Płatki śniegu w tańcu

twojacena.pl 2 godzin temu

Płatki śniegu wirują przed oczami. Po dwudziestu latach małżeństwa wielu przeżywa trudne chwile. Kasię i Marka też to nie ominęło.

Dwa dekady z Markiem, tyle przeszliśmy, wychowaliśmy syna, Adama, teraz studiuje we Wrocławiu. Trzeba zadzwonić, jak mu tam samodzielnie? Mieszka w akademiku, choćby nie narzeka, myślała Kasia, otulona kocem w fotelu.

Ich syn był uparty jak ona sama. Dlatego łatwo się rozumieli w końcu był jej odbiciem. Z niewyjaśnionych przyczyn nie zdecydowali się na drugie dziecko, choć marzyła o dwójce. Ale życie bywało tak skomplikowane, iż teraz była pewna, iż podjęli słuszną decyzję.

Poznali się na studiach, pobrali na trzecim roku, a na czwartym urodził się Adam. Na szczęście pomogła mama, więc nie musiała brać urlopu dziekańskiego. Jakoś się udało. Razem z mężem skończyli studia.

Nie było łatwo brakowało pieniędzy, ale z czasem, jak mówią: przeszło jak sen jakiś złoty

Marek załapał się do dużej firmy na prestiżowe stanowisko, piął się po drabinie kariery. Teraz był wicedyrektorem. Kasi w pracy nie wiodło się tak dobrze, ale i nie pragnęła zbyt wiele. Została zwykłym menedżerem w innej firmie.

Marek od razu postawił sprawę jasno:
Mógłbym cię załatwić u nas, ale nie chcę, żebyśmy pracowali razem. Jarek wziął żonę do biura teraz tylko kłótnie w domu. Potrafi ją zazdrosnąć choćby o sprzątaczkę.
Marku, wszystko rozumiem. Praca to praca, a rodzina to rodzina. Też tak uważam, odparła, a on był zadowolony z jej rozsądku.

Marek to stateczny mężczyzna. Nie łasił się na inne kobiety. Choć, jak każdy, miał swoje słabości podobały mu się piękne panie, a myśli czasem miał niecne. Ale żonie nie zdradzał, najwyżej trochę flirtował. No cóż, kobiety same się czasem narzucały.

Kasia bywała zazdrosna, czasem nie wytrzymywała i urządzała sceny. Teraz siedziała w fotelu, za oknem sypał śnieg. Wpatrywała się w telefon, na którym uśmiechało się znajome, trochę nieogolone oblicze męża.

W mieszkaniu panowała cisza, a jego twarz wciąż się do niej uśmiechała. Myślała:
Uśmiecha się, a mnie boli. Gdyby choć zadzwonił Czuję się jak obca we własnym domu. A wszystko przez tę dumę zgodziłam się na tę głupią separację. Teraz żałuję

Pół roku temu Marek oznajmił:
W pracy mamy imprezę z okazji jubileuszu firmy. Szef kazał przyjść z partnerami. Więc, żono, szykuj się
Oj, Marku, muszę kupić nową sukienkę Chcę wyglądać pięknie
No dobrze, kupimy. Kiedy?
W weekend pojedziemy do galerii, zdecydowali.

Sukienka była przepiękna, elegancka. Marek oniemiał, gdy ją ujrzał w nowych butach.
O rany, Kasia, ale z ciebie piękność!
A myślałeś! zaśmiała się, dumnie podnosząc głowę.

Teraz siedziała w fotelu, wspominając tamtą imprezę. Przed oczami stała jej scena: Marek, uśmiechnięty, prowadził w tańcu koleżanki z pracy. Najczęściej tę rudą księgową, Magdę, w obcisłej czerwonej sukience, która szeptała mu coś do ucha, a potem oboje wybuchali śmiechem.

Kasia została z jego kumplem, Jackiem rozwodnikiem, więc nie odstępował jej na krok. Co prawda Marek też ją zapraszał do tańca, był wesoły, pytał, czy jej się podoba. Kiwała głową, ale w środku czuła, jakby koty darły jej serce.

Gdy Jacek nudził opowieścią o wakacjach w Tajlandii, udawała zainteresowanie. Po imprezie wrócili do domu. Marek widział, iż żona jest niezadowolona, ale nie pytał. I tak wszystko wygarnie, a on i tak wiedział, o co chodzi.

W końcu, po przebraniu się i zmyciu makijażu, Kasia wybuchnęła:
Nie podobało mi się twoje zachowanie. Czemu zostawiałeś mnie z Jackiem? Myślisz, iż słuchanie jego bredni to przyjemność?
A ty uważasz, iż cały wieczór powinienem stać przy tobie jak słup i uciekać przed każdą kobietą, która chciała ze mną zatańczyć? To one częściej mnie zapraszały!
Widziałam, odparła ostro, czując, iż przesadza, ale nie potrafiąc się powstrzymać. Lepiej tak niż ignorować żonę i śmiać się z tą swoją księgową!
Kasia, westchnął, siadając przy stole, mam dość twojej zazdrości. To nie pierwszy raz Twoje wyrzuty, histerie, to mnie męczy. Zachowujesz się jak paranoiczka.
Lepiej być paranoiczką niż kobieciarzem, rzuciła ostro.
Skoro tak może powinniśmy na jakiś czas się rozstać. Odpocząć od siebie.

Kasia odwróciła się do okna, powstrzymując łzy. Duma nie pozwoliła jej się przyznać, iż nie chce tego, iż zazdrości, bo kocha. I boi się go stracić.
Też tak uważam, wykrztusiła.

Za oknem rozpętała się burza grzmoty, błyskawice, ulewa.

Następnego dnia Marek spakował rzeczy i wyszedł. Kasia chciała wyć z rozpaczy.

Wieczorami rozmyślała:
Może powinnam częściej mówić Markowi, iż go kocham? Może mniej zazdrościć, więcej ufać? W głębi duszy nigdy nie wierzyłam, iż mógłby mnie zdradzić. I nie powinnam była zgadzać się na tę rozłąkę. Bo teraz widzę to nie jest przerwa, to początek końca.

Zrozumiała swoje błędy. Jak zwykle za późno.

Wciąż widziała tylko Marka. Inni mężczyźni nie istnieli.

Miękki, biały całun obejmował wszystko wokół.

Zbliżały się święta. Kasia patrzyła, jak za oknem leniwie opadają płatki śniegu. Zwykle wiało, a śnieg wirował w powietrzu. Ale ona lubiła zimę tę biel, która otulała domy, drzewa, ulice, całe miasto.

Telefon zadzwonił w dłoni. Dzwoniła mama.
Kasiu, córeczko, jak tam u was?
Cześć, mamo. Wszystko w porządku, skłamała.
Z tatą czekamy na was w święta. I na Adasia też. Żadnych wymówek! To tradycja.

Kasia lubiła spędzać święta u rodziców w małej wsi pod górami. Jeździli na nartach, pili gorącą herŚnieg przestał padać, a Kasia poczuła, jak Marek delikatnie ściska jej dłoń, jakby chciał powiedzieć, iż wszystko jeszcze może być tak, jak dawniej, jeżeli tylko oboje odważą się wybaczyć.

Idź do oryginalnego materiału