Płatki śniegu w rytmie tańca

newskey24.com 3 godzin temu

**Dziennik, grudzień**

Płatki śniegu wirują w powietrzu. Po dwudziestu latach małżeństwa każdy przechodzi trudne chwile. I mnie z Ewą to nie ominęło.

Dwadzieścia lat z Romkiem, tyle przeszliśmy, syna Jacka wychowaliśmy, teraz studiuje. Powinnam zadzwonić, sprawdzić, jak mu samodzielnie idzie. Mieszka w akademiku, ale nie narzeka myślała Ewa, otulona kocem w swoim ulubionym fotelu.

Jacka zawsze miał upór po niej. Dlatego łatwo im się dogadać to przecież jej odbicie. Czasem żałowali, iż nie zdecydowali się na drugie dziecko, choć Ewa marzyła o córce. Ale życie bywa ciężkie, może i lepiej, iż tak wyszło.

Poznaliśmy się na studiach, pobrali na trzecim roku, a na czwartym urodził się Jacek. Dzięki pomocy mojej matki Ewa nie musiała brać urlopu dziekańskiego. Razem skończyliśmy uczelnię.

Nie od razu było łatwo. Brakowało pieniędzy, ale z czasem, jak to mówią: *przeszło jak po maśle*. Załatwiłem pracę w dużej firmie, piąłem się po szczeblach kariery. Teraz jestem zastępcą dyrektora. Ewie nie zależało na takich wyżynach pracowała jako zwykła menedżerka, w innym biurze.

Mógłbym cię wciągnąć do naszej firmy powiedziałem kiedyś ale widziałem, jak skończyło się u Wojtka. Żona go pilnuje, choćby sprzątaczki jej nie podobają.

Rozumiem, Romek. Praca to praca, rodzina to rodzina odparła spokojnie. Byłem zadowolony, iż myślimy podobnie.

Nie jestem święty lubię patrzeć na ładne kobiety, czasem pozwalam sobie na niewinne flirty. Ale nigdy nie zdradziłem Ewy, choć ona i tak potrafiła rozpętać burzę z byle powodu.

Dziś siedzi w fotelu, za oknem sypie śnieg, a ona wpatruje się w telefon. Na ekranie moje zdjęcie lekko zarost, ten sam uśmiech. Cisza w mieszkaniu, a w jej głowie wir:

Uśmiecha się, a mnie boli. Dlaczego nie zadzwoni? Samotność dusi. To przez moją dumę zgodziłam się na tę przerwę, a teraz żałuję. Mogłam to naprawić wcześniej…

Pół roku temu ogłoszono firmową imprezę z okazji jubileuszu.

Wszyscy mają przyjść z partnerami powiedziałem. Musimy się pokazać.

Kupię nową sukienkę! ucieszyła się Ewa.

Wybraliśmy się w weekend do galerii. Suknia, którą wybrała, była elegancka, a gdy ją przymierzyła, aż mi dech zaparło.

No cóż, moja żona wciąż potrafi zaskoczyć zaśmiałem się.

A myślałeś inaczej? odparła dumnie.

Teraz, siedząc w fotelu, Ewa wciąż widziała tamtą imprezę: jak tańczę z koleżankami z pracy, zwłaszcza z księgową Hanną w obcisłej czerwonej sukni. Śmiała się, szepcząc coś do ucha. Ewę podrywał Wojtek, rozwodnik, który nie odstępował jej na krok. Tańczyłem z nią kilka razy, ale w duszy Ewy koty darły pazury.

Po powrocie wybuchł sztorm.

Podobało ci się, jak uwodziłeś te kobiety? rzuciła ostro.

Mam stać jak słup i unikać wszystkich oprócz ciebie? To one mnie zapraszały!

Wolałabym, żebyś przynajmniej nie zostawiał mnie z Wojtkiem, który gadał bez końca o swoim wyjeździe do Grecji! A potem ta Hanna…

Ewa westchnąłem twoja zazdrość mnie męczy. To nie pierwszy raz. Zachowujesz się jak paranoiczka.

Lepiej być paranoiczką niż kobieciarzem!

W takim razie może potrzebujemy przerwy.

Odwróciła się do okna, by ukryć łzy. Dumę miała twardą jak skała nie powiedziała, iż tego nie chce. A za oknem zerwała się burza, grzmoty i błyskawice rozświetliły pokój.

Następnego dnia wyniosłem się do wynajętego mieszkania.

Wieczorami Ewa roztrząsała w myślach:

Może powinnam częściej mówić, iż go kocham. Mniej zazdrościć, więcej ufać. W głębi serca wiedziałam, iż nie zdradzi. I nie powinnam była godzić się na tę przerwę to nie odpoczynek, to początek końca.

Teraz to widzę. Dlaczego przychodzi to dopiero z perspektywy czasu?

Ewa choćby nie patrzyła na innych mężczyzn. Dla niej istniałem tylko ja.

Śnieg otula świat białą kołderką. Zbliżają się święta. Ewa patrzy za okno rzadko pada tak cicho, zwykle wieje wiatr i płatki wirują w chaosie. Kocha tę porę roku, tę biel, która kryje domy, drzewa, całe miasto.

Telefon zadzwonił w dłoni. Dzwoniła matka.

Ewuniu, córeczko! Przyjeżdżacie na Nowy Rok? Czekamy z tatą, Jacek też ma być. Żadnych wymówek!

Ewa nie miała serca powiedzieć, iż mieszkamy osobno. Obiecała przyjazd.

Uwielbiała święta w domu rodziców mała wioska u podnóża gór. Jeździliśmy na nartach, pili herbatę przy kominku, siedząc na niedźwiedziej skórze (ojciec upolował ją lata temu). Oglądaliśmy stare filmy, objadali się pierogami matki.

Po rozmowie Ewie zrobiło się ciężko na sercu.

Może zadzwonię do Romka? pomyślała niepewnie.

W końcu zebrała się na odwagę.

Cześć szepnęła.

Cześć odpowiedziałem, a w głosie usłyszała dawno nieobecną ciepłotę.

Mama dzwoniła… Czekają na nas na święta. Nie powiedziałam im…

Mogę przyjechać odparłem. Ale… co powiemy?

Nic. Niech mają spokój. Będziemy udawać, iż wszystko gra. Później im opowiesz. A teraz… udawaj, iż mnie kochasz. Głos jej drżał.

Dobrze zgodziłem się.

To ustalone. Muszę jeszcze kupić prezenty.

Pomogę ci rzuciłem niespodziewanie.

Spotkaliśmy się dwa dni później. Po pół roku rozłąki patrzyliśmy na siebie jak na widmo wpatrzeni, uśmiechnięci, niepewni.

Jak się masz? spytałem.

Jakoś leci wzruszyła ramionami.

Wybraliśmy prezenty dla rodziców, siostry i Jacka. Ewa śmiała się, gadała jak dawniej. Była szczęśliwa po raz pierwszy od miesięcy.

Odprowadziłem ją do domu, wyniosłem torby.

Dzięki za pomoc powiedziała.

Nie ma sprawy.

Wpadniesz na herbatę? spyWpadnę szepnąłem, biorąc ją za rękę, a gdy śnieg zaczął prószyć gęściej, jakby chciał ukryć nas przed światem, zrozumiałem, iż czas przestać udawać.

Idź do oryginalnego materiału