem to wszystko.

Siostrzeniec pomógł mi znaleźć Jasia – dziś nosi nazwisko Kowalski. Okazało się, iż całe życie wierzył, iż go porzuciłem. Gdy wysłaliśmy mu list, zgodził się na spotkanie. Przyszedł z najstarszym synem, przystojnym młodym mężczyzną o imieniu Krzysiek.

Jaś miał urodę Anieli, ale moje oczy i uśmiech. Od razu poczuliśmy więź – obaj tęskniliśmy za relacją ojca i syna.

Dziś mam trzy wnuczki, pięcioro prawnuków i szóste w drodze. Najmłodsza wnuczka, Kinga, powiedziała mi, iż to chłopiec – i nazwą go Jan, na moją cześć. W końcu odnalazłem rodzinę.

**Czego nas to uczy?**
1. Można żyć z kimś całe życie i nigdy go nie poznać.
2. Nigdy nie jest za późno. Czasem najpiękniejsze przychodzi na samym końcu.

Idź do oryginalnego materiału